Ta karaibska wyspa, będąca częścią USA, ale nie na prawach stanu, stoi dziś na krawędzi bankructwa, a Waszyngton nie spieszy się z pomocą.
Podobieństwa między tonącą w długach Grecją a Portoryko same rzucają się w oczy: gospodarka wyspy od prawie dekady jest w recesji, brak polityki promującej wzrost i zatrudnienie oraz życie ponad stan. Tak jak w przypadku Grecji wydatki na nadmiernie rozbudowany sektor publiczny, znacznie przekraczające dochody, wyspa finansowała coraz bardziej się zadłużając, czemu sprzyjał dostęp do tanich pożyczek. W efekcie od 2000 roku dług publiczny Portoryko potroił się, przekraczając 100 proc. PKB.
Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/194/m359618.jpg ) ] (http://www.money.pl/gielda/wiadomosci/artykul/pierwsze-reakcje-inwestorow-na-greckie-nie,200,0,1849544.html) *Pierwsze reakcje inwestorów na greckie "nie" w referendum. Złoty słabszy * Greckie władze ciągle przekonują, że nie ma mowy o wyjściu Grecji ze strefy euro.
- Nasz dług jest niespłacalny. Musimy sprawić, by gospodarka ruszyła z miejsca. Inaczej wejdziemy w spiralę śmierci - przyznał gubernator Alejandro Garcia Padilla tydzień temu w wywiadzie dla "New York Times". Wprost stwierdził, że wyspa nie będzie w stanie spłacić swojego wynoszącego 72 miliardów dolarów zadłużenia. Problemem jest nawet uregulowanie rachunków za energię elektryczną.
Podobnie jak Grecja, Portoryko chce, by jej wierzyciele - różne fundusze inwestycyjne - umorzyli część zadłużenia oraz dali wyspie więcej czasu na spłatę reszty. Na to musi jednak dać zielone światło Waszyngton. Tymczasem kontrolowany przez Republikanów Kongres jest niechętny, bo miliardy mogłyby stracić amerykańskie fundusze hedgingowe, które zainwestowały w portorykańskie obligacje.
Portoryko ma w USA specjalny status. Leżąca na Morzu Karaibskim wyspa została wcielona do USA w 1898 r. w wyniku zwycięskiej wojny z Hiszpanią, której była kolonią. Od 1952 roku wyspa jest tzw. Commonwealth of Puerto Rico, czyli wspólnotą stowarzyszoną z USA. Jej mieszkańcy posiadają amerykańskie obywatelstwo, ale nie płacą podatków dochodowych. Wpłacają natomiast składki na ubezpieczenia społeczne, dzięki czemu korzystają z emerytur federalnych, państwowych ubezpieczeń medycznych dla biednych oraz zasiłków dla bezrobotnych. Portorykańczycy nie mogą jednak głosować w wyborach prezydenckich i mają w Kongresie tylko jednego przedstawiciela, bez prawa głosu.
Wyspa jest znacznie biedniejsza niż reszta USA. Jej średni PKB na głowę - ok. 19 tys. dolarów - jest ponad dwa razy niższy niż PKB per capita w Stanach Zjednoczonych. Eksperci uważają, że obecne problemy to rezultat wieloletniej praktyki finansowania rozbudowanego sektora publicznego oraz polityki państwa opiekuńczego opłacanej poprzez emisję papierów dłużnych. Fundusze inwestycyjne w ciągu ostatniej dekady chętnie kupowały obligacje Portoryko, ponieważ zyski z nich nie były opodatkowane w USA.
Jak wyliczał konserwatywny "Wall Street Journal" w liczącym 3,5 mln mieszkańców Portoryko jest ponad 120 rządowych agencji i 78 gmin miejskich, z których każda ma własnego burmistrza i administrację. W sumie pracownicy budżetówki stanowią jedną czwartą wszystkich aktywnych zawodowo osób na wyspie. Pracodawcy muszą zapewnić wszystkim pracownikom płatne wakacje i urlopy chorobowe, co nie jest normą w USA. Jednocześnie ponad 40 proc. populacji wyspy korzysta z jakieś formy rządowej pomocy.
Bezrobocie wynosi 12,4 proc., co w Europie może wyglądać na niewiele, ale tylko dlatego, że statystyki w USA nie obejmują osób, które nie szukają aktywnie pracy. Wskaźnik zatrudnienia, określający jaki odsetek ludności w wieku produkcyjnym pracuje zawodowo, wynosi w Portoryko zaledwie 40 proc. (średnia w USA to 63 proc.). M.in. z powodu braku perspektyw zawodowych populacja wyspy skurczyła się w ciągu ostatniej dekady o prawie 300 tys. osób, gdyż młodzi wyjeżdżają szukać szczęścia w kontynentalnej Ameryce.
Władze wyspy tłumaczą problemy m.in. wygaśnięciem federalnych ulg podatkowych dla przemysłu, bez których Portoryko przestało być atrakcyjne dla inwestorów. Eksperci krytykują też hojne zasiłki i dodatki pomocowe dla bezrobotnych, które mogą demotywować do pracy. Zgodnie z raportem opracowanym na zlecenie gubernatora przez byłych wysokich urzędników Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, trzyosobowa rodzina w Portoryko może otrzymać miesięcznie w sumie 1743 dolarów w ramach talonów na żywność, programu Medicaid (pomoc na ochronę zdrowia dla najbiedniejszych) oraz subwencji na różne świadczenia. Tymczasem pensja minimalna wynosi 1159 dolarów miesięcznie.
Z raportu jasno wynika, że Portoryko samo nie wygeneruje koniecznych dochodów, by opłacić swe wydatki publiczne i spłacać zadłużenie. Eksperci ocenili, że nie wystarczy podniesienie podatków i cięcia w wydatkach na sektor publiczny, co wyspa zaczęła już zresztą realizować. Od 2009 roku zatrudnienie w sektorze publicznym zmalało o 70 tys. osób (o 10 proc.), przeprowadzono reformę systemu emerytalnego, w 2006 roku wprowadzono podatek obrotowy, który w tym roku podniesiono do 11,5 proc.; pięciokrotnie wzrósł też podatek na paliwo. Jednak zdaniem ekspertów to wszystko nie wystarczy i niezbędne będzie umorzenie części długów.
Portoryko wystąpiło już do Kongresu USA o przyjęcie ustawy, która pozwoli objąć publiczne przedsiębiorstwa na wyspie, takie jak elektrownie, procedurą upadłości na podstawie tzw. rozdziału dziewiątego amerykańskiego prawa o bankructwie. To umożliwiłoby przeprowadzenie w sądzie ds. upadłości restrukturyzacji długu w wysokości 25 mld dolarów. Jak zapewnił Padilla, pozostałe 47 mld długu Portoryko spłaci, ale w dłuższym okresie.
Jak dotąd Kongres nie zajął się jednak tą ustawą, gdyż - jak tłumaczył "New York Times" - przeciwne są temu lobbujące w Kongresie fundusze hedgingowe. Zdaniem gazety nie ma jednak innego wyjścia, gdyż w przypadku niekontrolowanego bankructwa straty dla wierzycieli byłyby znacznie wyższe. W zamian za umorzenie części długu Kongres mógłby natomiast zażądać od Portoryko podjęcia reform, by uzdrowić finanse publiczne, oraz wprowadzenia ułatwień dla biznesu.