Autosan, który jeszcze niedawno był w stanie upadłości, mógł dużo zyskać na przetargu dla wojska. Ale przez niekompetencję pracownika nie miał nawet szans w nim wystartować. Kiedy półtora roku temu fabrykę przejmowała Polska Grupa Zbrojeniowa, Beata Szydło rysowała przed zakładem świetlaną przyszłość i zapowiadała nowy program gospodarczy dla Polski. Jak dziś czuje się rząd, kiedy wizytówka tego programu ponosi tak kuriozalną porażkę?
Przypomnijmy, co mówiła 30 marca 2016 roku Beata Szydło. - Dzisiaj, tutaj w Sanoku, jest dobry moment, żeby powiedzieć, że rozpoczynamy realizację programu Gospodarka+ - mówiła premier w dniu, kiedy PGZ przejęło Autosan. Zapowiadała, że Polacy potrzebują pracy, godnych zarobków i poczucia bezpieczeństwa swojej przyszłości. To wszystko miał zapewnić, obiecywany przez rząd, wzrost gospodarczy.
W kontekście Autosanu Szydło zapowiadała wtedy, że zakład będzie produkował autobusy i inne pojazdy dla wojska. Premier podkreślała też bardzo ważną rolę, jaką miało odgrywać MON, które sprawuje nadzór nad PGZ.
Postanowiliśmy więc zapytać, jak te zapowiedzi mają się do kompromitującej nieudolności Autosanu w złożeniu oferty w przetargu na 26 autobusów dla armii (firma spóźniła się z dokumentami 20 minut i szansa na kontrakt przepadła). Jednak chętnych do rozmowy brakuje.
Zacznijmy od rzecznika rządu Rafała Bochenka. Dzwonimy, ale telefon nie odpowiada. Skrzynka na wiadomości głosowe jest tak zapchana, że nie można się nawet nagrać. Piszemy więc maila. Na odpowiedź czekamy.
Dzwonimy do odpowiedzialnego za gospodarkę Ministerstwa Rozwoju. Przedstawiciel biura prasowego podnosi słuchawkę, jednak od razu mówi, że odpowiedź można dostać tylko drogą mailową, bo ministerstwo musi zapoznać się z problemem. Piszemy więc i również czekamy.
Podobnie wygląda nasza rozmowa z przedstawicielką biura prasowego MON. Słyszymy, że na razie na żaden komentarz ze strony ministerstwa nie możemy liczyć i właściwie nie ma sensu pisać maila. Wszystko, co było do powiedzenia, padło już z ust wiceministra Bartosza Kownackiego i przedstawicieli PGZ - słyszymy.
A co do tej pory powiedziano w tej sprawie? - Osoba odpowiedzialna za tę sytuację została zwolniona w trybie dyscyplinarnym, a CBA i SKW powiadomione -poinformował wcześniej w środę wiceminister Kownackina swoim Twitterze. Dodał też, że zarząd spółki będzie dochodził roszczeń finansowych na drodze postępowania cywilnego.
Z kolei prezes PGZ Błażej Wojnicz sugerował w środę na konferencji prasowej, że w tej sprawie mogło dojść do korupcji. - W naszym przekonaniu mogło dojść do działania przestępczego. Spółka będzie wnosiła o unieważnienie postępowania, gdy organy państwa to potwierdzą. Będziemy jeszcze raz uczestniczyć w przetargu - mówił.
Jednak, jak zapewnia nas firma MAN Polska, która wygrała przetarg, całe postępowanie było w stu procentach zgodne z prawem. "MAN Truck & Bus Polska oświadcza, że złożyła ofertę w zgodzie z ustawą o zamówieniach publicznych. Ze strony naszej firmy wszelkie procedury i terminy zostały zachowane i realizowane w zgodzie z obowiązującym prawem" - czytamy w oświadczeniu przesłanym Money.pl.
Przetarg, wokół którego wybuchło takie zamieszanie, w kwietniu 2016 r. ogłosiła 2. Regionalna Baza Logistyczna w Rembertowie. Kontrakt dotyczy budowy 26 autobusów za blisko 30 mln zł. Zaznaczmy, że nawet gdyby oferta Autosanu została uznana za ważną, nie oznaczałoby to automatycznie jego wygranej w przetargu.
Prezes Autosanu Michał Stachura przekonywał w środowym oświadczeniu, "że samo złożenie oferty nie przesądza o wygraniu przetargu, a kryteria przedmiotowego zamówienia premiowały dostawców posiadających w ofercie autobusy wysokopodłogowe, których Autosan nie produkuje".
Stachura dodał też na swoją obronę, że nowy zarząd spółki w przeciągu niespełna 3 miesięcy zakontraktował autobusy w ilości 23 sztuk. Teraz czeka zaś na rozstrzygnięcie kolejnych przetargów, gdzie złożył najkorzystniejszą ofertę cenową na dostarczenie 27 kolejnych maszyn.
- Na tym etapie sprawa jest już tylko śmieszna. Niektórych państwowych firm nie da się uratować, bo na to nie zasługują - powiedział dla Wirtualnej Polski Kaźmierczak. - Działania prosocjalne, ratowanie miejsc pracy w Sanoku miały jak najbardziej sens. Jednak czasem okazuje się, że dobrymi pieniędzmi, nie uratuje się złego biznesu - dodał.