W trakcie czwartkowego posiedzenia podkomisji ds. ustaw frankowych wszystkie zainteresowane strony – zadłużeni, przedstawiciele banków, Komisji Nadzoru Finansowego oraz twórcy ustaw – miały przedstawić swoje racje. Tak przynajmniej zapowiadał posiedzenie przewodniczący podkomisji Tadeusz Cymański. Nie stało się tak za sprawą przedstawicieli środowisk frankowiczów. Osobom związanym ze stowarzyszeniem Stop Bankowemu Bezprawiu oraz posłom PiS nie spodobała się obecność Krzysztofa Pietraszkiewicza, prezesa Związków Banków Polskich. Jak się okazało, na posiedzenie zaprosił sam przewodniczący podkomisji.
Szef ZBP został oskarżony o prowadzenie lobbingu, a tym samym jego obecność w trakcie prac podkomisji mogłaby stanowić naruszenie prawa. Nie udało się jednak potwierdzić tego zarzutu, ale słowa Pietraszkiewicza o tym, że zadłużeni we franku nie dość, że spłacają regularnie swoje zobowiązania, to jeszcze ich kredyty są "w wielu przypadkach najbardziej opłacalne", a prezydencka ustawa pomoże tylko najbogatszym, wywołały kolejną awanturę.
- Panie prezesie, chciałabym prosić o zdjęcie różowych okularów i zaprzestania napuszczania na siebie kredytobiorców jednych na drugich - powiedziała Barbara Husiew ze Stowarzyszenia SBB. Co więcej, nawet poseł PiS Janusz Szewczak (blisko związany ze SKOK) nazwał ZBP "organizacją lobbystyczną". Twierdził także, że sądy wydają korzystne dla frankowiczów wyroki. Zapomniał jednak, że odnoszą się one do tzw. klauzul abuzywnych, a nie sprzeczności z prawem samych umów.
Największa awantura wybuchła po słowach Lidii Jabłonowskiej, wiceprezes mBanku. Frankowiczom nie spodobała się informacja, że bank zmienił umowy lub obniżył raty w ponad 1300 przypadkach. To, co stało się później, przerosło nawet Tadeusza Cymańskiego. Zrezygnowanym tonem rzucił jedynie "nie chcę trafić do wariatkowa". Zasugerował nawet, że zrezygnuje z funkcji przewodniczącego. Z tego ostatniego wycofał się już po zamknięciu posiedzenia.