31 maja Sąd Okręgowy w Gdańsku ogłosi wyrok w procesie cywilnym, który 39-letnia mieszkanka Starogardu Gdańskiego, poszkodowana w aferze Amber Gold, wytoczyła Skarbowi Państwa. Powódka domaga się 105 tys. zł odszkodowania.
Pozwane w tej sprawie są Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz i Prokuratura Okręgowa w Gdańsku. Powódka zarzuca tym dwóm organom śledczym opieszałość i nieprawidłowe działania podczas śledztw ws. tego parabanku. Prokuratoria Generalna, reprezentująca w procesie Skarb Państwa, chce oddalenia pozwu Angeliki M.
Na ostatniej rozprawie sąd oddalił m.in. wnoszone przez stronę powodową wnioski o przesłuchanie kilkunastu świadków, w tym prokuratorów zajmujących się sprawą Amber Gold, byłych ministrów sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego i Jarosława Gowina, byłego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, przedstawicieli Komisji Nadzoru Finansowego oraz przewodniczącej sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold Małgorzaty Wassermann.
- Słyszałam, że dużo osób inwestuje w Amber Gold. Nic nie wskazywało na to, że będzie coś nie tak. Obsługa była bardzo miła, umowę o zawarciu lokaty przeczytałam pobieżnie. Nigdy wcześniej nie inwestowałam żadnych pieniędzy. Kiedy zgłosiłam sprawę, że zostałam oszukana, ktoś z prokuratury powiedział mi, że można o tych pieniądzach zapomnieć - mówiła przed sądem mieszkanka Starogardu Gdańskiego.
Pełnomocnik powódki Szymon Szytniewski przekonywał przed sądem, że działalność Amber Gold od początku miała charakter przestępczy, a śledczy popełnili w tej sprawie rażące błędy.
- Twórcy Amber Gold Marcinowi P. zarzuty powinny zostać postawione nie w sierpniu 2012 r., ale już w 2010 r. Przez półtora roku prokuratura nie robi totalnie nic - nie uzyskała choćby żadnej dokumentacji ze spółki, nie sprawdziła, ile posiada złota w skrytkach. Dzieje się to w sytuacji, gdy ludzie wpłacają wciąż pieniądze do Amber Gold, a reklamy firmy są na billboardach w każdym większym mieście - mówił adwokat.
Dodał, że roszczenie powódki jest najbardziej zasadne. - Straciła oszczędności całego życia - podkreślił.
Przedstawiciel Prokuratorii Generalnej Paweł Dobroczek wniósł o oddalenie powództwa i zasądzenie od powódki kosztów procesu.
- Działania prokuratury nie były niezgodne z prawem. W sposób oczywisty nie ma też związku przyczynowo-skutkowego między ewentualnymi zaniechaniami prokuratury a faktem podpisania umowy przez powódkę. Chciałem zwrócić uwagę, że powódka podpisywała tę umowę sama i nikt jej do tego nie zmuszał - argumentował Dobroczek.
Dodał, że roszczenia Angeliki M. są też przedawnione. Wyjaśnił, że powódka złożyła na policji zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Amber Gold latem 2012 r. i mogła się domagać odszkodowania w ciągu trzech lat od tamtego momentu.
- Niezależnie od tego, że roszczenie jest przedawnione, ono jest również przedwczesne. W tym sensie, że na dzisiaj nie istnieje możliwość dokładnego wyliczenia szkody powódki, ponieważ nie zakończył się jeszcze proces postępowania upadłościowego - zaznaczył przedstawiciel PG.
Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.
Proces Marcina P. i Katarzyny P., właścicieli Amber Gold, trwa od marca 2016 r. przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Według śledczych, Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-12 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Prokuratura ustaliła, że spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.
Robert Pietrzak