Niemieckie linie lotnicze ogłosiły bankructwo w połowie sierpnia. Do końca października Air Berlin zapowiedział pierwszą falę zwolnień obejmującą 1000 pracowników, kolejne 1400 osób straci pracę w lutym.
Rada zakładowa zarzuca kierownictwu upadłych niemieckich linii Air Berlin brak należytego zainteresowania losami pracowników – donosi portal "Deutsche Welle". Rada ostro skrytykowała tempo, w jakim mają być przeprowadzone zapowiedziane zwolnienia z pracy, które objąć mają docelowo około 2400 pracowników.
W pierwszej kolejności pracę stracą pracownicy administracji personelu naziemnego. Personel latający wciąż jeszcze obsługuje rejsy przewoźnika, ale i ich czekają zwolnienia w lutym 2018 roku – informuje "Reuters".
O masowych zwolnieniach mówi się od 15 sierpnia, kiedy podjęto decyzję i uruchomiono procedurę upadłościową niemieckiej firmy przewozowej - o czym pisaliśmy w money.pl.
Do 22 października przedłużono termin składania ofert na przejęcie działu techniki Air Berlin – pisze "Deutsche Welle".
Jak sugeruje "Reuters", nie jest wykluczone, że Air Berlin całkowicie zawiesi loty. To by oznaczało, że przestanie istnieć jako samodzielny przewoźnik. Przypomnijmy, że niemiecki rząd przyznał przewoźnikowi kredyt w wysokości 150 mln euro w celu utrzymania połączeń lotniczych. W ten sposób uda się uniknąć zawieszenia lotów - podano w komunikacie. Pieniądze miały wystarczyć na trzy miesiące.
Pieniądze wpłacone przed 15 sierpnia trafiły do masy upadłościowej spółki i nie ma możliwości ich odzyskania. Te wpłacone już po wniosku o upadłość "zostały odłożone" i trafią z powrotem do klientów tych lotów, które zostaną odwołane - informuje portal DW.
O sytuacji Air Berlin pisaliśmy wielokrotnie, firma jest od kilku lat na minusie. W 2016 roku straty wyniosły 780 mln euro. Kryzys pogłębił się po wprowadzeniu w marcu letniego rozkładu lotów.
Głównym udziałowcem Air Berlin są linie Etihad. Te zaprzestały jednak finansowania, bo straty generowane przez przewoźnika z roku na rok się powiększają. Tylko w ostatnich latach było to 1,2 mld euro. Eithad próbowało zachęcić do wsparcia władze Berlina.
Gwoździem do trumny był nowy rozkład lotów. Liczba pasażerów spadała, a finanse się pogarszały. Po złożeniu wniosku o upadłość niemiecki rząd przyznał przewoźnikowi kredyt w wysokości 150 mln euro w celu utrzymania połączeń lotniczych. Jak się jednak okazuje, to nie wystarczy na bieżącą działalność.