Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że szefowie WGI Consulting nie są winni czterem, a jedynie trzem przestępstwom, za które skazał ich kilka miesięcy temu sąd pierwszej instancji. Zmniejszył też wymiar kary finansowej wobec Macieja S. i Arkadiusza R. To jednak wciąż czubek góry lodowej jednej z największych afer finansowych w Polsce.
Warszawska Grupa Inwestycyjna, którą firmowali swoimi twarzami ludzie z pierwszych stron gazet, to nie jedna spółka, a cała sieć powiązanych ze sobą podmiotów. WGI inwestowała głównie na rynku walutowym. Oskarżana jest o zdefraudowanie 340 mln złotych, na czym ucierpiało ponad 1,2 tysiąca osób. Szefom spółki zarzuca się przede wszystkim to, że prowadzili podwójną księgowość. Inne raporty o stanie swoich środków otrzymywali klienci, którzy byli przekonani, że osiągają wysokie zyski, inne trafiały do nadzoru - Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (dziś jej rolę pełni Komisja Nadzoru Finansowego). W uproszczeniu - managerowie mieli brać kredyty pod zabezpieczenie pieniędzy klientów i bez ich wiedzy kupować za nie nieruchomości w USA.
Wszystko runęło, gdy KPWiG cofnęła licencję maklerską spółce-matce całej tej układanki – WGI DM. Był rok 2006. Od tamtej pory w polskich sądach toczy się wiele procesów wydzielonych z tej sprawy. A klienci mają coraz mniejsze nadzieje na odzyskanie swoich pieniędzy.
Piątkowy wyrok Sądu Okręgowego uprawomacnia wyrok ws. WGI Consulting – spółki córki WGI DM, który zapadł 29 kwietnia ubiegłego roku. Sąd uznał wówczas oskarżonych winnymi czterech z pięciu stawianych im zarzutów. W piątek, po apelacji obu stron, z jednego ich oczyścił.
Drugi ważny wyrok w aferze WGI
- Oskarżonym nie można przypisać przestępstwa polegającego na tym, że nie złożyli wniosku o upadłość spółki WGI Consulting 9 lutego 2006 roku, choć wiedzieli, że jest niewypłacalna – powiedziała w uzasadnieniu do wyroku sędzia Dagmara Pusz-Florkiewicz. Tłumaczyła, że spółka miała wówczas jedynie dwa nieuregulowane zobowiązania pieniężne, co nie było wystarczającą przesłanką do tego, żeby złożyć wniosek o jej upadłość. Sędzia zaznaczyła jednak, że dotyczy to sytuacji z dnia 9 lutego 2006 roku, którą rozpatrywał sąd. Zupełnie inaczej było kilka miesięcy później.
Pozostałe trzy z czterech przestępstw, za jakie w kwietniu ubiegłego roku szefów WGI Consulting skazał sąd pierwszej instancji, sąd odwoławczy utrzymał. Zmniejszył jednocześnie wymiar kary finansowej nałożonej na managerów. Arkadiusz R. otrzymał 125 tys. zł grzywny, a Maciej S. 180 tys. zł. Sąd pierwszej instancji zasądził kary odpowiednio 175 tys. zł i 200 tys. zł.
Maciej S. i Łukasz K. - członkowie zarządu firmy zostali skazani na rok i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Dodatkowo Maciejowi S. zasądzono 200 tys. zł grzywny i 50 tys. kosztów sądowych, natomiast Łukaszowi K. 174 tys. zł grzywny i 50 tys. zł kosztów sądowych. Trzeci z członków zarządu - Arkadiusz R. - został ukarany jedynie grzywną w wysokości 175 tys. zł.
Sąd pierwszej instancji uznał, że prezes i dwaj jego zastępcy w sposób wybiórczy zaspokoili roszczenia jedynie 12 wierzycieli na kwotę 1,4 mln zł, w księgach podawali nierzetelne informacje, nie wykazując w nich 33 mln zł ujemnego salda wynikającego z kredytu. Są uznał także, że zarząd nie sporządził na czas sprawozdania finansowego za 2005 rok i nie złożył wniosku o upadłość spółki, kiedy jasne było już, że jest niewypłacalna. Sąd odwoławczy w piątek uniewinnił oskarżonych jedynie z ostatniego zarzutu.
