B. członek rady nadzorczej Amber Gold Łukasz Daszuta odmówił we wtorek zeznań przed sejmową komisją śledczą, powołując się na fakt, że jest obrońcą szefa spółki Marcina P. w sprawach wyłączonych z głównego postępowania co do Amber Gold.
aktualizacja 12:30:00
- Nie przystępuję do przesłuchania, moje stanowisko jest jednoznaczne i stanowiska nie zmienię - mówił b. członek rady nadzorczej Amber Gold Łukasz Daszuta członkom komisji śledczej, którzy podczas wtorkowego przesłuchania próbowali zadawać mu pytania.
W czasie próby przesłuchania Witold Zembaczyński z Nowoczesnej wskazał, że świadek może odpowiadać na pytania komisji w zakresie, który nie koliduje "z pana tajemnicą obrończą".
- W związku z tym pierwsze pytanie: jak wyglądały pana kontakty z prok. Barbarą Kijanko i czy motywował pan panią prokurator do nic nierobienia w sprawie Marcina P. i jego kolejnych problemów z prawem? - pytał polityk Nowoczesnej.
Kijanko była prokuratorem w Prokuraturze Gdańsk-Wrzeszcz, jako pierwsza zajmowała się sprawą Amber Gold po tym jak w 2009 r. KNF złożyła zawiadomienie ws. tej spółki.
Daszuta odmówił jednak odpowiedzi na to pytanie, argumentując, że przedmiot prac komisji śledczej jest zbieżny z przedmiotem postępowania przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. "Ponadto osobom oskarżonym zostało przyznane pełne prawo do odmowy składania zeznań. Dlatego tutaj adwokat wezwany przed organ, jakim jest komisja, wie, że wszystkie pytania będą dotyczyły jego klientów" - mówił.
- Moje stanowisko jest jednoznaczne i stanowiska nie zmienię - podkreślił świadek.
Zembaczyński ocenił, że Daszuta wprowadza w błąd opinię publiczną, gdyż komisja nie zajmuje się wątkiem karnym, ale instytucjonalnym. - Niech pan więc nie porównuje pracy komisji śledczej (...) do sprawy karnej prowadzonej przez sąd" - mówił poseł Nowoczesnej.
- Jak pan nie zna akt sprawy, to proszę nie wysnuwać takich stwierdzeń. Absolutnie wątek organów jest badany i wszelkie dokumenty, korespondencja organów i przedstawiciele tych organów są przesłuchiwani przed sądem okręgowym - ripostował świadek.
Wiceprzewodniczący komisji śledczej Marek Suski (PiS) pytał natomiast Daszutę, czy toczy się wobec niego jakieś postepowanie dyscyplinarne.
- Panie pośle, tak jak powiedziałem, ja nie będę odpowiadał na pytania - po raz kolejny powtórzył Daszuta.
- Ale to nie jest pytanie dotyczące pana tajemnicy (adwokackiej) - argumentował Suski.
- Panie pośle moje stanowisko zostało już wyrażone - podkreślił świadek. Na te słowa Suski stwierdził, że Daszuta uchyla się od odpowiedzi na pytanie niezwiązane z tajemnicą adwokacką.
- Jeśli pan tak uważa, to ma pan stosowną drogę przewidzianą w ustawie o sejmowej komisji śledczej - wskazał Daszuta.
- Ja powiedziałem, że nie przystępuję do przesłuchania. Dokonałem wyjaśnienia kwestii, które dotyczą mojej interpretacji, mojej roli, jako osoby wezwanej i tylko w tym zakresie udzieliłem państwu informacji. Pozostałych informacji nie będę państwu udzielał - oznajmił.
Gdy na początku przesłuchania komisja chciała odebrać od niego przysięgę świadka, Daszuta odmówił jej złożenia i powiedział, że odmawia zeznań. Powołał się na fakt, że jako obrońcę Marcina P. "obowiązuje go zakaz dowodowy".
- Komisji jest znana pana rola jako obrońcy - odpowiedziała szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS). - Pan doskonale wie, że pełnił pan również funkcje i zadania w tej firmie i w pozostałych powiązanych, które nie są w żaden sposób powiązane ze stosunkiem obrończym, czy tajemnicą adwokacką - dodała. Zapowiedziała, że komisja nie będzie go przesłuchiwać na okoliczności objęte tajemnicą obrońcy czy adwokata.
