Autosan już kilka dni przed terminem składania ofert ostrzegał Polską Grupę Zbrojeniową, że udział firmy w przetargu "zapewni pracę załodze, ale nie zapewni zysku". Właściciela i MON to jednak nie przekonało, więc producent ofertę złożył. Tyle, że 20 minut za późno.
Do pisma, które zarząd Autosanu na długo przed rozstrzygnięciem przetargu wysłał do kierownictwa Polskiej Grupy Zbrojeniowej, dotarła czwartkowa "Gazeta Wyborcza".
Wynika z niego, że firma miała świadomość, że nie jest najlepszym wyborem w przetargu na autobusy dla bazy w Rembertowie. Ten - zdaniem firmy - nawet "nie dopuszczał Autosanu" do złożenia oferty. Zarząd twierdził, że zagraniczni producenci będą bardziej odpowiedni.
Preferowany był autobus wysokopodłogowy, o powierzchni ładunkowej przynajmniej 10 m sześc. I konstrukcji ze stali o podwyższonej odporności. Takiego jednak Autosan w swojej ofercie nie ma.
Jak informuje "GW", niechęć firmy wywołała furię wiceministra Bartosza Kownackiego. Do tego stopnia, że warunki przetargu zmieniono na tyle, by Autosan mógł wziąć w nim udział. Choć nadal nie spełniał ich w stu procentach.
Zarząd poinformował więc, że zaoferuje autobus Lider 10, który jest produkowany od 15 lat, a jego bazą jest jeszcze starsza konstrukcja. A mimo to koszty w zasadzie przewyższały potencjalny zysk z kontraktu dla armii.
Autosan musiał obniżyć cenę, żeby jego oferta była konkurencyjna względem innych producentów. A to oznaczało, że mieliśmy do czynienia z sytuacją "zapewniającą pracę załodze, ale niezapewniającą zysku". Właśnie na tę sugestię zareagował na Twitterze wiceminister Kownacki.
We wspomnianym piśmie czytamy również, że producent sugeruje, że znacznie bardziej dochodowe byłoby wyprodukowanie pojazdów umożliwiających ewakuację ludzi z "mechanizmem szybkiego usuwania siedzeń" a nawet stworzenie "autobusowej amfibii", która mogłaby być wykorzystywana w przypadku powodzi i podtopień.
MON jednak na razie pomysłu nie podchwycił. A Autosan ostatecznie udziału w przetargu nie wziął.
Jak pisaliśmy już w money.pl, oferta została złożona 20 minut po terminie, a wart 30 mln przetarg zdobył niemiecki MAN. Kierownictwo PGZ poinformowało o zwolnieniu dyscyplinarnym osób odpowiedzialnych, a w sprawęzaangażowała się nawet premier Szydło, która chciała wyjaśnień od ministra, który nadzoruje spółkę.