Nawet prof. Leszek Balcerowicz w tym gronie był spokojnym i wyważonym politykiem, na starość lekko rozmiękłym i lewicującym. Jednym słowem tacy ludzie jak Grabowski czy Pruski – to były prawdziwe jastrzębie z gatunku tych amerykańskich.
A teraz.... Cóż, w NBP siedzi jakaś grupka słabo upierzonych kurczaków, najwyraźniej bojących się skutków własnych decyzji. Ludzie ci reagują w zasadzie na bieżąco, nie widać w ich decyzjach żadnej koncepcji, żadnej ścieżki rozumowania, widać za to chaos. Nowa RPP zaskakuje swoimi decyzjami rynek (tak jak z ostatnią zmianą nastawienia), spóźnia się z decyzjami (gdyż na ogół nie jest w stanie trafnie przewidywać kierunku rozwoju zdarzeń makroekonomicznych), a do tego jest nadmiernie dyspozycyjna wobec rządu. W zasadzie to nie wiem, czy RPP kieruje obecnie jeszcze prezes Leszek Balcerowicz, czy może już premier Marek Belka.
Ostatnie wydarzenia tylko potwierdzają moje nienajlepsze zdanie o radzie. RPP była wyraźnie zaskoczona spadkiem styczniowej inflacji w do poziomu 4,0% w ujęciu rocznym. Musiała coś robić, tym bardziej że rząd naciskał coraz bardziej na interwencję na rynku walutowym. RPP w swojej panice ogłosiła więc wszem i wobec całkowitą zmianę swojego nastawienia z restrykcyjnego na łagodne, czym zaskoczyła wszystkich, jednakże nie osiągnęła swojego podstawowego celu – nie zapobiegła umocnieniu złotego.
RPP zdaje się zachowywać tak, jakby dostała wyraźne wskazówki co do swoich priorytetów. I wcale tym priorytetem nie jest stabilna inflacja. Te wskazówki to utrzymanie wzrostu gospodarczego za wszelką cenę, którego nie wiedzieć czemu źródłem ma być dalsza stymulacja eksportu i kredytu konsumpcyjnego. Bo RPP zdaje się być wyjątkowo zaniepokojona grudniowym spadkiem tempa produkcji przemysłowej, a wie że postępująca aprecjacja złotego i nienajlepsze wyniki konsumpcji stycznia (np. samochody) nie wróżą niczego dobrego dla wzrostu PKB.
Dlatego RPP dała wyraźny sygnał do znaczących obniżek stóp procentowych. Chce nimi zarówno osłabić z powrotem złotego, jak i jeszcze raz nakłonić gospodarstwa domowe do szału zakupów na kredyt bez opamiętania, takiego jaki miał miejsce w roku 2004. Obawiam się jednak, że RPP się przeliczy.
Presja na złotego jest bowiem wybitnie spekulacyjna i bardzo silna. Swoim charakterem przypomina bardziej atak spekulacyjny na walutę niż racjonalne skalkulowane długoterminowe wejście kapitału. Ta presja nie ma podłoża makroekonomicznego i nie można jej zwalczyć tego typu instrumentami, zaś próbowanie takiej walki może tylko doprowadzić do gwałtownego wypłukania naszego rynku z walut oraz do wzrostu inflacji grubo powyżej 5% rocznie.
Tak samo nie liczyłbym na boom kredytowy, przeszkodą jest zbytnie rozwarstwienie społeczne pod względem dochodów. Ta część społeczeństwa, która miała jakieś przyzwoite zdolności kredytowe, to już dawno kredyt wzięła, teraz zostały miliony obywateli, których poziom dochodów nie pozwala na kredyt, choćby był i na 5%. Skutkiem ubocznym natomiast będzie znaczący kolejny spadek oszczędności krajowych oraz nieracjonalny bąbel spekulacyjny na rynku kapitałowym, który może skończyć się tragicznie nie tylko dla inwestorów ale i np. także dla członków OFE.
Podsumowując: Panowie z RPP, bardzo Was proszę o podejście do przyszłych Waszych decyzji z mniejszym poziomem beztroski. Wasze decyzje bowiem działają z opóźnieniem, a podejmowanie ich w taki sposób jaki obecnie Prezentujecie doprowadzić może do wielu przykrych skutków ubocznych, na które ochoty nie ma zarówno każdy obywatel tego kraju, jak i niżej wymieniony z nazwiska autor tego felietonu.