Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Sebastian Ogórek
Sebastian Ogórek
|

Banksterzy pod ostrzałem. Ostrą broń wyciąga rząd, UOKiK i KNF

0
Podziel się:

Nowe uprawnienia dostać ma UOKiK. Wprowadzony zostanie też Rzecznik Finansowy, a swoje wytyczne zmienia też UOKiK

Banksterzy pod ostrzałem. Ostrą broń wyciąga rząd, UOKiK i KNF
(Mariusz Gaczynski/Eastnews)

Idą złe czasy dla kombinujących banków i ubezpieczycieli. Ich podejrzane produkty UOKiK będzie mógł w trybie pilnym wycofać z rynku. Dodatkowo Komisja Nadzoru Finansowego nakazuje ubezpieczycielom badanie każdej nowej oferty, tak by nie krzywdziła żadnego z klientów. Powstać ma też instytucja Rzecznika Finansowego. Pytanie tylko: dlaczego tak późno?

Lista grzechów branży finansowej w ostatnich kilku latach jest długa: kredyty frankowe, polisolokaty czy opcje walutowe. Frustracja na produkty, które miały przynieść klientom spore zyski, a często dawały straty, jest tak duża, że część oszukanych klientów tworzy już ruchy polityczne ze sztandarami mówiącymi o "banksterach".

Jednak to dopiero w zeszłym tygodniu Komisja Nadzoru Finansowego postanowiła ukrócić praktyki finansistów. Na swojej stronie internetowej opublikowała "Wytyczne dotyczące systemu zarządzania produktem" oraz "Wytyczne dotyczące badania adekwatności produktów". Pod tymi nazwami kryje się w sumie kilkadziesiąt rekomendacji, jak wprowadzać każdą nową usługę na rynek.

Polisolokaty przelały czarę goryczy. Koniec z pobłażaniem

KNF życzy sobie, aby ubezpieczyciele sprawdzili, czy produkt przyniesie korzyści nie tylko im, ale i klientom. Firmy sprawdzać to muszą już na etapie projektowania nowej usługi.

- Wytyczne są z jednej strony odpowiedzią na nieprawidłowości związane z dystrybucją produktów o charakterze inwestycyjnym cechujących się złożonością. Z drugiej strony uwzględniają fakt, że produkty te nie gwarantują ochrony ulokowanego kapitału i osiągnięcia zysku - pisze KNF, nawiązując do polisolokat. Choć dla sprzedających je banków i ubezpieczycieli były one żyłą złota, to większość klientów nie wiedziała, że zerwanie umowy może oznaczać stratę nawet 90 proc. włożonych środków. Niektóre firmy ubezpieczeniowe sprzedawały prawie wyłącznie tego typu ubezpieczenia.

Jak dodaje KNF, przez tego typu produkty nie tylko cierpi reputacja branży, ale także może to mieć negatywny wpływ na zyski firm, czyli rodzić ryzyka systemowe. To dlatego Komisja bezpośrednio wskazuje, kto ma pilnować, aby produkty już w swojej konstrukcji nie zakładały naciągania klientów. Robić to mają zarządy ubezpieczycieli oraz ich rady nadzorcze.

Do ich obowiązków należeć ma między innymi stworzenie specjalnego rejestru produktów wadliwych, w którym szczegółowo opiszą, jaka usługa i w jaki sposób może zaszkodzić klientom. Oczywiście w trybie pilnym będą musiały tego typu produkty usuwać ze swojej oferty.

Pośrednik zarobi, ale tylko gdy klient nie straci

Złe czasy idą też dla pośredników finansowych. KNF chce pośrednio także ich objąć swoimi nowymi wytycznymi. Żąda bowiem od ubezpieczycieli, by zmienili konstrukcję tego, komu, ile i jak płacą za pośrednictwo w sprzedaży usług. To także reakcja na problemy związane z polisolokatami. Sprzedający je pośrednicy (często banki) dostawali standardowo wynagrodzenie w wysokości nawet rocznej składki.

- Przez 12 miesięcy towarzystwa ubezpieczeniowe na produkcie więc nie zarabiały, a ponosiły straty. To dlatego KNF choćby chciał, to niespecjalnie może je ukarać, na przykład nakazując im zmianę umów z klientami. Dla wielu firm mogłoby to oznaczać bowiem gigantyczne problemy finansowe - mówi Money.pl anonimowo pracownik jednego z dużych ubezpieczycieli.

Według nowych wytycznych wynagrodzenie dla pośredników powinno więc być teraz tak ustalone, aby sprzedającemu zależało na oferowaniu atrakcyjnych ofert dla klientów. Najlepiej więc, by prowizja była wypłacana nie jednorazowo z góry, ale rozłożona w czasie. Tak robią na przykład skandynawskie banki, sprzedające kredyty hipoteczne. Im portfel tych hipotek ma lepszą spłacalność, tym pośrednik więcej zarabia.

