To z pewnością nie jest dobry dzień dla Anny Streżyńskiej, dotychczasowej minister cyfryzacji w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Właśnie straciła tekę szefa resortu. Na dodatek nie wiedziała, jaki los czeka jej ministerstwo. Przez pół dnia nie było wiadomo, co w zasadzie stanie się z resortem. Kancelaria Premiera wyjaśnia, że w tej chwili to Morawiecki będzie nim kierował. Trwają poszukiwania nowego ministra?
Aktualizacja 15:37
- Pełne zaskoczenie u prezydenta Andrzeja Dudy. Nie ma samodzielnego ministerstwa cyfryzacji - napisała Anna Streżyńska w mediach społecznościowych. To jej jedyny komentarz dla zmian w rządzie.
Streżyńska we wtorek straciła stanowisko, przez prezydenta Dudę została pożegnana bez udziału kamer. Taki sam los spotkał innych, dymisjonowanych ministrów - Jana Szyszkę, Antoniego Macierewicza, Witolda Waszczykowskiego i Konstantego Radziwiłła.
Po kilkudziesięciu minutach Streżyńska wrzuciła drugi komentarz. - Skończył się wspaniały czas w moim życiu, czas ważnych zadań i wspaniałych ludzi, którzy pomogli mi je realizować. Za nich jestem szczególnie wdzięczna Bogu. Dziękuję także wszystkim życzliwym i merytorycznie krytycznym komentatorom za rady i uwagi - dodała.
Wiele wskazuje na to, że Ministerstwo Cyfryzacji jednak pozostanie. W tej chwili nadzór nad nim pełni sam premier Mateusz Morawiecki. W ciągu ostatnich kilku godzin na ten temat pojawiło się wiele sprzecznych informacji. Zamieszanie jest też widoczne w resorcie. - Naprawdę ciężko mi powiedzieć, co się właściwie dzieje - przyznała w rozmowie z money.pl jedna z pracownic resortu.
Kim jest Anna Streżyńska?
Z wykształcenia jest prawnikiem. Od lata sama nazywa siebie technokratą i specjalistą do wynajęcia. Powtórzyła to zresztą w wywiadzie, który rozpoczął lawinę. W dotychczasowej zawodowej karierze nigdy nie była politykiem, zawsze ekspertem.
Tuż po studiach Streżyńska trafiła do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Długo tam nie pracowała. Z UOKiK przeniosła się z kolei do rządu Jerzego Buzka. Tam doradzała kolejnym trzem ministrom łączności (stery w resorcie co chwile dostawał ktoś nowy, Streżyńska wciąż pracowała). Na przygodzie z rządem AWS-UP jej przygoda z polityką się na kilka lat skończyła. W rządzie Jerzego Millera nie było dla Streżyńskiej miejsca i wyniosła się do think-tanku.
Do bliskiej polityki wróciła w 2005 roku. Do Ministerstwa Transportu i Budownictwa ściągnął ją Jerzy Polaczek, ówczesny szef tego resortu. I to właśnie stąd trafiła do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Kazimierzowi Marcinkiewiczowi, pierwszemu premierowi w rządzie PiS w latach 2005 - 2007 miał ją polecić właśnie Jerzy Polaczek. Jeszcze kilka lat temu w wywiadach chętnie wspominał o początkach Streżyńskiej za biurkiem prezesa urzędu. Polaczek zdradzał, że najchętniej przychodziłaby do pracy w bojówkach. On miał ją przekonywać do bardziej formalnych strojów. Nauka Polaczka poszła w las, bo Streżyńska do dziś lubi do resortu wpaść w trampkach.
Z UKE jest kojarzona zresztą do dziś. Dlaczego? Bo walczyła z monopolem Telekomunikacji Polskiej. Sądy, kary, sądy, kary - tak w skrócie wyglądała droga do zmiany rynku telekomunikacji w Polsce. Streżyńska nie bała się starcia. W efekcie Polacy za połączenia i internet zaczęli płacić znacznie mniej. I to właśnie przez te kilka lat zapracowała na miano "żelaznej damy".
Wszyscy, którzy mieli okazję pracować ze Streżyńską mówią od dawna jednym głosem. - To fachowiec. Robi to, na czym się bardzo dobrze zna. Zawsze imponowała wiedzą. I imponowała nią też Jarosławowi Kaczyńskiemu, kiedy został premierem. Co prawda z każdej strony ktoś podrzucał plotki na jej temat, ale to jej stanowiska nie pozbawiło - mówi dziś jeden z jej byłych współpracowników. Wciąż jest zaangażowany w politykę, więc woli pozostać anonimowy. Bo dziś w PiS notowania Streżyńskiej spadły mocno w dół. I nie chodzi o to, że nikt nie docenia jej pracy. Nikt nie chce ryzykować wstawieniem się za nią. I nie może to nikogo dziwić. Zaplecza politycznego Streżyńska nie miała nigdy, bo w sumie nigdy o nie nie zabiegała.
Imponowała wiedzą. Mówił o tym w jednym z wywiadów Kazimierz Marcinkiewicz. Przyznał, że nad Streżyńską zbierały się czarne chmury za rządu Jarosława Kaczyńskiego. Ale ostatecznie prezes PiS odpuścił. I zostawił Streżyńską w UKE. To może zaskakiwać. Dlaczego? Zawsze potrafiła stanąć w kontrze do pracodawcy. I między innymi przez to podziękował jej Donald Tusk. Po wyrzuceniu z UKE przeszła do sektora prywatnego.
Nie była politykiem
Śmiało można mówić, że Streżyńska dla polityki nigdy nie straciła głowy. Orbitowała po różnych partiach, doradzała im. Najbliższej partyjnej legitymacji była kilka lat temu, gdy związała się z Fundacją Republikańską. Stamtąd miała już tylko krok do wsparcia Partii Razem Jarosława Gowina. Mało kto pamięta, ale prezesem fundacji została po Przemysławie Wiplerze. Ten odszedł, gdy na jednej z warszawskiej ulic mocno pospierał się z policjantami. Skończyło się na siniakach.
Streżyńska w jednym z wywiadów sama siebie określiła mianem sieroty PO-PiS. Przed wyborami w 2005 roku doradzała i jednej, i drugiej stronie. Przez chwilę "flirtowała" też z zespołem prof. Piotra Glińskiego, gdy ten miał zostać technicznym premierem. Później zbliżyła się z Republikanami do Jarosława Gowina i tak już zostało. To Gowin wciągnął ją do rządu. I to właśnie Jarosław Gowin ją z rządu najpewniej wyrzucił. Ludzie związani z jego środowiskiem obsadzili Ministerstwo Finansów (Terasa Czerwińska) i Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii (Jadwiga Emilewicz).