Od początku roku samorządy lokalne mogą zakazać sprzedaży alkoholu po godz. 22. Nocną prohibicję wprowadziły już gmina Zielonka i warszawski Targówek. Wiele innych samorządów przygotowuje się do tego.
Taki zakaz handlu alkoholem najbardziej uderzy w właścicieli małych sklepów. Zwłaszcza tych całodobowych, które mają w swojej ofercie głównie napoje procentowe.
- To duży cios, sklep całodobowy przestanie się opłacać, będzie trzeba zwolnić jedną osobę i zamykać wcześniej - mówi Mateusz Paciorko, pracownik całodobowego sklepu monopolowego. - Dojdzie też nowy wydatek. W 24-godzinnym sklepie zawsze ktoś jest i go pilnuje. Po wprowadzeniu zakazu będzie trzeba zainstalować rolety antywłamaniowe. Jak ktoś ma jeden sklep, to może nie jest taki problem, ale 15? - pyta.
Jak przyznają pracownicy całodobowych sklepów, największy ruch to czas pomiędzy godz. 18 a 23. Skutek nocnego zakazu będzie jednak odczuwalny. - Ruch w nocy jest znikomy, ale jak się go pomnoży przez 30 dni, to nagle się okazuje, że warto mieć ten sklep otwarty przez 24 godziny - podsumowuje Mateusz Paciorek.
Alkohol nie uratuje już małych biznesów
Według wyliczeń Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy, handel alkoholem pomiędzy 22- a 6 rano to tylko 5 proc. całej sprzedaży alkoholu w Polsce. Jednak, zdaniem ekspertów, te dane nie dotyczą małych sklepów.
- Te dane dotyczą przede wszystkim dużych sklepów, które oferują różnego rodzaju towary. W małych sklepach utarg z towarów akcyzowych to 1/3, a czasem nawet połowa - wyjaśnia dr Andrzej Faliński, specjalista od handlu detalicznego. - Żeby utrzymać mały sklep, trzeba mieć koncesję, alkohol często ratuje takie biznesy. Ograniczenia sprzedaży zmniejszą zyski i zwyczajnie dobiją tych, którzy już i tak ledwo wiążą koniec z końcem - podsumowuje.
Zdaniem ekspertów skutki zakazu mogą odczuć również właściciele sklepów franczyzowych, które utrzymują się nie tyko ze sprzedaży alkoholu. Większość z nich kończy pracę o godz. 23, więc zakazem objęta byłaby tylko godzina. Godzina jednak ma w tym przypadku znaczenie. - Takie sklepy są zazwyczaj bardzo dokładnie wyliczone, musi na nich zarobić franczyzodawca, franczyzobiorca i trzeba jeszcze zapłacić pracownikom - mówi dr Faliński. - Nawet, jeśli te straty będą niewielkie, to sieciówki będą miały problem - kwituje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl