Największy polski producent klocków konstrukcyjnych już podbił USA, teraz planuje Francję. Sprzedaż za Oceanem idzie tak świetnie, że właściciel Cobi chce tam otworzyć fabrykę. Firma nie tylko w Polsce jest mocnym wiceliderem, ustępując jedynie gigantowi z Danii, czyli Lego.
Firma dwa lata temu po raz pierwszy zanotowała wyższy eksport od sprzedaży krajowej. Teraz blisko 65 proc. przychodów Cobi pochodzi z zagranicy. – Na polskim rynku rośniemy bardzo stabilnie. O 2-3 proc. rocznie. Na innych rynkach ten wzrost jest znacznie bardziej dynamiczny. W niektórych krajach udaje się w ciągu roku nawet podwoić sprzedaż – mówi w rozmowie z „Pulsem Biznesu” prezes i właściciel Cobi Robert Podleś.
Lepsze tylko Lego
Firma mocno stawia na sprzedaż zagraniczną. Nie dziwi więc, że firma nie tylko w Polsce, ale i w kilkunastu europejskich krajach jest numerem dwa. M.in. w Skandynawii (poza Danią, skąd pochodzi Lego), w Beneluksie oraz Czechach i na Słowacji. Z kolei na Węgrzech w ogóle nie ma Cobi, po wyroku sądu Lego zyskało niemal monopol. Problem ze sprzedażą dotyczy również Rosji, która mogłaby być dla firmy bardzo dochodowym rynkiem zbytu. Tu na drodze stanęły sankcje.
- Lego to największy na świecie wytwórca zabawek. Znacznie większy niż niejedna z amerykańskich firm notowanych na giełdzie. Nie mamy więc zamiaru ścigać się o palmę pierwszeństwa, ale pozycję wicelidera chcemy mieć w jak największej liczbie państw – mówi „PB” Podleś.
Na podbój Francji
Na rynkach takich, jak francuski, włoski, hiszpański czy portugalski silną pozycję mają sieci handlowe. Te kupują klocki z Dalekiego Wschodu i sprzedają je pod własną marką. I to te marki zazwyczaj mają status wicelidera rynku.
Jednak prezes Cobi chce podbić również i te rynki. Na początek Francja.
- Ten rynek jest jednak dość specyficzny, bo Francuzi zdecydowanie chętniej niż inne europejskie narody kupują własne produkty. Widać to w wielu dziedzinach. Od motoryzacji, przez segment spożywczy, na zabawkach kończąc. Aby więc wejść na ten rynek i uzyskać dobrą pozycję, trzeba mieć na miejscu silną bazę w postaci lokalnej firmy, najlepiej z tradycjami – podkreśla Robert Podleś.
Dlatego od dwóch lat trwają poszukiwania takiej firmy. Cobi chciałoby ją przejąć i za jej pośrednictwem sprzedawać we Francji swoje produkty, pod własną bądź miejscową marką.
Ameryka już podbita
Choć w USA Cobi jest od zaledwie dwóch lat, na tamtejszy rynek już trafia blisko 10 proc. produkcji zagranicznej. Dlatego prezes myśli o fabryce za Oceanem. Firma już miała propozycję, budowy zakładów w Ameryce. Podleś nie zdecydował się na to głównie przez zbyt wysokie koszty. Rozważana jest jednak fabryka w Meksyku, znacznie tańsza i umożliwiająca dostawy na amerykański rynek.
- Amerykanie, podobnie jak Polacy, kochają militaria, dlatego trafiliśmy tam na świetny rynek. Znakomicie sprzedają się nasze zestawy wojskowych i historycznych pojazdów, samolotów, okrętów. Klienci w USA bardzo chętnie kupują wszystko, co amerykańskie, dlatego na ten rynek przygotowujemy osobne zestawy nawiązujące do dziejów Ameryki – podkreśla Podleś.
Jak wielka jest sprzedaż pokazują liczby. Cobi w USA rośnie tak szybko, że w tym roku podwoi przychody tylko z tego rynku. Przekroczą one 2 mln dolarów. Ogólnie zeszłoroczna sprzedaż przyniosła spółce 83 mln zł. W tym roku w planach jest przekroczenie 90 mln zł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl