Premier Morawiecki często głosi, że chce, by do Polski trafiały miejsca pracy z sektorów wyższych technologii, które są w stanie płacić zatrudnionym więcej. Nazywa to "pułapką średniego dochodu" - to groźba, że zbyt mała zyskowność firm nie pozwoli na wzrost płac.
Gospodarka na razie nie rozwija się jednak tak, jak by chciał premier. Pensje w Polsce według danych GUS z listopada wzrosły w ciągu roku o 6,5 proc. Duży wzrost? Szału nie ma, zważywszy na to, że bezrobocie zeszło już do bardzo niskich poziomów, przy których presja płacowa powinna być silniejsza.
- Presja na wzrost płac jest umiarkowana, jednak należy spodziewać się jej stopniowego narastania - uważają analitycy Banku Millennium, prognozując że przyrost w grudniu był szybszy, bo ośmioprocentowy.
Ekonomiści dziwią się, że przy takim spadku bezrobocia płace rosły dotąd tak wolno. Jako główny powód podawało się często Ukraińców, którzy akceptują gorsze warunki finansowe. Jeśli jednak spojrzeć głębiej w statystyki GUS, to widać, że sytuacja nie bierze się tylko z dopływu tańszej siły roboczej ze wschodu.
Fenomen niskiego wzrostu płac przy minimalnym bezrobociu wyjaśnia się, gdy spojrzeć na to, kto w ubiegłym roku znajdował pracę. Głównie osoby bez nawet średniego wykształcenia.
Według najnowszych badań bezrobocia, po trzecim kwartale najbardziej bezrobocie spadło w ciągu roku wśród osób z wykształceniem poniżej średniego. Na początku rządów PiS ich udział w liczbie bezrobotnych wynosił ponad 55 proc. Obecnie jest to już 52,7 proc.
Od października 2016 r. do września 2017 r. w grupie z wykształceniem podstawowym, lub zasadniczym zawodowym ubyło 121,3 tys. bezrobotnych, podczas gdy łącznie wypisano z rejestrów 207 tys. osób.
To wskazuje, że jeśli znajdowała się praca, to głównie dla najmniej wykwalifikowanych. Przybywało ofert w sklepach i na budowie. A tam nie dają pensji znacząco przekraczających minimum płacowe. Być może jest więc się czym chwalić i dobrze, że ci bez wykształcenia znajdują zatrudnienie, ale w ten sposób nie dogonimy zamożnością Zachodu.
Ciekawe jest przy tym, że firmy formalnie mają z czego płacić. Zyski przedsiębiorstw niefinansowych (bez banków, ubezpieczycieli itd.) wzrosły w trzech kwartałach 2017 roku o 7 mld zł, tj. o 7,9 proc. Wzrasta tez wydajność pracowników.