Zadłużenie tego kraju sięga już 140 mld USD i kraj ten z tego powodu prawie że utracił płynność finansową. Obecnie jego zdolność do obsługi kredytów zależy jedynie od spolegliwości instytucji międzynarodowych, a konkretnie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. O ile PKB Argentyny kształtowało się jeszcze niedawno w granicach 250 mld USD, to po tegorocznym kryzysie może spaść do poziomu 240 mld USD, dług zaś urośnie do poziomu 150 –160 mld USD. Zbliża się więc w bardzo szybkim tempie do poziomu 70% PKB.
Problem polega na tym, że prawie całość tego długu to instrumenty bądź kredyty denominowane w USD, a ponieważ waluta krajowa jest na sztywno związana z USD, krajowi grozi wypływ USD, gdyż nie działa mechanizm obronny w postaci dewaluacji.
Czy Argentyna zbankrutuje ? Prawdopodobnie tak, ale co to będzie oznaczało. Może to oznaczać dwie drogi, albo zaprzestanie ona całkowicie bądź w większości spłacać swoje zadłużenie, albo pozwoli na faktyczne przejęcie rządów przez wspólnotę międzynarodową. W pierwszym przypadku, zostanie całkowicie zaprzestany z tym krajem legalny handel, jedna wymiana będzie odbywać się poprzez nielegalny przemyt. Kraj zostanie skazany na autarkię, być może wszystko skończy się wojną domową lub interwencją ONZ. Wszystko co materialne, a jest własnością obywateli i podmiotów argentyńskich poza granicami kraju, zostanie skonfiskowane na mocy legalnych wyroków sądowych. Wcześniej czy później dojdzie do drugiego scenariusza. Drugi scenariusz będzie polegał de facto na ekonomicznym zarządzie komisarycznym wspólnoty międzynarodowej, zaś kraj (obywatele) chcąc uniknąć całkowitego paraliżu, będą musieli się zgodzić na wszelkie konsekwencje takiego zarządu. Budżet, kwestie podatkowe, socjalne itp. będą ustalane przez wspólnotę
międzynarodową, która w większym stopniu będzie reprezentować interesy wierzycieli niż kraju. Myślę, że mimo iż znacznie spadnie poziom życia, kraj powoli zacznie spłacać zadłużenie, a być może jego część zostanie umorzona. Po jakimś długim - trudnym teraz do określenia - okresie, władza międzynarodowa zacznie powoli wycofywać się z zarządzania krajem. Nie mniej, nawet jeśli 15% PKB będzie przeznaczane na spłatę zadłużenia, to i tak proces ten będzie trwał ok. 30-40 lat.
Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia w Argentynie, nasuwa się pytanie: Czy naszemu krajowi grozi bankructwo ? Odpowiedź na tak postawione pytanie nie będzie jednoznaczna - być może tak, ale jeszcze nie teraz. Aby Polska znalazła się w sytuacji, w jakiej znajduje się w chwili obecnej Argentyna, musiałoby zaistnieć kilka niesprzyjających czynników:
- brak znaczącego wzrostu gospodarczego w ciągu najbliższych lat, połączonych z opóźnianiem się naszego wejścia do UE;
- postępująca nierównowaga w bilansie płatniczym połączona z coraz większymi obciążeniami związanymi ze spłatą długu zagranicznego;
- postępujący w obecnym tempie dług publiczny;
- coraz gorsza sytuacja demograficzna powodująca coraz większą niewydolność ubezpieczeń społecznych;
- postępująca emigracja wykształconej części społeczeństwa;
- coraz większe obciążenia podatkowe bez równoczesnych wyraźnych reform wydatków finansów publicznych.
Jeśli powyższe wydarzenia będą miały miejsce w ciągu najbliższych 5 lat, to wydatnie zbliżymy się do granicy 70% PKB w zakresie długu publicznego. W tym roku deficyt budżetowy wyniesie ok. 33 mld zł., w przyszłym ok. 40 mld zł. Jednak już w 2003 roku musi on ulec obniżeniu do 30 mld zł., bo inaczej przekroczymy poziom 400 mld zł. długu. Jeśli nie będzie spodziewanego wzrostu gospodarczego to w 2005 roku możemy mieć już 500 mld zł. długu i zaczną się kłopoty z jego obsługą, zwłaszcza, że będziemy wchodzić w szczytową fazę spłaty długu klubów paryskiego i londyńskiego oraz nasili nierównowaga na polu demograficznym.
Oczywiście w tej chwili obsługa długu stanowi mniej więcej 3% PKB, ale w czarnym scenariuszu w 2005 może wzrosnąć nawet do 8% PKB, gdzie kryteria z Maastricht jasno stanowią, że nie możemy przekroczyć granicy długu 50% PKB oraz 3% PKB rocznego deficytu. Jak rząd ma zamiar uzyskać takie wskaźniki do 2004 roku, kiedy to chcemy być członkami UE ? Węgrzy, Czesi i Słoweńcy nie będą mieli z tym problemu, ale nam będzie bardzo ciężko.
Jak na razie Polsce - w znacznie większym stopniu - zagraża w tej chwili kryzys walutowy, a dopiero znacznie później kryzys niewypłacalności. Dlaczego ? Ponieważ nasz dług publiczny jest mniej więcej rozłożony pół na pół. Ok. 140 mld zł. jest denominowane w walutach obcych, zaś ok. 160 mld zł. w walucie polskiej. De facto więc w wyniku dewaluacji wartość zadłużenia w złotych spada jeśli przeliczać je na USD. Część ryzyka biorą tutaj na siebie inwestorzy zagraniczni. Tak samo jeśli chodzi o płynny kurs walutowy. Jest on wentylem bezpieczeństwa i w pewnej części uniezależnia nas tak od walut obcych.