Wicepremier Mateusz Morawiecki podczas tzw. audytu grzmiał, że polska gospodarka jest zdestabilizowana do tego stopnia, że z szeregu pułapek, jakie zafundował nam rząd PO-PSL będziemy wychodzić przez kolejne 20 lat. Tymczasem jeszcze w styczniu, kiedy agencja S&P obniżyła Polsce rating, przekonywał, że polska gospodarka jest stabilna. Ba, nawet tydzień przed audytem mówił, że jest dobrze. Sprawdzamy, co na temat kondycji polskiej gospodarki wicepremier mówi dziś, a co mówił, kiedy rządziła PO.
PiS ostro zaatakowało Platformę Obywatelską, wyliczając, że Polacy stracili podczas ośmiu lat rządów PO-PSL 340 mld zł. Na tzw. audyt złożyła się analiza nieprawidłowości, jakie miały mieć miejsce w poszczególnych resortach. Zdaniem ekonomistów pytanych przez money.pl, audyt jest raczej aktem politycznym niż diagnozą gospodarczą. Niezależnie, czy była to diagnoza polityczna czy gospodarcza, pokazuje, jak bardzo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Gospodarka – w styczniu stabilna, w maju już zdestabilizowana
11 maja Mateusz Morawiecki krytykuje w Sejmie wzrost długu publicznego, do którego miała doprowadzić poprzednia ekipa. – Wzrost ostatnich ośmiu lat nie był za nasze zasługi, a za nasze długi. Rozwijaliśmy się w ogromnym stopniu w oparciu o wzrost długu publicznego. (...) Powiększyliście dług publiczny o ponad 100 proc. – mówił Morawiecki podczas swojego wystąpienia.
- Dziś jesteśmy w takim momencie, że zdestabilizowana przez osiem lat gospodarka, nie może dojść do stanu równowagi – podsumował wicepremier i podkreślił, że przez poprzednie lata wpadliśmy w szereg pułapek, choćby słabości instytucji, zadłużenia, z których będziemy wychodzić przez 20 lat.
Tymczasem jeszcze niedawno, kiedy w styczniu 2016 roku agencja S&P obniżyła rating dla Polski, wicepremier stan polskiej gospodarki wychwalał.
- Stabilna gospodarka, bardzo niski deficyt rachunku bieżącego, który mamy - w tym roku być może w ogóle go nie będzie albo będzie na minimalnym poziomie, bardzo mocny polski eksport, wzrastające inwestycje, czekające za rogiem dziesiątki miliardów euro do wydania z perspektywy unijnej i naszych inwestycyjnych różnych projektów to naprawdę jest dobra perspektywa na najbliższe parę lat - tak Morawiecki komentował decyzję S&P na antenie TVP Info w styczniu.
Wtedy środki unijne były miliardami czekającymi za rogiem, dziś są miliardami wydanymi na wirtualne cmentarze i horoskopy dla psów.
To był styczeń. Ale tę pozytywną diagnozę potwierdził również 4 maja, dokładnie tydzień przed audytem. Wówczas wicepremier, chwaląc się decyzją Mercedesa o stworzeniu fabryk silników właśnie w Polsce, podkreślał, jak dobrze ta decyzja świadczy o kondycji polskiej gospodarki.
Pochwała Rostowskiego
Można powiedzieć, że po decyzji agencji S&P wicepremier starał się naprawiać wizerunek polskiej gospodarki. Ale to nie był jedyny raz, kiedy ją chwalił, chwaląc tym samym działania poprzedniego rządu. Okazuje się, że w 2011 roku, jeszcze jako prezes BZ WBK, ale również członek Rady Gospodarczej przy premierze, w której pracował dla Donalda Tuska w latach 2010-2012, pozytywnie mówił nawet o ówczesnym ministrze finansów Jacku Rostowskim, który dziś jest przez PiS demonizowany.
- Rozumiem ministra finansów, który szuka równowagi pomiędzy rynkami finansowymi a nastrojami społecznymi. Nie może podejmować decyzji zbyt niepopularnych, aby nie wpłynąć negatywnie na wynik nadchodzących wyborów, a z drugiej strony nie może robić ruchów, które naruszą wiarygodność Polski na rynkach finansowych – tak Mateusz Morawiecki mówi w styczniu 2011 roku na łamach "Gazety Wyborczej" w cyklu "Piątka na kryzys", w którym w latach 2009-2012 pięciu ekonomistów dyskutowało na temat gospodarki.
Wtedy Mateusz Morawiecki pokazywał sukces Polski. - W III kwartale 2010 r. przedsiębiorstwa niefinansowe zarobiły netto 33 mld zł - to rekord za ostatnie 20 lat! – zachwycał się wówczas prezes BZ WBK, dodając, że na rynku pracy już następuje bardzo pozytywna przemiana, a od początku 2008 r. znakomicie wzrosła aktywność zawodowa.
- Przybyło ponad 1 mln osób aktywnych zawodowo. Czy ktoś z nas się tego spodziewał? – pytał na łamach "GW".
Również nie był wtedy tak bardzo krytyczny wobec długu publicznego. - Liczy się nie tylko dług, ale też aktywa generowane przez ten dług - podkreślał, cytując profesora Dietera Helma. - Kiedy więc myślimy o przyszłości, o przyszłych pokoleniach, to powinniśmy unikać obciążania ich długiem nieproduktywnym, a nie długiem w ogóle - mówił w 2011 roku. Wczoraj w Sejmie najwyraźniej o tym zapomniał i rozróżnienia na dług nie wprowadził. Dług to dług.
Rok później w styczniu 2012 roku w ramach tego samego cyklu Morawiecki dodał: "Nie będzie problemu z finansowaniem długu publicznego, zwłaszcza, że minister finansów zgromadził 50 mld zł - "poduszkę" na wypadek nadzwyczajnych sytuacji". Dziś problem z długiem, zdaniem wicepremiera, już jest.
Zagraniczne banki krytykuje... były prezes banku
Wicepremier podkreślał również, że za 2/3 polskiego eksportu odpowiadają podmioty zagraniczne. Winą poprzedniego rządu ma być również to, że pozwalał sprzedawać banki instytucjom zagranicznym. Ten zarzut brzmi nieco jak hipokryzja, bowiem Morawiecki sam w takim banku z zagranicznym kapitałem przez lata pracował.
Przypomnijmy, że Bank Zachodni WBK, którego prezesem był Mateusz Morawiecki w latach 2007-2015, należy do hiszpańskiej grupy Santander. Santander kupił BZ WBK w 2010 roku od również zagranicznej, irlandzkiej grupy AIB.
O przejęcie BZ WBK starał się wówczas również PKO BP, typowany był nawet na faworyta w negocjacjach, ostatecznie jednak przegrał.