Inwestowanie na giełdzie dla wielu to "czarna magia". Nie trzeba być wróżbitą, żeby przewidywać wzrosty lub spadki cen akcji, choć Szymon Marek (na zdjęciu) przekonuje, że astrologia w tym bardzo pomaga. Inwestor i astrolog w rozmowie z Money.pl tłumaczy, co ma wspólnego nów w fazie Wodnika oraz koniunkcja Marsa z Neptunem ze styczniowym niespodziewanym uwolnieniem kursu franka szwajcarskiego. Przestrzega też przed zbliżającym się krachem na rynkach finansowym - największym od blisko stu lat.
Damian Słomski, Money.pl: Od sześciu lat bada pan zależności między cyklami planet, a zachowaniem giełd na świecie. Statystycznie można udowodnić zależność między liczbą bocianów na pewnym obszarze, a przyrostem naturalnym. Nie dowodzi to, że bociany przynoszą dzieci. Na skuteczność astrologii finansowej też nie ma dowodów.
Szymon Marek, inwestor i astrolog: Naukowo nie da się wytłumaczyć tych zależności i faktyczne możemy mówić raczej o „magii statystyki”. Na przestrzeni lat widać jednak ewidentne związki między ruchami planet, a zachowaniem inwestorów. To gra energii, która wpływa na nastroje, a giełda to właśnie emocje. Legendarny amerykański inwestor Jesse Livermore zawsze podkreślał, że giełda to sto procent emocji. Astrologia pozwala uchwycić momenty, kiedy zmiany nastrojów są najbardziej prawdopodobne. Tak więc łatwiej jest ocenić, kiedy skończą się spadki i warto kupić akcje oraz moment, w którym skończy się dobra passa i należy wcześniej wyjść z inwestycji.
Czuje się pan giełdowym Davidem Copperfieldem albo wróżbitą Maciejem?
Z całym szacunkiem do tych ludzi, jest to zupełnie inna liga. To co ja robię, jest nieporównywalne do tego, co wykonują ci panowie.
Czym się pan różni od nich?
Nie da się zrobić poważnej prognozy przy okazji dwuminutowego połączenia telefonicznego w programie ezoterycznym. Intuicja, przeczucie są bardzo ważne przy inwestowaniu. Mówi się, że najlepsi gracze „czują rynek”. Dla mnie astrologia to narzędzie, dzięki któremu szukam dat, kiedy może dojść do odwrócenia sytuacji na rynku. Dla każdego inwestora najważniejszą informacją jest moment odwrócenia tendencji. W 2007 roku ludzie daliby wiele, żeby wcześniej wiedzieć o kończącej się wielkiej hossie. Z kolei na początku 2009 roku na wagę złota była informacja o kończącej się bessie.
Notowania indeksu WIG20 na przestrzeni ostatnich 10 lat src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1118498879&de=1433973600&sdx=1&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=WIG20&colors%5B0%5D=%231f5bac&fg=1&tid=0&st=1&fr=1&w=640&h=300&cm=0&lp=1"/>
W jaki sposób szuka się tych najważniejszych dla rynku dat? Używa pan szklanej kuli, jak czarodziej, czy patrzy w niebo jak typowy astrolog?
Mam program komputerowy, który wylicza konkretne daty. Wystarczy wpisać pytanie i w ciągu chwili zwracana jest odpowiedź. Ręczne wyliczanie byłoby czasochłonne. Czas to pieniądz.
Skoro astrologia pokazuje zwrotne punkty na rynkach finansowych, to w takim razie można było wcześniej przewidzieć gigantyczny wzrost kursu franka w styczniu tego roku. Setki tysięcy Polaków byłoby wdzięcznych za taką informację.
