Lada moment rząd chce ujawnić swoje plany dotyczące budowy elektrowni atomowej. Na początek Ministerstwo Energii ma opublikować harmonogram powstawania pierwszej polskiej siłowni napędzanej przez atom. Daty podawane przez poprzedni rząd są już dawno nieaktualne.
- Chcemy, żeby na początku 2020 roku popłynął pierwszy prąd z elektrowni atomowej - mówił w 2011 roku ówczesny premier Donald Tusk. Później poza powoływaniem nowych spółek niewiele się jednak działo.
Także PiS przez prawie dwa lata rządów zrobił niezbyt dużo w kwestii rozpoczęcia gigantycznej inwestycji. Minister energii Krzysztof Tchórzewski mówił nawet na początku roku, że projekt został zawieszony, a może zostać nawet całkowicie zaniechany.
Jak podaje "Puls Biznesu", teraz ma się to zmienić. Rząd wraca do pomysłu i chce mieć swój Atom+. Pierwszą jaskółką ma być opracowywany przez Ministerstwo Energii nowy harmonogram budowy. A wraz z nim poznamy sposób finansowania miliardowego kontraktu.
Według gazety, pieniądze mają być polskie. Dotąd spekulowano, że finansować inwestycję mogą na przykład Chińczycy. Poza tym powstać mają trzy nieduże bloki zamiast dwóch wielkich o mocy 3000 MW. Dzięki temu rząd liczy na oszczędności - zamiast 50 mld zł, koszt inwestycji mógłby się zamknąć w ok. 20 mld zł.
Jak podaje "PB", pod hasłem krajowego finansowania kryć mają się środki od Polskiego Funduszu Rozwoju oraz państwowych firm, np. PZU. Za całość odpowiadałby energetyczny gigant - Polska Grupa Energetyczna.
Kluczową sprawą do rozstrzygnięcia jest kwestia wyboru technologii. Choć rząd podpisał już porozumienie o współpracy z Chinami, to firmy z Państwa Środka i tak będą musiały wygrać procedurę przetargową. Zainteresowani sprzedaniem nam technologii są też Japończycy, Amerykanie, Kanadyjczycy, Koreańczycy czy Francuzi.
Mimo przyspieszenia prac, na prąd z elektrowni atomowej jeszcze poczekamy. Ministerstwo szacuje, że cieszyć będzie się można z niego dopiero w 2030 roku.