Po ogłoszeniu przetargu na zakup śmigłowców dla polskiej armii pytań jest ciągle więcej niż odpowiedzi. Brak przejrzystości i ewentualne oskarżenia o nieprzestrzeganie zasad równej konkurencji mogą skutkować karami od Brukseli rzędu kilkunastu mld zł. Rządzący jednak uspokajają. - Taka jest procedura i szczegóły tego przetargu nie mogą być ujawniane - powiedział specjalnie dla Telewizji WP Rafał Bochenek, rzecznik rządu.
Z lakonicznego komunikatu MON dowiedzieliśmy się w poniedziałek, że rozpoczęły się „negocjacji z 3 wykonawcami, którzy już wcześniej złożyli oferty wstępne na dostawy 8 śmigłowców zdolnych do prowadzenia przez wojska specjalne misji poszukiwawczo-ratowniczych w warunkach bojowych oraz 8 maszyn przeznaczonych do zwalczania okrętów podwodnych z jednoczesną zdolnością do prowadzenia misji ratowniczych na morzu”.
MON poinformował też, że komisja negocjacyjna „przekazała oferentom zaproszenia do składania ofert”. Zatem mamy do czynienia z sytuacją, w której resort pracuje już w oparciu o oferty i jednocześnie zaprasza do ich składania tych, którzy już je złożyli. Jak wyjaśnić tę sprzeczność?
- Zastanawiająca jest forma ogłoszenia dokonana na stronie MON, jaka została wykorzystana do tego postępowania - komentuje komunikat Jerzy Aleksandrowicz prawnik z kancelarii Kochański Zięba i Partnerzy, szef Praktyki Przemysłu Obronnego. Dla posła Platformy Obywatelskiej Cezarego Tomczyka jest to dowód na to, że MON kontynuuję postępowanie z jesieni zeszłego roku.
Składanie złożonych już ofert?
- 18 października 2016 r. złożyliśmy wniosek do prokuratury w związku ze słowami ministra Macierewicza, że zamierza kupić Black Hawki z wolnej ręki z pominięciem procedur przetargowych. Tego samego dnia MON zapewniał, że nasze oskarżenia są bezpodstawne, bo resort wystosował zapytania ofertowe do trzech producentów w tej sprawie - wyjaśnia poseł.
Z kolei ze słów rzecznika rządu wynika, że MON ciągle czeka na oferty od trzech ewentualnych dostawców tego sprzętu: francuskiego Airbus Helicopters (Caracale) Sikorsky Aircraft z PZL Mielec (amerykańskie Black Hawki) i PZL Świdnik (włosko-brytyjskie AW-149).
Z dalszej części komunikatu resortu wynika z kolei, to o czym mówił rzecznik rządu. „Postępowanie prowadzone jest w trybie przewidzianym dla zamówień o podstawowym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa. W związku z tym negocjacje prowadzone muszą być w trybie całkowitej poufności”.
AW-149 fot PZL świdnik
- Na pewno więcej szczegółów poznawać będziemy w najbliższych tygodniach. Inspektorat Uzbrojenia już doprecyzował formalnie, iż chodzi o zaproszenia do złożenia ofert wstępnych. Na tej podstawie możemy domyślać się, że wykorzystano mechanizmy pozwalające dokonać wyłączenia postępowania przepisów prawa zamówień publicznych na podstawie dozwolonych przez prawo europejskie wyjątków, związanych z podstawowym interesem bezpieczeństwa państwa - wyjaśnia Aleksandrowicz. Prawnik mówi tutaj o tzw. decyzji nr. 92 Ministra Obrony Narodowej z 2014.
Obywatel nie musi wiedzieć
Problem tylko w tym, że MON utajnia ten dokument, a tam właśnie jest uzasadnienie i ono mówi dlaczego ogranicza się jawność i dlaczego trzeba zastosować tę procedurę.
- Opinia publiczna nie pozna szczegółów uzasadnienia z wyłączenia, gdyż mowa jest o bezpieczeństwie Polski, a w tym wypadku jest to dobro nadrzędne. Pamiętajmy, że inne państwa unijne stosują takie wyłączenia przy zamówieniach związanych z obronnością kraju - mówi Aleksandrowicz.
- Rozumiemy, że co do specyfikacji maszyn wojskowych pewnie nie wszystko musi być jawne, ale coś jednak powinniśmy wiedzieć. Przynajmniej o kolejnych etapach postępowania. Nie chodzi tu tylko o prawo, ale również o pewne standardy. To są miliardowe interesy, wokół których kręci się wielu lobbystów. Im więcej jest wiadomo, tym lepiej dla wszystkich - mówi poseł Tomczyk.