Z moich prognoz wynikało, że dojdzie do przesilenia na rynkach finansowych 20 stycznia. Samego momentu załamania na franku nie miałem więc dokładnie policzonego, ale pozwalało to wcześniej przygotować się do takiego wydarzenia. Dokładnie 20 stycznia doszło do nowiu w fazie Wodnika, koniunkcji Marsa z Neptunem, opozycji Wenus do Jowisza i stacjonarności Merkurego. Tego typu układ jest zawsze poważnym sygnałem.
[
Kliknij w obrazek żeby powiększyć ]( http://static1.money.pl/i/h/215/oryg356567.gif?rnd=1790825225 )
Można było na tym zarobić? To, że duża część kredytobiorców straciła to wiemy.
Akurat wtedy zupełnie nie interesował mnie kurs franka. Czekałem na dołek na WIG20, by zagrać pod wzrost kursu indeksu. Z perspektywy czasu okazało się, że w ciągu całego półrocza kurs ani razu nie był niżej. Po dwóch tygodniach zrealizowałem zyski, choć zarobić można było znacznie więcej - WIG20 od momentu uwolnienia franka poszybował w górę w ciągu czterech miesięcy o 13 procent.
Jaka jest skuteczność inwestycji opartych o astrologię?
W 2013 roku skuteczność najważniejszych sygnałów na indeksie WIG20 wyniosła 83 procent. W ubiegłym roku było minimalnie lepiej, bo 84 procent z nich się sprawdziło. Oczywiście trzeba podkreślić, że nie wszystkie daty podpowiadane z astrologii wykorzystuję w inwestycjach. Układy planetarne weryfikuję z tym, co pokazują wykresy. Co roku jest kilka mocnych i kilkanaście mniejszej rangi dat.
Skuteczność imponująca. Powiedzmy, że mam do dyspozycji 10 tysięcy złotych. Akcje których spółek warto kupić?
Takiej porady inwestycyjnej nie mogę udzielić, bo nie mam takich uprawnień. Osobiście inwestuję chętniej w indeksy giełdowe, które lepiej oddają ogólne nastroje na rynkach finansowych. Notowania konkretnych spółek znacznie częściej opierają się ogólnym trendom ze względu na specyficzne dla nich wydarzenia.
To znaczy, że astrologia nie jest skuteczna w inwestowaniu w akcje?
Tu wchodzimy w szczegółową analizę, ale oczywiście można tak inwestować. W astrologii ogółem ważna jest data urodzenia, jeśli analizujemy konkretnego człowieka. Spółki można rozpatrywać poprzez analizę na przykład daty jej założenia. Kiedyś mój kolega po fachu wieścił szybki koniec linii lotniczych OLT Express. Prognozował to na bazie analizy godziny pierwszego lotu samolotu. To był moment, kiedy spółka faktycznie zaistniała. Historię spółki chyba wszyscy dobrze znają.
Skuteczność psują ostatnie dwa nerwowe tygodnie na giełdach. W komentarzu opublikowanym 24 maja sugerował pan wzrosty na WIG20. Tymczasem kurs indeksu zanurkował. Na kolejnych dziesięć sesji giełdowych dziewięć było spadkowych.
Przyznaję, że dawno moje prognozy aż tak mocno nie rozjechały się z rzeczywistością, chociaż tak jak wskazywał kalendarz astronomiczny, nastąpiło bardzo duże ożywienie na rynku. Wcześniej przez miesiąc kurs WIG20 stał niemal w miejscu.
Notowania indeksu WIG20 z ostatnich 3 miesięcy src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1426087906&de=1433973600&sdx=1&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=WIG20&colors%5B0%5D=%231f5bac&fg=1&tid=0&st=1&fr=1&w=640&h=300&cm=0&lp=1"/>
Jak wygląda strategia gry w przypadku, gdy coś pójdzie nie tak, jak w tym przypadku?
Zakładałem grę na wzrosty WIG20 do momentu aż kurs nie spadnie poniżej 2495 punktów, czyli minimum z siódmego maja. Była to najniższa wartość indeksu na przestrzeni miesiąca. Bardzo szybko rynek zszedł niżej, co dało mi sygnał do sprzedaży.
