Jedna z chińskich firm dostaje lukratywny kontrakt na budowę elektrowni atomowej w Polsce, a w zamian inna firma z Państwa Środka zobowiązuje się do postawienia nad Wisłą wielkiej fabryki samochodów elektrycznych. Czy tak rząd przekona Jana Szyszkę do budowy "atomówki" w Polsce, a Polaków do przesiadki do chińskich pojazdów?
Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", na drodze budowy elektrowni atomowej stoi wpływowy minister środowiska Jan Szyszko, który wolałby inwestować w biomasę i drewno energetyczne.
Aby go przekonać do "atomówki", jej zwolennicy w rządzie promują ideę bardzo rozwiniętego programu offsetowego, który miałby towarzyszyć tej inwestycji. W ramach offsetu z Chinami miałoby powstać tysiąc małych elektrowni na biomasę, fabryki domów w technologii 3D oraz fabryka samochodów elektrycznych.
Według informacji gazety, chińską firmą, która miałaby w Polsce produkować samochody elektryczne, ma być Jiangxi Special Electric Motor. Jak informuje dziennik, sprzedawany przez Chińczyków w 50 krajach samochód jest częściowo projektem duńskiej firmy Insero. I właśnie taki samochód miałby być produkowany w Polsce.
Na razie produkują wózki inwalidzkie z napędem elektrycznym
To brzmi zachęcająco, ale czy wiadomo coś więcej na temat samochodu, do którego mieliby przesiąść się Polacy?
Insero to duńska firma konsultingowa, która świadczy usługi doradcze w takich dziedzinach, jak edukacja, rozwój biznesu, energetyka i transport. W tej ostatniej dziedzinie główny nacisk kładzie na rozwiązywanie problemów związanych z rozwojem elektromobilności.
Nie jest to jednak biuro projektowe, nie ma ośrodka badawczo-rozwojowego. Insero nawet nie wspomina na swojej stronie internetowej o żadnych samochodach, które miałoby opracować - z Chińczykami czy bez.
Wideo: Krzysztof Hołowczyc: s amochody elektryczne to również wiele problemów
Dla odmiany, chińska spółka faktycznie produkuje pojazdy, ale daleko jej do miana "chińskiej Tesli". Konglomerat Jiangxi Jiangte na swojej - zadziwiająco prymitywnej zresztą - stronie internetowej przedstawia ofertę, która obejmuje nie tylko pojazdy elektryczne, ale także minerały i elektryczne silniki budowlane.
Pojazdy elektryczne, które występują pod marką Jiangte, to głównie wózki i skutery inwalidzkie. Jiangte Electric Vehicles chwali się, że zatrudnia 20 pracowników i ma po dwie linie produkcyjne dla skuterów i wózków inwalidzkich, a także "zaawansowaną platformę do testowania pojazdów".
Firma pisze w autoprezentacji, że zajmuje się produkcją wolnobieżnych pojazdów elektrycznych, ale o tym, że produkuje samochody osobowe, w ogóle nie wspomina. Co ciekawe, w dziale "produkty" można znaleźć zdjęcia mikrobusów, którym nie towarzyszą jednak żadne informacje.
src="https://static1.money.pl/i/h/165/art418213.jpg"/>
Czy Polacy dadzą się wsadzić do takich pojazdów? Fot. jiangte.com.cn
Jedynym prezentowanym produktem, który przypomina elektryczny samochód osobowy, jest pojazd noszący nazwę City Electric Vehicle. Jest to miejskie auto z silnikiem elektrycznym o mocy 5 kW, które osiąga maksymalną prędkość 50 km/h.
Jak nieoficjalnie ustalił "Dziennik Gazeta Prawna", fabryka chińskiego producenta miałaby stanąć w Siedlcach. Dlaczego akurat tam? Jednym z powodów ma być to, że jest to matecznik ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego.
Spalają węgiel, zbudują "polską Teslę"?
Plany budowy fabryki samochodów elektrycznych wpisują się w wizję wicepremiera Mateusza Morawieckiego, który chce, by do 2025 roku po polskich drogach jeździło milion samochodów elektrycznych. Z kolei według opracowanego przez Ministerstwo Energii "Pakietu na Rzecz Czystego Transportu", już w 2020 r. "elektryków" ma być w Polsce kilkadziesiąt tysięcy.
Najśmielsze plany dotyczą jednak produkcji polskiego samochodu elektrycznego. W tym celu już w zeszłym roku powołana została spółka ElectroMobility Poland. Na życzenie wicepremiera Morawieckiego założyły ją państwowe koncerny energetyczne: PGE, Enea, Energa oraz Tauron. Cel? Produkcja 300 tys. samochodów elektrycznych polskiej konstrukcji w 2025 roku.
Czy tworzące de facto oligopol spółki, które zarabiają na sprzedaży energii elektrycznej wytwarzanej w opalanych węglem elektrowniach, są zdolne opracować samochód elektryczny, który będzie stanowił konkurencję dla największych koncernów samochodowych? Bardzo wątpliwe, podobnie jak to, że będą w stanie w rentowny sposób wytwarzać go na masową skalę.
Eksperci wskazują, że koszt opracowania współczesnego samochodu z napędem spalinowym sięga od miliarda do kilku miliardów euro. Samo opracowanie zaawansowanego napędu elektrycznego może kosztować tyle, co rozwój tradycyjnego auta. Mało tego, w przypadku producentów, którzy praktycznie całą technologię muszą opracować od podstaw lub kupić gotowe rozwiązania, koszty te muszą być jeszcze większe.