Skandal w cieniu najważniejszej areny sportowej w Polsce. 8 milionów złotych wraz z odsetkami domagają się byli pracownicy firmy, która wybudowała Stadion Narodowy. Alpine Bau ogłosiło upadłość, nie wypłaciło zaległych pensji, ale w sądzie reprezentuje ją jedna z najlepszych w Polsce kancelarii prawnych. Kto zatem jej płaci? Rząd właśnie zasiadł z prawnikami do rozmów, ale od sprawy pracowników umywa ręce.
Rząd właśnie dogaduje się z konsorcjum firm, które postawiły na Euro 2012 Stadion Narodowy. Za opóźnienia chce w sumie 461 mln zł od PBG, Hydrobudowy i Alpine Bau. Wszystkie firmy - poza PBG - w Polsce już tak naprawdę nie działają, bo ogłosiły upadłość.
W przypadku Alpine Bau zbankrutował nawet ich główny oddział w Austrii. Dziś reprezentuje go syndyk, bo firma była olbrzymia i nadal ma sporo majątku. To dlatego Narodowe Centrum Sportu wraz z reprezentującą interesy Skarbu Państwa Prokuratorią Generalną próbują wynegocjować od Austriaków odszkodowanie. Kilka dni temu ogłoszono, że strona rządowa siada z konsorcjum do rozmów ugodowych.
- Na czas prowadzenia rozmów zostały zawieszone postępowania sądowe, co nie oznacza, że nie zostaną wznowione, jeśli nie dojdzie do porozumienia - korzystnego z punktu widzenia interesów Skarbu Państwa. Rozmowy negocjacyjne objęte są klauzulą poufności, a ich wynik nie jest ostatecznie przesądzony - przekazał money.pl Łukasz Matusik z Narodowego Centrum Sportu.
Choć nie informuje kiedy dojdzie do ostatecznego porozumienia, to widać, że obecnie jest do niego bliżej niż kiedykolwiek.
W tle batalii o blisko 0,5 mld zł toczy się mniejsza bitwa byłych pracowników Alpine Construction Polska (ACP), czyli polskiego oddziału Alpine Bau. Gdy firma stała się niewypłacalna, wszystkich zatrudnionych w niej Polaków z dnia na dzień zwolniono. Nie dostali ani pensji, ani odpraw wynikających z umów i polskiego prawa (3-miesięcznego wynagrodzenia). Austriacka firm będąca właścicielem ACP nie zapłaciła też składek na ZUS i podatku.
"ACP nie jest w stanie upadłości likwidacyjnej, ale nie dopełnia podstawowych obowiązków wynikających z prowadzenia działalności gospodarczej. Według naszej wiedzy nie prowadzi ksiąg rachunkowych, nie opłaca podatków, składek ZUS, nie reguluje bieżących i zaległych zobowiązań, zwiększając wielomilionowe zadłużenie wobec Skarbu Państwa, pracowników, podwykonawców i innych podmiotów" - napisali byli pracownicy w liście otwartym.
Proszą w nim premier Ewę Kopacz o to, by rządowe instytucje (NCS, Prokuratoria Generalna), negocjując odszkodowanie od Alpine Bau załatwiły też i ich sprawę. W sumie 150 byłym pracownikom ACP jest winna ok. 8 mln zł plus odsetki za dwa lata. Średnio to ponad 50 tys. zł na głowę. Spora kwota, bo dotyczy przede wszystkim inżynierów.
Dług podparty jest nie tylko dokumentami związanymi z umowami o pracę, ale i wyrokami sądowymi. Niestety komornicy nie mają jak ściągnąć długu od ACP, a centrala Alpine Bau odcina się od polskiego oddziału.
Próbowaliśmy skontaktować się z ACP. Według dokumentów z Krajowego Rejestru Sądowego ma ona siedzibę w Warszawie, ale jedynie w tzw. wirtualnym biurze. Jej interesów pilnuje prestiżowa kancelaria prawna CMS Cameron McKenna Greszta i Sawicki. Przed sądami występuje prawniczka Lidia Dziurzyńska-Leipert.
W rozmowie z money.pl przyznaje ona, że ma pełnomocnictwa do reprezentowania spółki. Na pytanie, jak to możliwe, że bankruta stać na tak drogą kancelarię i jej usługi, stwierdza, że to nie ACP opłaca jej usługi. Nie chce jednak poinformować, kto wykłada pieniądze. Nie chce też komentować listu, jaki wystosowali byli pracownicy ACP. Stwierdza jedynie, że pracownicy otrzymali pieniądze w ramach Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
- To była tylko część wynagrodzeń. Fundusz nie zapłacił nam za okres wypowiedzenia, ekwiwalenty za urlop i nie zwrócił pieniędzy za delegacje. Poza tym wysokość wypłat była ograniczona do średniej krajowej - mówi nam jeden z pokrzywdzonych pracowników.
Poprosiliśmy Lidię Dziurzyńską-Leipert o kontakt do osób, które mogłyby z nami porozmawiać z ramienia ACP albo oddziału Alpine Bau. Prawniczka we wtorek prosiła o telefon za kilka godzin. Po tym czasie przekłada przekazanie informacji na następny dzień. Ostatecznie informuje, że to ktoś z nami się skontaktuje. Do czwartkowego wieczora nikt jednak nie zadzwonił.
- Polskie państwo powinno pomóc nam i sobie jednocześnie. Przecież w momencie, gdy Alpine odda nam pieniądze, zapłaci też zaległe podatki. To więc leży także w jego interesie - mówi anonimowo były pracownik polskiego oddziału Alpine.
Czy jest szansa na to, że zobowiązania wobec byłych pracowników austriackiej firmy zostaną włączone w negocjacje rządu? Łukasz Matusik z Narodowego Centrum Sportu nie odpowiedział nam wprost na to pytanie. Przypomniał jedynie, że Skarb Państwa spłacił zobowiązania wobec podwykonawców, których zatrudniał Alpine Bau.
- Wszelkie płatności nieuregulowane przez generalnego wykonawcę (Alpine Bau - przyp. red.) wobec podwykonawców zaangażowanych przy budowie Stadionu Narodowego, zostały dokonane przez Ministra Sportu i Turystyki, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa. Prowadzone przez MSiT rozmowy negocjacyjne nie zamykają żadnemu pracownikowi drogi do walki o własne roszczenia wobec własnego pracodawcy – stwierdził.
Byli pracownicy Alpine Bau właśnie takim stanowiskiem czują się najbardziej pokrzywdzeni. Mają żal o to, że rząd walczy w imieniu pokrzywdzonych polskich firm, wypłaca im nawet odszkodowania z budżetu państwa. Zwykłym pracownikom nikt nie chce pomóc.