Ostatnie chwile Amber Gold i OLT Express to odsprzedaż 10 kg sztabek złota, gorączkowe próby przepisania majątku na matkę, żonę czy szwagra. Ale też spotkania na cmentarzu oraz żonglerka kartami telefonicznymi. Sposób, w jaki Marcin P. starał się ratować majątek, ujawniło ABW w stenogramach z jego licznych rozmów i SMS-ów.
Marcin P., prezes Amber Gold, w końcowym etapie działania parabanku oraz linii lotniczych OLT Express, których był pomysłodawcą, praktycznie nie rozstawał się z telefonem. Jego korespondencja SMS-owa i zapis rozmów zostały ujawnione przez ABW i opublikowane przez magazyn"wSieci" oraz "Gazetę Finansową". Te dowody pokazują obraz ostatnich chwil przed rozpadem słynnej piramidy finansowej.
To gorączkowa próba ratowania majątku, ustalanie strategii medialnych operacji, które przy pomocy dziennikarzy oraz syna premiera Tuska w roli zasłony dymnej, miały odwrócić uwagę od działań Marcina P.
Sam szef Amber Gold miał świadomość, że jego rozmowy są na nasłuchu. W jednej z nich, z 13 sierpnia 2012 r., z byłą wspólniczką z prowadzenia Multikasy Iwoną Peplińską, wprost to sygnalizuje:
-"No, masz chwilkę, możesz gadać?".
-"Tak, tylko pozdrów panów z ABW".
Nie przeszkadzało to jednak jego rozmówczyni dawać konkretne rady twórcy piramidy finansowej. "Ja ci tylko tyle powiem, masz kasę, ładuj na kogoś obcego, nie na siebie, nie rób nic na siebie" – sugerowała. - "Wiesz, ja siedziałam w tym dość długo i ci tylko tyle powiem, masz rozum, nie jesteś głupi, ładuj w coś...".
Mieszkania na szwagierkę czy na matkę?
Marcin P. nie był głupi i już wcześniej "ładował” nie na siebie, a na matkę. Gorączkowo upłynniał majątek, przepisując mieszkania na rodzinę, pośpiesznie zlecał kolejne transakcje zaprzyjaźnionej notariusz. "Czy szwagierka to jest najbliższa osoba zwolniona z podatku od spadku i darowizn?" – chciał koniecznie wiedzieć w Marcin P.
Kiedy dowiedział się, że nie, naprędce zlecał pani notariusz sporządzenie aktów darowizny na matkę i na rzecz brata swojej żony oraz samą małżonkę Katarzynę P. Ewidentnie z zapisów rozmów prezesa Amber Gold wynika, że bardzo się śpieszył.
- "Pani notariusz, chcielibyśmy jeszcze dzisiaj zrobić dwa akty" – domagał się Marcin P.
Gotówka za sztabki
Szef Amber Gold pilnie poszukiwał gotówki. W rozmowie z gdańskim oddziałem Narodowego Banku Polskiego chciał się dowiedzieć, czy od ręki może spieniężyć około 10 kg złota w sztabkach.
- "One są od ręki kupowane, Pani się orientuje, jak to jest?" – dopytywał Marcin P. - "(...) Mam około 10 kilogramów w sztabkach szwajcarskiej mennicy, chciałbym to sprzedać, czy Państwo to skupicie?".
Chciał również wiedzieć, jak szybko po dostarczeniu sztabek do banku dostanie wycenę i czy może te pieniądze odebrać w gotówce, czy na konto bankowe.
Zasłona dymna
ABW pozyskało również rozmowy Marcina P. z dziennikarzami "Wprost" i swoimi współpracownikami, z których wynika, że powiązanie syna ówczesnego premiera Donalda Tuska z OLT Express posłuży jako bomba medialna. Ta zostanie odpalona we właściwym momencie, aby odwrócić uwagę od afery Amber Gold – więcej o sprawie pisaliśmy tutaj.
Michał Tusk otrzymał umowę zlecenie na trzy miesiące. Jak wynika ze stenogramów, przyjął ofertę, mimo że ojciec zakazywał mu podejmowania pracy w uruchomionej przez Amber Gold liniach OLT. Marcin P. szybko wykorzystał Michała Tuska jako parasol, a pomógł mu w tym "Wprost". Przekazał Michałowi Lisieckiemu faktury, wiadomości SMS oraz maila młodego Tuska.
- "To mała historia, a duża bomba. Wykorzystasz/wykorzystamy ją, jak będzie potrzeba" - odpisał Lisiecki prezesowi Amber Gold.
Medialna zasłona dymna wybuchła 10 sierpnia 2012 r. Marcin P. tak komentował sprawę: "Teraz wszyscy skupią się na temacie Michała Tuska (...) Nieprawda jest, bo ojciec musiał o tym wcześniej wiedzieć, bo jak on się do nas zgłosił, żeby pracować, to ojciec mu zakazał".
Cmentarne spotkania i żonglerka kartami
Zapisy telefonicznych rozmów Marcina P. pochodzą z różnych numerów. Ze stenogramów wynika, że Marcin P. starał się możliwie często zmieniać karty i operatorów. Do ich kupna wykorzystywał rodzinę.
Pod koniec lipca i na początku sierpnia wysyłał wpierw po cztery, a później po dwie karty Orange swoją teściową.
Naciskał też na babcię, aby spotkała się z nim w dość specyficznym miejscu. Wpierw dopytywał, czy babcia jest w domu, by po chwili polecić: "To się ubierz i idź na cmentarz, na grób dziadka".
Babcia Marcina P. nie bardzo mogła zrozumieć po co: "Gdzie tam, teraz tak późno, ciemno. Coś ty...". Ale szef Amber Gold nalegał: "Idź i nie marudź. Za 15 minut będę”.
Afera Amber Gold wybuchła w chwili upadłości spółki w sierpniu 2012 roku. Marcin P. z żoną oszukali 19 tys. klientów na kwotę prawie 851 mln zł. Sprawa wciąż jest w toku, a syndyk próbuje odzyskać pieniądze oszukanych Polaków.