Będziemy pytać premiera Donalda Tuska, od kiedy miał wiedzę, że istnieje coś takiego jak Amber Gold i kto tę firmę prowadzi - powiedziała w sobotę w Krakowie przewodnicząca sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann (PiS).
- To jest rzecz rzadko spotykana, żeby premier po pierwsze - tak przynajmniej twierdzi publicznie - nie miał wiedzy, że taka piramida finansowa rośnie, a po drugie, żeby jego syn rozpoczął pracę w tej piramidzie - mówiła Wassermann.
Posłanka PiS była w sobotę jednym z gości podczas spotkania z okazji II Dnia Patrioty, zorganizowanego w Krakowie przez wydawnictwo Biały Kruk.
Jak przekonywała, o wejściu na rynek nowego przewoźnika lotniczego (OLT Express, powiązanego z Amber Gold) powinien wiedzieć szef służb specjalnych, minister infrastruktury, minister spraw wewnętrznych, premier. - Jeżeli nie wiedzieli, to jest pytanie, czy jakikolwiek urząd w tym kraju działał? Po co były służby? Po co był premier, jeżeli nie miał tej wiedzy? - pytała na spotkaniu Małgorzata Wassermann. - Jeżeli ją miał, będziemy się zastanawiać, dlaczego dopuszczono do tego, że ta firma się tak rozrosła. Gdyby w którymkolwiek momencie którykolwiek urząd stanął jednak na jej drodze, to szkody byłby nieporównywalnie mniejsze - wskazała.
Przesłuchanie świadków przed komisją śledczą ds. Amber Gold jest planowane 8 listopada. Termin, na który miałby być wezwany b. premier Donald Tusk, nie został jeszcze wyznaczony.
- W pierwszej kolejności rozpoczynamy swoje prace od prokuratury - mówiła posłanka PiS. Jak relacjonowała, na posiedzenie komisji 8 listopada wezwana została prok. Barbara Kijanko, a jeśli będzie ona nadal przebywała na zwolnieniu, posłowie chcą przesłuchać lekarza, który je wystawiał.
- Nigdy nie widziałam tak prowadzonego postępowania, jak prowadzone było postępowanie w sprawie Amber Gold, stąd moja wielka determinacja i moje dążenie do tego, aby pierwsza przed komisją stanęła prokurator referent tej sprawy, która prowadziła ta sprawę przez blisko dwa lata, choć nie wiem, czy słowo prowadziła jest odpowiednie do tego, co znajdziemy w tych aktach - powiedziała Wassermann.
- Czytając akta tej sprawy przez tyle miesięcy ja nie mogę wyjść ze zdziwienia, że to rzeczywiście się wydarzyło, że nikt nie był w stanie skutecznie stanąć na drodze małżonkom P." - mówiła szefowa komisji śledczej ds. Amber Gold. "Wiemy, że są rzeczy, których urząd skarbowy obywatelom nigdy nie wybacza, to jest np. złożenie zeznania rocznego, a w przypadku działalności gospodarczej to są deklaracje podatkowe, sprawozdania finansowe do sądu (). Małżonkowie P. mieli, o ile pamięć mnie nie myli, 14 spółek i w żadnej z tych spółek nie złożyli skutecznie ani jednego deklaracji podatkowej - dodała.
Zaznaczyła, że były to firmy zarejestrowane, otrzymywały one ponaglenia, a mimo to nikt z urzędników w nich się nie pojawił. "Zadajemy sobie pytanie, kto był beneficjentem tej grupy firm?" - mówiła na spotkaniu w Krakowie Wassermann. Dodała, że widziała m.in. świadectwo szkolne Marcina P. - Ciężko mi jest uwierzyć w to, że ten człowiek wymyślił tę firmę, założył ją i trzy lata ją prowadził. To była firma bardzo dobrze zorganizowana, tam były bardzo sprawnie działające procedury - mówiła posłanka.