Sąd pierwszej instancji już wcześniej nie uznał zarzutu dotyczącego nie prowadzenia ewidencji obligacji. Ostatecznie szefowie WGI Consulting zostali prawomocnie skazani za trzy z pięciu stawianych im w tym procesie zarzutów. To jednak ciągle niewiele wobec skali tej sprawy, bowiem WGI to nie tylko WGI Consulting, to w sumie pięć spółek powiązanych z Warszawską Grupą Inwestycyjną samą tylko nazwą, a do tego kilka zagranicznych podmiotów. Afera WGI to 1200 poszkodowanych klientów i 340 mln zł, które WGI DM miał zdefraudować.
Choć afera wybuchła dziesięć lat temu, sprawy w sądach ciągle się toczą, a prokuraturze po siedmiu latach prowadzenia postępowania przygotowawczego nie udało się ustalić, gdzie zniknęło 300 mln zł.
Jak powstawało kruche imperium?
Wszystko zaczęło się 4 września 1998 roku. Wówczas powstała spółka Ramsed założona przez dwóch panów: Macieja S. i Emila D., z których ten drugi już po kilku miesiącach sprzedał swoje udziały i zajął się własnym biznesem – stworzył Interbrok Investments. Na marginesie, Emil D. dziś odsiaduje wyrok więzienia za stworzenie tej piramidy finansowej, w której około tysiąc klientów straciło ponad 300 mln zł. Afera była kilka lat temu wyjątkowo głośna, bo pieniądze w niej straciło wiele postaci z pierwszych stron gazet jak były trener reprezentacji Polski w piłce nożnej i poseł Samoobrony Janusz Wójcik, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Marek Ungier, czy Tadeusz Drozda i Małgorzata Niezabitowska. W 2012 roku Emil D. usłyszał prawomocny wyrok 7,5 roku więzienia.
Wracając do WGI – spółka powstała w 1999 roku z przekształcenia wspomnianego Ramsed sp. z o.o. W skład jej zarządu weszli Maciej S., Łukasz k. i Arkadiusz R. Panowie inwestowali pieniądze swoich klientów głównie na rynku forex. W 2000 roku WGI Sp. z o.o. przekształciła się w spółkę akcyjną, a w 2005 roku zmieniła nazwę na WGI Dom Maklerski, dzięki temu, że KPWiG (dzisiejsza KNF) przyznał jej licencję na prowadzenie domu maklerskiego.
Wszystko szło nieźle, szczególnie, że w skład jej rady nadzorczej wchodziły ekonomiczne autorytety znane z pierwszych stron gazet, które uwiarygadniały jej działalność: Dariusz Rosati, Henryka Bochniarz, Witold Orłowski, Bohdan Wyżnikiewicz czy Richard Mbewe.
Wyrok nr 1: nieudana próba przekupienia VIP-a
Zaledwie rok po otrzymaniu licencji maklerskiej zaczęły się kłopoty i to był początek końca WGI. W październiku 2005 roku do KPWiG zgłosił się Mirosław G. – jeden klientów VIP WGI DM, który zainwestował za jego pośrednictwem 3 mln zł. Skarżył się, że od dziewięciu miesięcy nie otrzymuje raportów o swoich środkach. Informował urząd, że WGI jest niewiarygodną firmą.
Zarząd WGI „zdecydował się uciszyć rozgoryczonego klienta, próbując zrekompensować mu wszystkie nieprawidłowości. Aby uczynić swoją propozycję atrakcyjną, wiceprezes Łukasz K. wręczył Mirosławowi G. raport, z którego wynikało, że na rachunku stabilnym ma kwotę o 200 tys. zł wyższą, niż wpłacił" – można przeczytać w późniejszym uzasadnieniu wyroku sądu, która uznał Łukasza K. winnego nakłaniania do składania fałszywych zeznań w postępowaniu prowadzonym przez nadzór finansowy.
