Amerykańskie firmy produkcyjne ustawiają się w kolejce, by ostrzec Donalda Trumpa przed konsekwencjami jego reform: miejsca pracy do USA i tak nie wrócą, za to towary mogą zdrożeć.
Gospodarka według Trumpa to w gruncie rzeczy kilka reform. Prezydent-elekt odbudowę "wielkiej Ameryki" zacznie od reformy podatków. Obiecał:
- niższe progi podatkowe dla gospodarstw domowych (0, 12, 25 i 33 procent),
- niższe podatki dla przedsiębiorców (stawka 15 proc.),
- niższe wydatki rządowe - o 12 proc. - do 500 mld dol.
Ale co ważniejsze dla międzynarodowych przedsiębiorców, zapowiada również renegocjacje traktatu TPP, regulującego zasady handlu pomiędzy dwunastoma krajami w regionie Azji i Pacyfiku, oraz NAFTA, czyli północnoamerykańskiego układu wolnego handlu zawartego pomiędzy USA, Kanadą i Meksykiem. Wszystko po to, by miejsca pracy powstawały w Stanach Zjednoczonych, a nie za granicą.
Producenci widzą to jednak zupełnie inaczej - do Stanów Zjednoczonych miejsc pracy nie przeniosą, bo za ich produkcję i tak w większości zaczynają odpowiadać maszyny. Fabryki, które otworzyli w Azji, były na tyle drogie, że przenoszenie ich się nie opłaci. Nowe umowy handlowe mogą z kolei skończyć się wyższymi cenami w USA. Najwięcej obaw mają wytwórcy obuwia, którzy jako pierwsi przenieśli produkcję do biedniejszych krajów ze względu na niższe koszty pracy.
"Najwięcej do stracenia mają konsumenci. Gdy wyeliminujemy umowy handlowe, to oni zapłacą więcej za buty" - ostrzega Matt Priest, przewodniczący związku dystrybutorów obuwia i detalistów w Ameryce (ang. Footwear Distributors & Retailers of America).
Stany Zjednoczone co roku importują 98 proc. sprzedawanego na rynku obuwia. W ubiegłym roku było to 2,5 mld par, czyli średnio po osiem dla każdego mężczyzny, kobiety i dziecka. Szewstwo z USA trafiło do Azji ponad dekadę temu ze względu na koszty i pracochłonność. Wytworzenie jednej pary butów to mniej więcej 80 kroków produkcyjnych. Pracownik fabryki tworzącej buty zarabia 245 dolarów miesięcznie, a marża na produkcji sięga nawet 48 proc.
Trans-Pacific Partnership, czyli umowa TPP, była jednym z głównych tematów w tej kampanii wyborczej w USA. Nike dowodził, że jeżeli umowa zostanie przyjęta i utrzymana, to będzie mógł stworzyć prawie 10 tys. miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych. Producent wyjaśniał jednak, że nie planuje uruchamiać fabryk w starym stylu, które zatrudnią niewykwalifikowanych pracowników. Chodziło o zautomatyzowane fabryki i ofertę pracy dla inżynierów.
Producenci zostaną poza USA?
Ale nie tylko giganci nie widzą sensu w przenoszeniu produkcji do krajów wysokorozwiniętych. "Pomysł przenoszenia produkcji obuwia do rozwiniętych krajów jest trochę farsą" - mówi agencji Reuters Ed Van Wezel, prezes Hi-Tec International Holdings BV z Amsterdamu. Firma sprzedaje prawie 30 proc. obuwia do USA, głównie są to buty górskie i sportowe.
Wątpliwości co do planów Trumpa widać również w innych branżach. Mark Fields z Ford Motor powiedział w ubiegłym tygodniu, że duże cła na importowane samochody i ciężarówki z Meksyku zaszkodzą przemysłowi motoryzacyjnemu i gospodarce USA. Firma nadal ma plany produkować małe samochody poza USA, bo na tamtejszym rynku nie ma na nie chętnych.
Po drugiej stronie barykady przez większość kampanii stała z kolei firma New Balance z Bostonu. W kampanii otwarcie wspierała Donalda Trumpa, gdy sprzeciwiał się on międzynarodowym umowom handlowym takim jak TPP. Kiedy przedstawiciel firmy powiedział, że Trump nakieruje pewne sprawy "na właściwy kierunek", wściekli się klienci firmy. W proteście zaczęli nawet palić buty.
Reuters sugeruje, że New Balance może paść ofiarą własnych sympatii. Gdy Trump zacznie mieszać z umowami handlowymi, na firmę może spaść presja przeniesienia produkcji. W Stanach Zjednoczonych NB sprzedaje tylko 25 proc. tego, co produkuje. A produkcja w USA już teraz podnosi ceny butów o 25-35 proc. Dodatkowe opłaty mogłyby spowodować, że nikt nie kupowałby już butów New Balance. Stałyby się po prostu za drogie.
Roboty zamiast pracowników
Reuters sugeruje jednak, że w tle tego sporu trwa inna batalia. O to, by całą produkcję zautomatyzować i nie martwić się o koszta pracownicze. Reebok - należący do niemieckiego Adidas AG - już teraz buduje laboratoria na Rhode Island. Do tworzenia obuwia firma chciałaby wykorzystywać płynny plastik.
Sceptycy automatycznych rozwiązań i tak zauważają, że surowce trafiłyby do Stanów i tak z Azji. Głównie dlatego, że koncerny mają już tam sprawdzonych dostawców i wieloletnie umowy. Analitycy z kolei zauważają, że Amerykanie kochają tanie buty. I nie obchodzi ich, skąd pochodzą.