Są decyzje personalne po kontroli zleconej w Autosanie przez premier Beatę Szydło - powiedział Henryk Kowalczyk. Wszczęto ją po ujawnieniu przez dziennikarzy RMF FM, że sanocka spółka pozbawiła się szansy na start w przetargu na autokary dla wojska, bo o 20 minut za późno złożyła ofertę.
Henryk Kowalczyk nie chciał zdradzić, kto straci stanowisko. Tłumaczył, że najpierw musi powiadomić osoby, których te decyzje dotyczą. Na pytanie, czy swoje stanowisko straci prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej, odpowiedział: nie.
Po ujawnieniu afery w Autosanie były dwie kontrole. Najpierw do Sanoka pojechali przedstawiciele Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Kontrola już się zakończyła. Wnioski? Z informacji RMF FM wynika, że w spółce będą wdrożone nowe procedury przetargowe. Henryk Kowalczyk także postanowił przyjrzeć się sprawie. O swoich spostrzeżeniach poinformował szefową rządu, Beatę Szydło, która nie chciała ujawnić szczegółów.
Przypomnijmy, że pod koniec sierpnia, portal informacyjny radia informował, że w wyniku opóźnienia w zgłoszeniu Autosan pozbawił się szansy na zdobycie zamówienia od armii wartego prawie 30 mln zł. Wówczas polska spółka starała się o zlecenie na 18 takich autokarów.
Kontrakt trafił więc do niemieckiego producenta – znanej firmy MAN. – Sytuacja (..) rzeczywiście była niedopuszczalna, stąd decyzja o natychmiastowym zwolnieniu odpowiedzialnego za dostarczenie oferty dyrektora handlu i marketingu Autosan Sp. z o.o. oraz podjęcie wewnętrznej procedury kontrolnej dotyczącej sposobów realizacji tego typu działań w spółce – przyznał w wówczas, w specjalnym oświadczeniu Błażej Wojnicz, prezes zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Krótko po ich publikacji RMF FM, pojawiły się głosy, że spółka Autosan nie posiada w ofercie autobusów, które spełniają wymagania tamtego przetargu. Jak przyznał prezes zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej, przyczynić się do tego mogło nieprecyzyjne oświadczenie prezesa Autosanu.
– Należy również wyjaśnić okoliczności modyfikacji początkowej wersji oświadczenia prezesa Autosanu. Pierwotne zapisy o tym, że sam udział w postępowaniu nie gwarantuje wygranej, a spółka aktualnie nie posiada w swojej ofercie preferowanych w tym postępowaniu autobusów wysokopodwoziowych wynikał z pewnej przesadnej ostrożności. Logicznie poprawne stanowisko sformułowano jednak na tyle niezręcznie, że część odbiorców zrozumiała je niewłaściwie i założyła, że Autosan nie mógł wygrać postępowania - tłumaczył prezes Wojnicz.
Dodał również, że w rzeczywistości sytuacja wygląda tak, że licząc się z mniejszą ilością punktów za specyfikację techniczną spółka zamierzała powalczyć o zwycięstwo korzystniejszymi od konkurencji warunkami cenowymi. "Chciałbym zatem wyraźnie podkreślić, że spółka była i jest w stanie wykonać autobusy, które były przedmiotem zamówienia" – zaznaczył prezes Wojnicz.
Przypomnijmy, że wojsko poprzednio zamawiało autobusy z minimum 45 fotelami pasażerskimi plus miejsca dla pilota i kierowcy. Teraz jednak warunki zostały obniżone - miejsc pasażerskich ma być minimum 41 plus dwa.
Nie ma też wymogu pomieszczenia do wypoczynku dla drugiego kierowcy, obniżono pojemność bagażnika i moc silnika. Wszystko wskazuje na to, że przy tych założeniach autobus polskiej firmy z Sanoka może być brany pod uwagę.