Klient VIP nie dał się skorumpować i się zaczęło. Wówczas WGI to była już wielka, powiązana ze sobą sieć. W skład grupy wchodziły: WGI DM, WGI Consulting, WGI TFI, WGI Financial i WGI Europe.
Ostatecznie KNF zarzucił firmie wprowadzanie klientów w błąd, co do stanu ich rachunków. Pojawił się też zarzut o to, że WGI nie przestrzegała reguł mających przeciwdziałać praniu brudnych pieniędzy. 4 kwietnia 2006 roku KNF odebrał spółce licencję, a już 22 czerwca 2006 roku sąd ogłosił jej upadłość.
Sprawa potoczyła się błyskawicznie, ale tylko do tego momentu. Potem szło znacznie gorzej. Prokuraturze zajęło siedem lat, żeby sformułować akt oskarżenia przeciwko szefom WGI. Proces rozpoczął się dopiero w 2013 roku. A w zasadzie kilka procesów, bo sprawa WGI została podzielona na kilka odrębnych.
Prokuratorzy ustalili, że firma prowadziła podwójną księgowość, wysyłając klientom raporty, z których wynikało, że na ich kontach jest trzykrotnie więcej pieniędzy niż wynikało to z raportów przesyłanych do KPWiG. Łukaszowi K. i Maciejowi S. postawiono też zarzut wyprowadzenia ze spółki 6,6, mln dol. na prywatne konta w Szwajcarii. Nie wiadomo jednocześnie, co stało się z około 300 mln zł. Szefowie spółki zdążyli trwale usunąć dane z komputerów.
Główny wątek afery wciąż w sądzie pierwszej instancji
Osobny proces w sądzie pierwszej instancji wciąż toczy się wciąż w sprawie WGI DM – to tak naprawdę jest główny wątek afery. Prokurator zarzuca szefom grupy wyrządzenie szkody na 248 mln zł. Grozi im do 10 lat więzienia. W piątek 15 stycznia rozpoczęła się kolejna rozprawa w tej sprawie w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Obok toczy się jeszcze inne śledztwo wszczęte dopiero w marcu 2015 roku. Prowadzi je wydział do spraw przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Śledczy badają przepływy finansowe pomiędzy licznymi podmiotami WGI, ale także wątek wyprowadzania pieniędzy za granicę na prywatne konta przez szefów grupy. Do tej pory w aferze WGI skazano jedynie Łukasza K. za nakłanianie do składania fałszywych zeznań.
Nadzór niewinny
W związku z aferą WGI toczyło się jeszcze jedno postępowanie, tym razem przeciwko siedmiu pracownikom KPWiG. Sąd sprawdzał, czy KPWiG nie dopełniła obowiązków nadzorczych, przyznając WGI SA licencję na prowadzenie działalności maklerskiej. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia umorzył jednak to postępowanie ze względu na bak znamion czynu zabronionego.
Część z 1200 poszkodowanych nie było zadowolonych z tej decyzji. Dotarliśmy również do takich, którzy nadzorowi finansowemu zarzucają wręcz, że to KPWiG winna jest strat klientów.
- Gdyby nadzór nie odebrał im licencji, nic złego by się nie stało. Trzeba było pozwolić im działać. Oni wiedzieli co robią. A tak zrobiła się afera, ludzie zaczęli panikować i przez to spółka padła. To wina Komisji - mówi jeden z poszkodowanych. Chce pozostać anonimowy. Sam stracił kilkaset tysięcy złotych, ale wciąż broni szefów WGI.
Przedawnienia
Czasu na wyrok sądu drugiej instancji w sprawie WGI Consulting było niewiele, bo sprawa przedawnia się 9 lutego 2016 roku, a warto podkreślić, że do tej pory w tej skomplikowanej wielowątkowej sprawie dotychczas doszło już do pięciu przedawnień - wszystkie z winy prokuratury, której siedem lat zajęło przygotowanie aktu oskarżenia wobec WGI.
Najważniejszej sprawie przeciwko WGI DM toczącej się w Sądzie Okręgowym w Warszawie przedawnienie na razie nie grozi. Jak informuje Ewa Leszczyńska-Furtak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego, przedawnienie nastąpi dopiero 22 czerwca 2026 roku.