- Staraliśmy się stworzyć taki system, aby ten sprzedawca był zainteresowany również jakością dostarczanego produktu. Myśmy oferowali pośrednikom udział w marży do końca trwania umowy kredytowej, czyli nawet 30 lat. Oczywiście na początku, przy kilku umowach to nie były dla nich duże pieniądze. Z czasem, gdy ich portfele kredytowe zaczęły rosnąć, to były już znaczące środki - mówił Wirtualnej Polsce rok temu Lech Gajewski, prezes Nykredit.

Teraz podobny mechanizm widziałby na rynku bancassurance (sprzedaż ubezpieczeń przez banki) KNF. W wytycznych zapisano na przykład, że podpisując umowę z pośrednikami, ubezpieczyciel powinien zagwarantować sobie zwrot prowizji. Stać się tak ma, gdy klient przyjdzie i będzie chciał rozwiązać umowę, bo będzie czuł się oszukany. Podobne zapisy mają znaleźć się także w nowelizowanej ustawie o działalności ubezpieczeniowej.

- Zapisy nowej ustawy, a także wytyczne KNF, to rzeczywiście bat na firmy ubezpieczeniowe. One same są jednak sobie winne - uważa dr Aleksandra Wiktorow, ekonomistka, a obecnie Rzecznik Ubezpieczonych. - Rzeczywiście zapisy związane z prowizjami mogą być dla kilku towarzystw problemem. Część z nich boi się, że nikt nie będzie na nowych zasadach chciał sprzedawać ich produktów - dodaje.

KNF nie reagował, choć wiedział o problemach?

Stwierdza jednocześnie, że działania podejmowane przez nadzór ona sama uważa za spóźnione. W jej opinii afery z polisolokatami można byłoby uniknąć, gdyby ktoś w KNF zwrócił ubezpieczycielom uwagę kilka lat temu.

- Przecież wszyscy wiedzieli, że to podejrzany produkt. Firmy widząc, że tracą rynek życiówek (ubezpieczeń na życie - przyp. red.), bo ludzie kupują tylko tego typu podejrzane ubezpieczenia, nie mogły czekać z założonymi rękami. Widząc, że nadzór nie reaguje, nagle wszyscy zaczęli je sprzedawać - tłumaczy mechanizm ekonomistka.

KNF dając wytyczne, pokazuje jednak tylko, jak firmy mają postępować. O karach za ewentualne złamanie zasad nie ma tam mowy.

- Praktyka rynkowa pokazuje, że banki stosują się do naszych rekomendacji, a ubezpieczyciele wytycznych. Choć rzeczywiście nie są to obowiązujące z mocy prawa przepisy, to nie mamy z ich wdrożeniem większych problemów - mówi Money.pl Maciej Krzysztoszek z KNF.

Powód? Oczywiście strach przed regulatorem, gdy ten jednak zdecyduje się zareagować. Ten, jak widać jest, nawet większy od tego, jaki firmy z branży finansowej mają przed klientami, skoro KNF musi mówić, jak ubezpieczyciele mają się względem nich zachowywać.

- Te wytyczne to ustanowienie minimalnego standardu. Wiele firm już dziś podobne zasady ma wdrożone u siebie. Wydaje mi się więc, że KNF chce to wszystko usystematyzować, tak by klient chcący skorzystać z usług ubezpieczeniowych wiedział, czego może się spodziewać - mówi Money.pl Paweł Majtkowski, analityk branży finansowej w Avivie.

KNF to za mało? No to będzie jeszcze zmiana ustawy

Rozmawiać z nami nie chce natomiast Polska Izba Ubezpieczeń. Jak słyszymy od jej rzecznika, trwają analizy dokumentu opublikowanego przez KNF i do tego czasu PIU na jego temat się nie wypowiada. Komisja do połowy sierpnia będzie zbierać jeszcze uwagi ubezpieczycieli, ale wielkich zmian nie należy się już spodziewać.

- Choć te wytyczne bezpośrednio nie sprawiłyby, że polisolokaty zniknęłyby z rynku, to jest to kolejny z instrumentów przeciwko tego typu narzędziom - słyszymy od osoby pracującej w branży finansowej. Jak tłumaczy, sam dokument KNF nie spowoduje, że nie do końca uczciwe zachowania ubezpieczycieli zostaną wyrugowane. - Jak ktoś się uprze, to i tak nową polisolokatę wymyśli. Nagimnastykować będzie musiał się tylko dużo więcej - uważa.

Dlatego to nie jedyna ofensywa prokliencka. Jak wspomnieliśmy, w parlamencie jest już projekt ustawy o działalności ubezpieczeniowej. Zapisano w niej wiele podobnych postulatów do tych z wytycznych KNF.

