O co chodzi? O plany Ministerstwa Cyfryzacji i zapowiadaną od miesięcy walkę z tzw. fałszywymi informacjami (z ang. - fake news). Resort od dłuższego czasu informował, że pracuje nad takimi rozwiązaniami. Nie mówił jednak o żadnych konkretach. A te właśnie wypłynęły na światło dzienne, bo opisała je "Gazeta Wyborcza".
Money.pl dotarł do projektu, który bardzo przypomina gotową ustawę. Ministerstwo Cyfryzacji od rana twierdzi, że to zaledwie szkic. Karol Manys, rzecznik resortu, w rozmowie z money.pl powiedział, że to jedynie "brudnopis", a nie projekt. Ma jednak numerację i odniesienia. Do projektu brakuje mu naprawdę niewiele. Przepisy właśnie oceniła Fundacja Panoptykon.
- Ministerstwo Cyfryzacji zapewnia, że to dopiero "brudnopis". I tych zapewnień warto się trzymać, ponieważ przepisy, które miałyby zapewnić równy dostęp do kluczowych platform - takich jak Facebook - są jeszcze niedopracowane. O ile sam kierunek zmian wydaje się dobry, o tyle materia, na którą porywa się polski ustawodawca, jest żywa i skomplikowana. Łatwo ją popsuć - zaznacza Katarzyna Szymielewicz. Stanowisko fundacji można znaleźć tutaj.
Zdaniem Fundacji kierunek działań Ministerstwa Cyfryzacji jest słuszny.
- Firmy, które dostarczają społeczną infrastrukturę komunikacyjną dla obywateli Polski, powinny działać na podstawie i w granicach polskiego prawa. Regulacja ograniczająca arbitralność ich działań jest potrzebna, podobnie jak ugruntowanie jurysdykcji polskich sądów w przypadku, kiedy odbiorcą usługi jest osoba mieszkająca na terytorium Polski - dodaje.
- Ministerstwo dostrzegło problem arbitralności działań platform internetowych, które dziś mogą każdego użytkownika i każde konto "wyciąć" w oparciu o - często uznaniowe i stale się zmieniające - postanowienia własnych regulaminów. Tymczasem portale, takie jak Facebook, stały się swoistą społeczną infrastrukturą komunikacyjną, a więc pomysł zagwarantowania dostępu do nich każdemu, kto porusza się w granicach prawa, jest z gruntu słuszny. Trudniej ten pomysł przełożyć na literę prawa - tłumaczy Szymielewicz. Przy czym zaznacza, że "redakcja tego przepisu pozostawia wiele do życzenia".
W ten sposób Panoptykon odnosi się do pomysłu, by każdy prowadzący portal - w tym i np. Facebook czy Twitter - podlegał pod polskie przepisy. Warto jednak dodać, że część ekspertów - którzy już wysyłali uwagi do Ministerstwa Cyfryzacji - ma wątpliwości, czy takie przepisy nie będą sprzeczne z unijnymi dyrektywami.
W czym problem? "Z przywołanego przepisu, pełnego nieprecyzyjnych i niezdefiniowanych pojęć, można wyciągnąć również taki wniosek, że dzienniki i gazety internetowe nie powinny nikomu ograniczać prawa do zabierania głosu na swoich łamach, co trudno pogodzić zarówno z rozwiązaniami typu paywall, jak również z prawem redakcji do kształtowania linii programowej".
Jak wynika z informacji money.pl, niektórzy eksperci podczas rozmów z resortem cyfryzacji zwracali uwagę, że część przepisów nowelizujących ustawę jest sprzeczna z już obowiązującymi przepisami. Dopracowania wymagałoby więc wiele artykułów.
Z dokumentu Ministerstwa Cyfryzacji wynika, że ewentualny spór na linii właściciel portalu - użytkownik powinien rozstrzygnąć sąd w ciągu 24 godzin. Co na to Fundacja?
- Zaproponowane rozwiązanie jest szalenie ambitne. Jesteśmy bardzo ciekawi, jak ta procedura będzie wyglądać w praktyce - tłumaczy Szymielewicz. Można odnieść wrażenie, że Panoptykon ma obawy, czy już i tak niewydolny wymiar sprawiedliwości nie padnie pod naporem takich spraw.
- Firmy, które dostarczają społeczną infrastrukturę komunikacyjną dla obywateli Polski, powinny działać na podstawie i w granicach polskiego prawa. Regulacja ograniczająca arbitralność ich działań jest potrzebna, podobnie jak ugruntowanie jurysdykcji polskich sądów w przypadku, kiedy odbiorcą usługi jest osoba mieszkająca na terytorium Polski. Natomiast przepisy, nad którymi obecnie pracuje Ministerstwo Cyfryzacji, niewątpliwie wymagają jeszcze doprecyzowania - kończy opinię Szymielewicz.
Krzysztof Izdebski z fundacji ePaństwo również odniósł się do pomysłu resortu cyfryzacji. W mediach społecznościowych napisał, że "nie widzi zagrożeń", jednak dokument jest bardzo słaby pod względem legislacyjnym.
Zupełnie inaczej widzą sprawę politycy.
- Oni mają chęć przejęcia pełnej kontroli nad internetem - ocenia w rozmowie z WP Andrzej Halicki.- Media społecznościowe są dziś oazą wolności słowa. Zmiany projektowane przez ministerstwo cyfryzacji uderzają w tę wolność - oceniła w czwartek posłanka Nowoczesnej Joanna Schmidt. Jej słowa w czwartek przytacza Polska Agencja Prasowa.
Posłanka zarzuciła też, że to "obóz rządzący finansuje działania trolli internetowych, które poprzez fałszywe konta w mediach społecznościowych propagują nieprawdziwe informacje".