*Kiedy w połowie lat dziewięćdziesiątych rozkręcała się na Śląsku budowa autostrady A4, obok strumienia asfaltu płynął wartki potok obietnic. Jak bardzo zyska region, ileż to nowych miejsc pracy powstanie i jak potężną siłą napędową dla różnych branż będzie droga szybkiego ruchu. Ówczesny premier Włodzimierzem Cimoszewicz, zasypując koło Krapkowic kamień węgielny, obwieszczał podniośle, iż wkrótce na polach przy autostradzie nastąpi takie ożywienie gospodarcze, że ci, którzy mają u siebie przeważnie polne drogi, pękną z zazdrości. *
Samochody mkną autostradą już ósmy rok, a kierowcy ciągle odnoszą wrażenie, że podróżują przez środek pustyni Gobi. Na stukilometrowym bez mała odcinku między Opolem a Wrocławiem nie zbudowano dotąd ani jednej stacji paliwowej, nie mówiąc o takich luksusach jak bar przydrożny czy choćby zwykły wychodek. Nawet w Mongolii na pustynnym szlaku można zatrzymać się przy jurcie i schłodzić wnętrzności kobylim mlekiem. Na śląskim kawałku Europy człowiek zemrze z pragnienia, jeśli wcześniej nie zaopatrzył się w wodę.
Jeśli ktoś nie wie, że przed zjazdem na autostradę trzeba oddać mocz w okolicach Opola, to następną okazję ulżenia nerkom będzie miał dopiero we Wrocławiu. Chyba że zatrzyma się na pasie awaryjnym. Kobiety mają dużo gorzej: na autostradzie podwiewa, a widok niewiasty w kuckach może spowodować utratę panowania nad kierownicą przez kierowców płci męskiej.
Burmistrz Leśnicy, na której terenie znajduje się legendarna Góra św. Anny, powtarza ciągle, że autostrada to jego największa porażka i same stracone złudzenia. Przy budowie drogi nie zatrudniono nawet najmniejszej miejscowej firmy, ponieważ przedsiębiorstwa z Czech i wschodniej Polski były dużo tańsze.
Teraz natomiast trasa A4 okazuje się zagrożeniem dla tutejszego parku krajobrazowego, wykonano bowiem pod nią zbyt wąskie przejścia dla zwierzyny leśnej. Ogłupiałe dziki nie chcą dostosować się do instrukcji wyznaczających przejścia na drugą stronę i gromadzą się w nadmiarze na ograniczonej przez autostradę powierzchni. Rozmnażają się i pustoszą uprawy, więc rolnikom trzeba płacić odszkodowania, a państwo, które jest właścicielem autostrady, nie czuje się zobowiązane do ich refundacji.
Gdy premier Cimoszewicz snuł bajeczne wizje, burmistrz Leśnicy uwierzył, że autostrada spotęguje na jego terenie rozwój turystki. Podczas realizacji inwestycji zmieniono jednak plany i najbliższy zjazd wykonano 25 kilometrów od Góry św. Anny. Mało komu chce się zawracać z trasy, żeby zwiedzić wzniesienie powstańców śląskich i zjeść frytki w dogorywający miejscowych knajpkach.
W przeciwieństwie do kierowców burmistrz marzy teraz tylko o tym, żeby autostrada stała się jak najszybciej płatna, bo dzięki temu gmina będzie partycypować w zyskach. Nie spowoduje to oczywiście rozwoju bazy gastronomicznej przy A4. Grunty są bowiem tutaj rozparcelowane jak koszmarne puzzle, a w do dodatku właściciele wymyślają za nie bajońskie ceny i dlatego brakuje inwestorów. Burmistrz ma jednak nadzieję, że przyszły administrator ustawi przynajmniej na trasie kibelki á la toi-toi. Dzięki temu kierowcy nie będą już musieli ustawiać się na pasach awaryjnych rozporkiem do zawietrznej.
_ Autor pracował w „Prawie i Życiu” oraz „Przeglądzie Tygodniowym”, otrzymał kilkadziesiąt nagród w konkursach reporterskich, wydał książkę „Wilgoć” – zbiór reportaży o powodzi w 1997 r. Obecnie jest redaktorem naczelnym „Panoramy Opolskiej” i wiceprezesem Krajowego Klubu Reportażu. _