Ustawa wprowadza m.in. maksymalną wysokość opłaty, jaką firma ubezpieczeniowa może obciążyć klienta w przypadku rezygnacji z polisolokaty w wysokości 4 proc. Dotyczy to umów zawartych po wejściu ustawy. Nie załatwia to kwestii już oszukanych przez ubezpieczycieli klientów, którzy w przypadku rezygnacji z polisolokaty tracą nawet do 90 proc. wpłaconych składek.

Zniknąć ma za to funkcja Rzecznika Ubezpieczonych. To już odrębny pomysł złożony w Sejmie nie przez rząd, ale posłów Platformy Obywatelskiej. W zamian powstać ma Rzecznik Finansowy, który patrzeć będzie na ręce wszystkich firm z branży: ubezpieczycieli, banków, funduszy inwestycyjnych czy domów maklerskich.

- Parę rzeczy udało nam się załatwić. O polisolokatach też głośno zrobiło się po naszym raporcie. Gdyby nasze mechanizmy przełożyć na inne sektory, to taki nowy rzecznik może być bardzo pomocny - mówi nam dr Wiktorow. Nie ukrywa, że ona sama chciałaby pełnić nową funkcję.

Nowe przepisy w pierwotnej formie były bardzo restrykcyjne. Na przykład zakładały, że jeśli bank nie odpowie na reklamację klienta w ciągu 30 dni, to jest ona automatycznie uznawana za rozpatrzoną pozytywnie. Ostatecznie z tego pomysłu się wycofano.

KNF argumentował w Sejmie, że skończy się zalewem reklamacji, w których klienci będą sugerowali, że mieli milion złotych na rachunku, ale te wyparowały. Wystarczy, że bank nie odpowie na takie pismo i teoretycznie bank musiałby przelewać pieniądze na konto.

Projekt wprowadzenia rzecznika błyskawicznie przechodzi przez Sejm. Choć wpłynął do niego w połowie maja, to już jest w podkomisjach. Według Wiktorow plan jest taki, aby przepisy zostały uchwalone jeszcze w tej kadencji parlamentu, a może nawet podpisane przez obecnego prezydenta.

Co ważne, nowa instytucja ma nie być finansowana z budżetu państwa i podatków. Zrzucić mają się na nią banki, SKOK-i czy fundusze inwestycyjne. I tak ubezpieczyciele oddać musieliby 0,03 proc. wszystkich zebranych składek, a banki 0,0006 proc. sumy bilansowej. W sumie oznacza to mniej więcej 9,5 mln zł rocznie od samych banków. Tylko w przypadku największego PKO BP oznacza to wpłatę w wysokości ok. 1,5 mln zł rocznie.

- Branża już pogodziła się z powstaniem tej instytucji. Teraz kluczowa sprawa to dla nich walka o to, ile wyniosą te opłaty – mówi Wiktorow.

UOKiK także w natarciu: przeszukania, blokada reklam, tajemniczy klient

Ofensywa legislacyjna jest także po stronie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W kwietniu poinformował on, że chce zmienić przepisy dotyczące usług finansowych. Objęte nimi zostaną nie tylko firmy ubezpieczeniowe, ale także banki czy firmy pożyczkowe oferujące tzw. chwilówki, które obecnie nie podlegają żadnemu nadzorowi. Nowelizacja została napisana już wcześniej, więc obecnie kończy nad nią prace rząd.

W myśl nowych przepisów gdy Urząd uzna, że firma łamie prawo, będzie mógł zablokować sprzedaż jej podejrzanej usługi. Dziś, aby się tak stało, potrzebny jest wyrok sądu. Wówczas tzw. klauzula abuzywna wpisywana jest na listę prowadzoną przez Urząd i z mocy prawa przestaje być wiążąca. Pokrzywdzeni klienci, aby jednak odzyskać pieniądze, muszą sami iść o nie walczyć, zakładając pozwy cywilne.

Dodatkowo UOKiK będzie miał też prawo wstrzymać publikację reklam. Ma to przeciwdziałać zbyt agresywnemu marketingowi. A jeśli Urząd od samych konsumentów usłyszy, że są namawiani do zakupu niekorzystnej pożyczki, to będzie mógł wysłać kontrolę pod przykryciem na przykład do oddziału banku. Zamiast oficjalnej delegacji, będzie to podstawiona osoba działająca na zasadzie tajemniczego klienta.

Jeśli taka inspekcja wykaże, że bank czy firma pożyczkowa oszukuje, to UOKiK nałoży karę. Poza tym w przepisach kolejny raz pojawi się przepis zakazujący sprzedaży produktów nieadekwatnych do potrzeb klienta. Za taki można uznać na przykład ubezpieczenie na życie oferowane 80-latce czy kredyt we frankach dla osoby zarabiającej w złotówkach. Poza tym Urząd chce mieć także możliwość wejścia do siedziby firmy i jej przeszukanie, by znaleźć dowody na próby oszustwa. Szkoda tylko, że wszystkie te zmiany zaczną dopiero obowiązywać.

fundusze
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)