Teraz gra pan na spadki czy woli poczekać aż sytuacja się uspokoi?
Przyznam, że „dałem ciała”. Można było wykorzystać sytuację i zagrać na spadki. Po tym, jak kurs 25 maja mocno zleciał, wyszedłem z inwestycji i do tej pory jestem poza rynkiem.
Ostatnie mocne spadki nie mogą trwać wiecznie. Odbicie w górę musi nastąpić, pytanie tylko: kiedy?
W najbliższych dniach byliśmy i będziemy świadkami rzadkiego skupiska zjawisk planetarnych: stacjonarnego Merkurego (piątek, 12.06), stacjonarnego Neptuna (12.06), powrotu Saturna do fazy Skorpiona (poniedziałek, 15.06) oraz nowiu w fazie Bliźniąt w koniunkcji z Marsem. Jeśli warunki rynkowe będą sprzyjające, już jestem gotowy na zakupy 15-16 czerwca.
Na następnej stronie Szymon Marek opowiada m.in. o możliwości wybuchu kryzysu finansowego na miarę krachu lat 1929-1932
Na największych giełdach na świecie padały ostatnio nowe rekordy. Spadki na giełdach to zapowiedź końca hossy, a może warto podkupywać przecenione akcje?
Aktualny układ planet nie sprzyja inwestorom. Co więcej, jest porównywalny z tym, który miał miejsce w czasie Wielkiego Kryzysu w Stanach Zjednoczonych w latach 1929-1932. Wtedy panika na giełdzie nowojorskiej objawiła się gwałtownym spadkiem ceny praktycznie wszystkich akcji, pociągając za sobą łańcuch bankructw, które rozprzestrzeniły się stopniowo na prawie wszystkie kraje świata.
Co się takiego dzieje?
W uproszczeniu planety dzielimy na szybkie, wolne i najwolniejsze. Te szybsze pozwalają ustalać krótkoterminowe kierunki, a te najwolniejsze - długoterminowe trendy na rynkach. Ich układy formułują się nawet kilka lat. Teraz Uran z Plutonem skończyły robić kwadraturę, która trwała dokładnie dwa lata. Jesteśmy na krawędzi oddziaływania tego układu i najbliższe miesiące mogą okazać się decydujące dla rynków finansowych.
Kwadratura Urana i Plutona brzmi skomplikowanie. Nie ma żadnych prostych zależności? Co z łatwym do dostrzeżenia zjawiskiem zaćmienia słońca? Dawniej wierzono, że zapowiada to kataklizmy. Może wtedy lepiej nie inwestować?
Robiłem kiedyś testy zaćmień, bo jest to dosyć spektakularne zjawisko, ale przyznam szczerze, że skuteczność gry na giełdzie pod to zupełnie się nie sprawdza.
Jest za to ciekawe zjawisko, które łączy trzy ważne wydarzenia. W 1637 roku pękła bańka w Holandii po tak zwanej tulipomanii. W 1980 roku mieliśmy do czynienia z finałem gorączki złota, a w 2011 roku koniec dwuletniej hossy na WIG20. Koniec hossy w każdym przypadku zszedł się z identycznym astrologicznym wydarzeniem - stacjonarnością Plutona. Planety normalnie cały czas się poruszają, ale raz na jakiś czas się zatrzymują. Właśnie to nazywamy stacjonarnością.
W tym roku będziemy mieć do czynienia z takim zjawiskiem?
Najbliższa stacjonarność Plutona wypada 25 września. Warto w tym czasie uważnie obserwować to, co będzie się działo na rynkach.
Odrzuca pan tradycyjne formy analizy w inwestowaniu?
Oprócz astrologii stosuję analizę techniczną, czyli analizę wykresów. Interpretacja pozycji planet to zdecydowanie za mało. Cała sztuka potem polega na odczytaniu, co w danej chwili sygnalizuje rynek. Astrologia i analiza techniczna to dwa uzupełniające się narzędzia.