- Absolutnie ze stanowiskiem komisji nie mogę się zgodzić - odpowiedział Daszuta. Dodał, że sprawował obsługę prawną Amber Gold od 2011 r. do sierpnia 2012 r. i był też w radzie nadzorczej spółki. Według niego, najważniejsze jednak jest to, że od sierpnia 2012 r. był obrońcą Marcina P., a następnie jego żony Katarzyny P.
- Z najwyższym zdziwieniem przyjęliśmy do wiadomości fakt, że jakikolwiek organ pozwolił panu pełnić funkcję obrońcy w tym postępowaniu, co zostało skorygowane w 2014 r.; w końcu ktoś doszedł do tego, że pan powinien mieć inną rolę a nie obrońcy - replikowała Wassermann.
Dodała, że "przeprowadzanie szkoleń, branie za to pieniędzy, a potem ich zwracanie" nie wchodzi w zakres tajemnicy adwokackiej. Podkreśliła, że za szkolenie "które miało się odbyć" wziął 150 tys. zł. Według niej, Daszuta powinien być "co najmniej świadkiem" w procesie ws. Amber Gold.
Daszuta odpowiedział, że przestał być obrońcą dlatego, że sąd zauważył, iż może istnieć sprzeczność interesów z uwagi na wyjaśnienia obojga podejrzanych. Dodał, że świadek ma zeznawać według swojej "najlepszej aktualnej wiedzy", a wiedzę w sprawie zdobył - jak podkreślał - "przede wszystkim już po podjęciu obrony". Członkowie komisji podkreślali, że mogą zadawać konkretne pytania, nie wchodzące w zakres tajemnicy obrończej.
Daszuta przyznał, że nadal jest obrońcą Marcina P. w sprawach wyłączonych z głównego postępowania ws. Amber Gold; nie jest zaś już obrońcą Katarzyny P.
W czasie wymiany argumentów Wassermann ujawniła, że Daszuta odmówił zeznań przesłuchiwany jako świadek w łódzkiej prokuraturze ws. Amber Gold. Jak oceniła, "prokuratura uległa". Dodała, że powinien się on był wcześniej wyłączyć jako ich obrońca. Dodała, że komisja będzie pytała prokuratorów, dlaczego w ogóle został dopuszczony jako obrońca.
Nazwiska Daszuty i Pastora, jako najbliższych współpracowników szefów Amber Gold, Marcina i Katarzyny P., pojawiły się m.in. podczas przesłuchania Krzysztofa Kuźmierczyka, "ochroniarza" Marcina P., który odpowiadał na pytania komisji przed dwoma tygodniami.
To on był odpowiedzialny za ochronę firmy, przewoził sztabki złota i kontrolował sejfy:
- Daszuta to dobry współpracownik pana Marcina, często razem wychodzili. Jeśli chodzi o pana Daszutę, to był częściej w pobliżu zarządu niż pan Pastor - mówił przed komisją b. dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk. - Nazwisko pana Pastora przewijało się wielokrotnie. Przy wyjazdach do Warszawy on odbierał zarząd z lotniska. Było wiadomym, że Pastor pochodzi z Trójmiasta. Był zaufaną osobą Marcina P. - dodał świadek.
Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji.
W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express, pod którą działały linie OLT Express Regional (z siedzibą w Gdańsku, wykonujące rejsowe połączenia krajowe) oraz OLT Express Poland (z siedzibą w Warszawie, które wykonywały czarterowe przewozy międzynarodowe). Linie OLT Express rozpoczęły działalność 1 kwietnia 2012 r.
Głośno o sytuacji spółki Amber Gold zrobiło się w lipcu 2012 r., kiedy linie OLT Express zaczęły mieć kłopoty finansowe - zawieszono wówczas wszystkie rejsy regularne przewoźnika, a następnie firma poinformowała, że wycofuje się z inwestycji w linie lotnicze. Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r.
Z kolei Amber Gold ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 r., a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.
Ponadto z materiału zebranego do tej pory przez Prokuraturę Regionalną w Łodzi, która bada, gdzie trafiły pieniądze wyprowadzone z Amber Gold, wynika m.in., że od 15 grudnia 2011 r. do 30 sierpnia 2012 r. na rzecz OLT Express przelano z kont Amber Gold 5 mln 800 tys. dolarów i 43 mln 600 tys. zł. Jak ustalono, mimo tego OLT Express nie realizowała swoich zobowiązań finansowych wynikających choćby z konieczności uregulowania rat leasingowych za samoloty.