Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Blackout możliwy w ciągu 4 lat

0
Podziel się:

Blackout może być skutkiem m.in. wyłączenia kolejnych przestarzałych bloków energetycznych.

Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Blackout możliwy w ciągu 4 lat
(Garry Knight/CC/Flickr)

Istnieje nawet 80-proc. prawdopodobieństwo wystąpienia blackoutu w Polsce w ciągu 3-4 lat bez środków zaradczych - ocenia prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej. Eksperci dodają, że może to być skutkiem m.in. wyłączenia kolejnych przestarzałych bloków energetycznych.

We wtorek w ramach XII Kongresu Nowego Przemysłu eksperci dyskutowali nt. stabilności sytemu energetycznego w Polsce w kontekście wakacyjnego załamania w produkcji energii elektrycznej, która była spowodowana m.in. wysokimi temperaturami oraz niskim stanami wód w zbiornikach wodnych. Obniżony poziom wody uniemożliwia skuteczne chłodzenie bloków energetycznych.

Dyrektor departamentu usług operatorskich w Polskich Sieciach Elektroenergetycznych Jerzy Dudzik przypomniał, że w sierpniu doszło do utraty zdolności wytwórczych na poziomie ponad 5 tysięcy MW. - I okazało się, że w zasadzie nie jesteśmy przygotowani na pewne stany ekstremalne - powiedział. Zaznaczył, że do tej sytuacji przyczynił się poziom wód i wysoka temperatura wody do chłodzenia, a także słabość sieci.

Dudzik podkreślił, że gdy wszystkie te zjawiska się skumulowały "to doszliśmy do tego stanu, kiedy brakowało nam mocy, nasz system nie jest odporny na taką sytuację zewnętrzną".

Doszło do tego, że rząd musiał przyjąć rozporządzenie, w którym wprowadzono ograniczenia w dostarczaniu i poborze energii elektrycznej (stopnie zasilania) dla odbiorców o mocy umownej powyżej 300 kW (fabryki, huty, duże energochłonne zakłady przemysłowe).

Przedstawiciel PSE dodał, że jednym z powodów dlaczego nie mogliśmy załatać dziury w naszych mocach wytwórczych, było m.in. to, że nie mogliśmy importować energii. - Specyficzną sytuacją polskiego systemu jest to, że my właściwie nie mamy możliwości importowych, nie możemy importować energii" - podkreślił. Jego zdaniem sprowadzenie 2 tysięcy MW do tego stopnia mogłoby ustabilizować system, że nie byłoby potrzeby wprowadzania stopni zasilania. "Nasze możliwości techniczne importu, co zabrzmi dosyć dziwnie, są ujemne - podkreślił.

Eksperci podczas panelu wskazywali ponadto, że nasze sieci są destabilizowane przez "chaotyczny" przepływ energii elektrycznej z Niemiec do Austrii. Są to tzw. porzepływy kołowe. Niemcy nie wybudowały po swojej stronie tzw. przesuwnika fazowego, który wraz z przesuwnikiem po naszej stronie mogłby przed tym chronić.

W krytycznych dniach sierpnia powodowało to dodatkowe obciążenie naszej sieci.

Profesor Władysław Mielczarski z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej dodał, że oprócz niekorzystnej pogody, powodem niedoboru w mocach była awaria bloku energetycznego w Bełchatowie o mocy 800 MW. - Takie duże bloki w stosunkowo niedużym systemie powodują, że awaria jednego z nich może być krytyczna dla całego sytemu - ocenił.

Wskazał ponadto, że paradoksalnie duża moc (po tysiąc MW) powstających bloków w Opolu może spowodować jeszcze większe problemy. "Awaria tych bloków na 99 proc. zakończy się awarią systemową" - zaznaczył profesor.

Mielczarski zwrócił ponadto uwagę, że brakuje nam mocy dyspozycyjnych. - Stare bloki przestają pracować. Czy za kilka lat będzie lepiej? Nie, bo one będą jeszcze starsze, będzie jeszcze gorzej - zaznaczył.

Według eksperta na słaby stan naszego bezpieczeństwa energetycznego wpływa także brak zachęt finansowych dla dużych elektrowni systemowych w postaci tzw. wynagrodzenia za dyspozycyjność mocy. Chodzi o to, by elektrownie te pozostawały w gotowości i w krytycznych momentach mogły uzupełniać braki w produkcji. - Wprowadzono namiastkę tego sytemu, czyli Operacyjną Rezerwę Mocy, ale nie ma całego systemu, które zachęciłby elektrownie do utrzymania dyspozycyjności - dodał.

Na ten aspekt zwrócił też uwagę członek zarządu ds. korporacyjnych grupy Enea Paweł Orlof. Wyliczył, że przy pracy elektrowni w połowie swoich możliwości, wzrastają koszty stałe, a tym samym spada marża, często powodując, iż jest ona ujemna. - Te jednostki nie są wynagradzane i nie jest dziwne, że od poniedziałku do piątku bez przerwy nie pracują, bo na końcu jest ekonomia i liczą się pieniądze (...). Elektrownie systemowe powinny być wynagradzane za zagwarantowanie mocy dla systemu - powiedział.

Porównał to do dotacji i gwarancji wprowadzenia do sytemu energii pochodzącej z odnawialnych źródeł i wytwarzanej w kogeneracji. - Czy elektrownie systemowe są wynagradzane za gwarancję stabilizacji sytemu? Nie - mówił Orlof.

Eksperci wskazali też na problem niestabilności pozyskania energii z OZE. Przypomnieli, że w wakacje w trakcie kryzysu energetycznego, z powodu braku wiatru, turbiny pracowały jedynie w 10 proc. swych możliwości. Zwracali uwagę, że należałoby się zastanowić nad uzależnieniem wysokości wsparcia dla OZE, od tego jak takie źródła "współpracują" z siecią. W tym kontekście wskazali m.in. na prosumentów.

Ich zdaniem w Polsce powinny też powstać tzw. wirtualne elektrownie na wzór niemieckich, które mogłyby kooperować z siecią elektroenergetyczną. Wirtualne elektrownie to układ wzajemnie powiązanych jednostek wytwórczych np. produkujących prąd z OZE. - Połączyłoby to rozproszone instalacje i dało nowe moce do naszej sieci - wskazał Orlof.

Pytani o środki zaradcze w kwestii blackoutu eksperci wymienili m.in. stworzenie rynku mocy, zwiększenie możliwości importowych i eksportowych polskich sieci, wynegocjowanie okresów przejściowych dotyczących zamknięcia przestarzałych bloków energetycznych, zabezpieczenie elektrowni systemowych, przekierowanie do energetyki przychodów ze sprzedaży pozwoleń na emisję CO2 i ustabilizowanie sieci poprzez m.in. eliminację przepływów kołowych.

Zobacz także: Zobacz także:
energetyka
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)