W ocenia prawnika rzeczywiście warto dochować wszelkich starań, by wykazać przed Komisją Europejską, że wszystko odbywa się bez pogwałcenia przepisów dotyczących konkurencyjności. Publikacja nawet tylko podstawowych informacji na stronie Inspektoratu Uzbrojenia ma nas ochronić przed ewentualnym wszczęciem przez organy europejskie postępowań wyjaśniających. KE w przetargach nie związanych z obronnością może nawet nakazać rozwiązać już zawartą umowę.
Francuski Caracal fot. Łukasz Szeląg/ REPORTER
Nawet 13 mld zł kary dla Polski
- I w przypadku uzbrojenia Komisja Europejska stosować może kary finansowe jeżeli uzna, że postępowanie nie było transparentne i naruszało zasady wyłączenia z przepisów zamówień publicznych. Kary mogą być dotkliwe, i w pewnych sytuacjach mogą osiągać pułap nawet do 200 proc. wartości zamówienia - mówi Aleksandrowicz.
Jak pisaliśmy w WP money maszyny z odpowiednim wyposażeniem dla sił specjalnych i marynarki wojennej kosztują nawet ponad 100 mln dolarów (406 mln zł) za sztukę. Przy zamówieniu 16 oznaczałoby to wydatek rzędu 6,5 mld zł. Ewentualna kara mogłaby zatem wynieść nawet 13 mld zł.
Czytając komunikat resortu obrony trudno też oprzeć się wrażeniu, że w samym MON nie wiedzą jakie mają być te śmigłowce. - Rzeczywiście nie do końca można zrozumieć z komunikatu czego MON oczekuje. 8 z nich ma być kupowanych w jakiejś bardzo dziwnej konfiguracji. Mają być przeznaczone do zwalczania okrętów podwodnych i jednocześnie nadawać się do ratownictwa morskiego. Nie ma takich maszyn na rynku - zauważa Aleksandrowicz.
W jego ocenie wybrany ostatecznie producent będzie musiał taki śmigłowiec „wyszyć na miarę”. Pozostaje mieć więc nadzieję, że trzej oferenci wiedzą dokładnie jakie są wymagania MON co do śmigłowców.
- Z wypowiedzi byłego prezesa ze Świdnika Krzysztofa Krystowskiego, a obecnie wiceprezesa Finmeccanica Helicopter Division wynika, że oferenci wiedzą czego MON oczekuje. Można więc przyjąć, że przynajmniej część producentów domyśla się lub wie o jakie maszyny chodzi - dodaje ekspert. Mowa tu o wymianie zdań na Twitterze między byłym ministrem MON Siemoniakiem, a byłym prezesem Świdnika.
Na komentarz byłego szefa resortu „Ci co złożyli oferty wstępne, mają złożyć oferty wstępne. Proste jak światłowód. MON nie jest w stanie wydać zrozumiałego komunikatu.” Krystowski odpowiedział: „A my (oferenci) rozumiemy. Czy to wystarcza? Poprzednio rozumiał jeden oferent i było dobrze, bo dwóch "głupich" out”.
Co z offsetem ?
W ocenie Aleksandrowicza nie ma z kolei żadnych wątpliwości, że nie tylko zamawianie maszyn, których nie ma na rynku będzie drogie. Podobnie rzecz będzie wyglądała z offsetem do tego kontraktu. Oczywiście możemy zechcieć takiego samego transferu technologii i udziału polskich firm jak w przypadku zamawiania 50 Caracali.
- Tyle, że wtedy cena jednostkowa maszyny będzie koszmarnie wysoka. Nawet do jednego śmigłowca możemy dołączyć offset, ale cena będzie porażająca. Ponadto skoro możemy kupić np. 8 śmigłowców w Mielcu, to zupełnie nie rozumiem czemu mamy przenosić zdolności serwisowania tych maszyn do Łodzi. To mija się z celem - dodaje Aleksandrowicz.
Tej zapowiedzi zawartej w komunikacie MON nie rozumie również Cezary Tomczyk. - Najpierw wyrzuca się firmę, która chciała tam zainwestować i produkować Caracale (francuski Airbus), a teraz tam ma być serwis maszyn. Pracownicy Mielca i Świdnika, którzy tak protestowali przeciwko wyborowi Francuzów, mogą być zawiedzeni tą decyzją - mówi poseł.
Zdaniem polityka znaków zapytania w związku z zakupem śmigłowców i offsetem jest znacznie więcej. Dlatego PO złożyła wniosek o informację rządu w sprawie przetargu na śmigłowce. Wniosek,o czym pisaliśmy w WP, został przyjęty i rząd wypowie się w tej kwestii w Sejmie w czwartek o godz. 9.
Platforma chce też nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej komisji obrony narodowej w sprawie fiaska z Caracalami. Zdaniem posła "do dziś nie wiemy dlaczego zerwano poprzedni przetarg”, a opinia publiczna powinna wiedzieć dlaczego nie udało się ostatecznie dojść z Airbusem do porozumienia w sprawie offsetu.