Dodała, że firmę "uwiarygadniali" politycy z północy Polski, którzy towarzyszyli Marcinowi P. na konferencjach prasowych, a on sam był sponsorem wielu imprez miejskich i pojawił się na nich w lożach VIP.
Poseł Wassermann mówiła, że z jej analizy wynika, że część z czynów popełnionych w przypadku Amber Gold będzie przedawniona. - Tego nikt nie zmieni, ale przynajmniej to wybrzmi głośno i pokażemy osoby za to odpowiedzialne - mówiła Wassermann. - Dla pokrzywdzonych prowadzone postępowanie jest bardzo istotne, nie tylko z przyczyn moralnych. To, że osoby, które zawiniły w tej sprawie, usiądą przed całym społeczeństwem, będą musiały pokazać swoją twarz, to jest pewnego rodzaju zwycięstwo moralne nad bezprawiem - mówiła. Dodała, że prace komisji będą istotne także dla tych osób, które starają się o zwrot swoich pieniędzy.
Do końca br. roku komisja planuje przesłuchać 22 świadków, głównie prokuratorów. Jak mówiła Wassermann, kolejność ich wzywania wynika z kolejności, w jakiej pojawiali się oni w sprawie Amber Gold. - Ten plan jest bardzo ambitny, może być niemożliwym do zrealizowania - powiedziała Wassermann. Poinformowała, że z tego powodu zostały wyznaczone terminy styczniowych posiedzeń komisji, ale nikt na nie jest jeszcze wezwany. - To terminy dla tych osób, które z jakichś przyczyn się nie stawią, ewentualnie, gdyby się zdarzyło, że nie zdążymy przesłuchać osób, które mamy zaplanowane- mówiła.
W rozmowie szefowa komisji powiedziała, że w sprawie wniosku posłów PO i Nowoczesnej w sprawie zwołania posiedzenia komisji, na którym minister koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński miałby wyjaśnić powody odmowy dostępu do informacji niejawnych posłowi Kukiz'15 Pawłowi Grabowskiemu, który w piątek zrezygnował z zasiadania w tej komisji, chce zasięgnąć opinii specjalistów i zostanie zamówiona opinia Biura Analiz Sejmowych.
Szefowa komisji apelowała do osób obecnych w Operze Krakowskiej, by nie wierzyli we "wszystkie niestworzone rzeczy", które w najbliższych miesiącach będą na jej temat czytać lub słyszeć. - Każde takie zachowanie będę ścigać na drodze prawnej, ale droga prawna jest długotrwała - mówiła. - Liczę się z tym, że tak będzie. Proszę was, żebyście nie tracili wiary i za każdym razem poczekali na moją reakcję. Muszę być na to przygotowana. Doszło już do pewnych czynów w stosunku również do mojego mienia. Takie są konsekwencje robienia rzeczy trudnych - dodała Wassermann.
Jak tłumaczyła, "jeśli nie ma innych argumentów, to jest próba skompromitowania osoby, która chce do tego dojść, bardzo ohydnymi metodami". Posłanka nie chciała powiedzieć dziennikarzom, jakie szkody i czyny wobec niej zostały popełnione.
Powołana w lipcu tego roku komisja śledcza ma zbadać i ocenić prawidłowość i legalność działań podejmowanych wobec Amber Gold przez: rząd, w szczególności ministrów finansów, gospodarki, infrastruktury, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i podległych im funkcjonariuszy publicznych. Zbadać ma też działania, jakie podejmowali w sprawie spółki: prezes UOKiK, Generalny Inspektor Informacji Finansowej, prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego, a także prokuratura oraz organy powołane do ścigania przestępstw, w szczególności szefowie ABW i CBA oraz Komendant Główny Policji i podlegli im funkcjonariusze publiczni. Komisja śledcza ma także zbadać działania podejmowane ws. Amber Gold przez Komisję Nadzoru Finansowego.
Amber Gold - firma powstała na początku 2009 r. - miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. Amber Gold ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według śledczych, Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.