Interesują pana w ogóle twarde dane gospodarcze, wyniki spółek?
Analizą fundamentalną się nie zajmuję, chociaż kończyłem studia ekonomiczne. Po prostu nie jest mi to potrzebne w inwestowaniu.
Skoro jest pan z wykształcenia ekonomistą, to skąd zainteresowanie astrologią? To dwie zupełnie różne dziedziny nauki.
W 2005 roku zaczynałem przygodę z inwestowaniem od szkolenia z analizy technicznej, na którym jeden z pierwszych slajdów pokazywał wykres z zaznaczonymi kropkami. W tych miejscach indeks WIG20 miał szczyty i dołki. Okazało się, że na wykresie były zaznaczone nowie i pełnie Księżyca. Prowadzący szkolenie nie miał nic wspólnego z astrologią, podał ten przykład tylko jako ciekawostkę. Wtedy mnie zatkało, bo stałem po stronie ludzi, którzy nie wierzą w astrologię. To były dla mnie kompletne głupoty, ale przy bliższym poznaniu tej dziedziny, przekonałem się do niej.
Pewnie wciąż dla większości osób „astrologia finansowa” to kompletne głupoty. Śmieją się z pana tradycyjni inwestorzy?
Oczywiście dostaję czasem maile, które pokazują, że w społeczeństwie panuje bardzo duże niezrozumienie dla dziedziny nauki jaką jest astrologia. Na początku było trudno, ale z czasem przyzwyczaiłem się do opinii, że jestem wróżką czy czarodziejem. Rok temu w maju pisałem z jednym z większych sceptyków. Nie wchodziłem z nim w dyskusję. Zasugerowałem tylko, żeby w listopadzie obserwował notowania indeksu WIG20. Miał wtedy powstać szczyt na wykresie. Dokładnie tak się stało. Niestety, kontakt z tym panem się urwał.
Ile jest w Polsce takich „magików” jak pan?
Trudno podać konkretne liczby, bo nikt nie zbiera takich informacji. Trudno oszacować, ile osób w praktyce wykorzystuje astrologię w inwestowaniu. Samych zainteresowanych tematem jest całkiem sporo. Moje cotygodniowe komentarze giełdowe czyta od 10 do 12 tysięcy osób.
W astrologię można wierzyć lub nie, ale niezależnie od metody inwestowania najważniejsze są wyniki. Ile Pan zarobił na giełdzie?
Moje najlepsze osiągnięcie to 300 procent zysku w ciągu trzech miesięcy. Generalnie jednak stawiam sobie za cel 10 procent miesięcznie i udaje się średnio taki wynik powtarzać w długim terminie. W tym roku miałem tylko jeden stratny tydzień, co oczywiście nie oznacza, że nie mam stratnych pojedynczych transakcji. Niemniej zawieram ich na tyle dużo, że bilans wychodzi dodatni.
Na czym można było zarobić aż 300 procent?
To nie była jedna transakcja. Inwestuję głównie w indeksy giełdowe: WIG20, amerykański Dow Jones i niemiecki DAX. Czasem także wybieram towary: złoto, srebro, ropa i waluty. Akcji w ogóle nie kupowałem.
Wspomniał pan wcześniej nazwisko Livermore. Chyba nie było w historii znanego inwestora, który przyznałby wprost, że stosuje astrologię finansową.
Jedna z bardziej znanych postaci rynków finansowych, Larry Pesavento, zdradził kiedyś, że astrologią finansową posługiwał się na przykład jeden z największych amerykańskich banków Merrill Lynch. Nikt do tego się nie przyznaje, co nie oznacza, że się z tego nie korzysta.
Zresztą, astrologia finansowa to matematyka. Nie ma nic wspólnego z wróżbami, magią.
Czytaj więcej w Money.pl