Dotychczasowe koszty funkcjonowania spółki PGE EJ1, czyli ciała odpowiedzialnego za projekt polskiej energii atomowej, wyniosły niemal 400 mln zł – dowiedział się money.pl. Prace nad polską atomówką idą opornie, ale rząd jest zdeterminowany, by doprowadzić je do końca. Mimo iż po trzech latach rządów obecnej ekipy projekt ciągle nie wzbudza entuzjazmu
- Elektrownia atomowa będzie – mówi jednak nieoficjalnie wysoko postawiony urzędnik Ministerstwa Energii, zapytany o stopień determinacji rządu w budowie pierwszego polskiego bloku atomowego.
Potwierdza tym samym oficjalną deklarację szefa resortu, Krzysztofa Tchórzewskiego. We wtorek minister stwierdził, że do 2040 r. atom może odpowiadać nawet za 10 GW wytwarzanej w Polsce energii. Stwierdził także, że Ministerstwo Energii "ostro walczy" o włączenie do miksu energetycznego energetyki jądrowej.
Słowa ministra miały moc. Na wieść o nich akcje Polskie Grupy Energetycznej straciły aż siedem procent wartości. Kurs odbił wczoraj, ale strat nie odrobiono (wzrost od 3,37 proc. do wczoraj do południa).
Skąd te spadki? To PGE będzie głównym inwestorem w polski atom. A eksperci wątpią w projekt atomowy w Polsce. Oceniają go jako drogi i ryzykowny. - Mamy koniec 2018 r. Może najpierw trzeba rozwiązać problemy polskiej energetyki w perspektywie następnych pięciu lat, a nie mówić o tym, co będzie w 2040 r. – mówi money.pl prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej, ekspert z zakresu energetyki. – Wydaje się, że to ucieczka do przodu. Problemów jest mnóstwo, a próbuje się je rozwiązać za pomocą jednej elektrowni atomowej, której perspektywa powstania jest bardzo odległa. Tymczasem dotychczas nie udało się nawet przeprowadzić badań środowiskowych – dodaje.
Liczby, które padają w kontekście polskiej atomówki, mogą przyprawić o zawrót głowy. Kilka lat temu koszt jej wzniesienia szacowano na 40-60 mld zł. Teraz mówi się nawet o 75 mld.
Łatwiej oszacować koszty, które istniejąca jedynie na rządowych papierach elektrownia już wytworzyła. W latach 2010-2017 spółka PGE EJ1 pochłonęła ok. 372 mln zł. Z tego nakłady inwestycyjne wyniosły 219 mln zł, a koszty generujące wydatki – 153 mln zł.
Na co poszły te pieniądze? Jak tłumaczy spółka, są to koszty, które ponosi firma m.in. na badania lokalizacyjne i środowiskowe w Lubiatowie-Kopalinie (w gminie Choczewo) i Żarnowcu (gminy Gniewino i Krokowe). Czyli na terenie dwóch potencjalnych lokalizacji polskiej elektrowni atomowej. PGE EJ1 podkreśla, że prace są niezbędne "w celu opracowania rozwiązań zapewniających bezpieczne funkcjonowanie elektrowni oraz ograniczenie do minimum jej oddziaływania na życie okolicznych mieszkańców i środowisko naturalne".
Nie jest to jednak całkowity bilans kosztów polskiego programu jądrowego. Raport NIK, opublikowany w marcu tego roku, wylicza, że w związku z koniecznością zakupu praw do emisji CO2, opóźnienia w budowie elektrowni jądrowej generują koszty od 1,5 mld do nawet 2,6 mld zł. Ponadto NIK szacuje, że tylko w latach 2014-2017 program jądrowy w Polsce pochłonął 776 mln zł (z tego 223,5 mln to cena funkcjonowania PGE EJ1).
Do kosztów polskiego programu jądrowego należałoby też włączyć porzucony przez rząd Tadeusza Mazowieckiego projekt elektrowni w Żarnowcu. Tamtejszy blok powstawał osiem lat. Budowa była już dość zaawansowana. Gotowe było jej wyposażenie. Nie tylko cztery reaktory i urządzenia niezbędne do ich działania, ale nawet zastawa stołowa z logotypem zakładu.
Po katastrofie w Czarnobylu nie było jednak klimatu do energetyki atomowej. Projekt został więc, po naciskach ekologów, porzucony przez rząd Tadeusza Mazowieckiego. Mówi się, że decyzja ta kosztowała ok. 2 mld dolarów.
Teraz wątpliwości budzi nie bezpieczeństwo i technologia, a ekonomiczny sens budowy bloku. - Lepsza byłaby energetyka rozproszona oparta na krajowych zasobach odnawialnych. Za te pieniądze można stworzyć bardzo wiele lokalnych systemów działających na poziomie gminy czy powiatu i dostarczałyby tyle samo energii w znacznie bezpieczniejszy sposób i bardziej efektywny dla polskiej gospodarki – mówi money.pl prof. Zbigniew Karaczun z warszawskiej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, ekspert Koalicji Klimatycznej. - W przypadku budowy elektrowni jądrowej mielibyśmy do czynienia z eksportem pieniędzy. Nie mamy przecież odpowiednich technologii – dodaje.
Prof. Karaczun zwraca uwagę także na jeszcze jeden aspekt związany z budową atomówki. A mianowicie kłopoty hydrologiczne naszego kraju. - Przecież już teraz, kiedy jest upalne lato, to mamy problem z chłodzeniem konwencjonalnych elektrowni, które już posiadamy – podkreśla.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl