Lieberman, oczyszczony w zeszłym tygodniu z zarzutu korupcji, powrócił dziś na urząd ministra spraw zagranicznych. Jego nominację zatwierdził parlament.
Reuters pisze, że powrót Liebermana do MSZ może jeszcze bardziej skomplikować bliskowschodni proces pokojowy.
Sprawa, w której Lieberman - przywódca partii Nasz Dom Izrael, sprzymierzonej z Likudem premiera Benjamina Netanjahu - był oskarżony o oszustwo i nadużycie zaufania rządu, dotyczyła m.in. awansowania ambasadora Izraela w Mińsku w zamian za nielegalną przysługę osobistą. W związku z procesem, który rozpoczął się lutym br., Lieberman podał się w grudniu ub.r. do dymisji jako szef dyplomacji.
Lieberman od początku nie przyznawał się do winy i jeszcze przed rezygnacją wyrażał pewność, że zostanie oczyszczony z zarzutów i będzie mógł spokojnie powrócić na urząd ministra spraw zagranicznych.
Lieberman mieszka w jednym z osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu Jordanu. Wywołał wiele kontrowersji i protestów, podając publicznie w wątpliwość lojalność półtora miliona arabskich obywateli Izraela.
Był oskarżany o rasizm, ale jego poglądy przynoszą mu szerokie poparcie wyborcze ze strony rosyjskojęzycznych obywateli Izraela. Polityk ten, urodzony w Mołdawii, emigrował z ZSRR do Izraela w 1978 roku.
Reuters odnotowuje, że Lieberman jest zdeklarowanym sceptykiem, jeśli chodzi o sponsorowane przez USA negocjacje Izraela z Palestyńczykami, wznowione w lipcu po trzyletnim impasie.
Netanjahu mówił w zeszłym tygodniu o braku postępu w tych rozmowach. Sekretarz stanu USA John Kerry ostrzegł Izrael, że fiasko negocjacji mogłoby doprowadzić do trzeciej intifady (powstania palestyńskiego).
Czytaj więcej w Money.pl