Byli pracownicy chcą się sądzić z Biedronką. Oczekują ponad 200 tys. zł zadośćuczynienia za złe warunki pracy. Jeśli do pozwu przyłączą się wszyscy pokrzywdzeni, mowa będzie już o milionach złotych. Z procesem zwlekali przez lata. - Teraz jest dobry klimat do takich sprawy - mówi money.pl mecenas Lech Obara, który prowadzi sprawę. Dobry klimat, czyli... Zbigniew Ziobro na stanowisku ministra sprawiedliwości.
- Klimat do walki o zaległe pieniądze jest sprzyjający. I nie chodzi wcale o pogodę za oknem. Nieprawidłowości w firmach są ostro tępione. W ostatnim czasie jest też poczucie większej empatii. W konkursie pomiędzy sprawiedliwością a formalizmem, coraz częściej wygrywa sprawiedliwość. Sądy i prokuratura częściej chcą szukać dróg do naprawienia krzywd, a nie oddalania spraw. Widać to też w wyrokach sądowych - wyjaśnia money.pl mecenas Lech Obara.
Jego kancelaria przygotowała pozew zbiorowy dla byłych pracowników Biedronki. Od Jeronimo Martins, właściciela sieci domagają się od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych zadośćuczynienia. Za pracę w złych warunkach.
Chodzi chociażby o konieczność wypakowywania kilogramów towarów i prace na ręcznych wózkach. Po cichu kancelaria i pracownicy liczą też na drugi proces. Dotyczący pieniędzy za przepracowane nadgodziny.
- Chcemy przypomnieć ministrowi ten temat. Zbigniew Ziobro mógłby wesprzeć sprawę, mogłoby się zacząć kolejne śledztwo. To prokuratura ma akta dotyczące niezapłaconych godzin. Ta kwestia nigdy nie została do końca rozliczona. Prokuratura ma moce, żeby tą sprawą się jeszcze raz zająć - dodaje.
Pieniądze za nadgodziny odzyskiwali tylko ci, którzy mieli siły procesować się z Biedronką. Większość odpuściła. Mecenas Obara liczy, że za "okres bezprawia w firmie" pieniądze powinni dostać wszyscy.
Podobne głosy usłyszeliśmy też w związkach zawodowych. Tam również słychać przekonanie, że Ziobro na stanowisku szefa resortu sprawiedliwości i PiS u władzy, ośmiela pracowników. I nie powinno to dziwić. Ponad dekadę temu Ziobro ostro walczył z siecią dyskontów. Byli pracownicy sklepów chcą, by teraz po prostu spełnił zobowiązania sprzed lat.
Właściciel sieci już odpowiedział na informacje o szykowanym pozwie. Jeronimo Martins w stanowisku wysłaniem "Dziennikowi Gazecie Prawnej" odpowiada, że zarzuty są bezpodstawne. Do tego sieć dodaje, że zastosowała się już do wszystkich wyroków w sprawach o nadgodziny. Firma podkreśla również, że "przykłada ogromną wagę do tego, aby warunki pracy były zgodne z obowiązującymi przepisami prawa".
Wielkie śledztwo
"Ziobro nie przepuści Biedronce". Tak 11 lat temu o ówczesnym ministrze sprawiedliwości pisały gazety. To wtedy Zbigniew Ziobro zlecił przesłuchanie ponad 20 tys. pracowników sieci. Po co?
By sprawdzić, czy w firmie nie stworzono całych mechanizmów wykorzystywania pracowników. Ciężka praca fizyczna, niepłacone nadgodziny, straszenie zwolnieniem - tak ponoć Biedronka wykorzystywała kasjerów. I dlatego na polecenie Ziobry ruszyło ogólnokrajowe śledztwo, które było nadzorowane przez samego ministra. W efekcie prokuratura postawiła ponad 300 zarzutów - część skończyła się skazaniem, część warunkowym umorzeniem.
Minister dla właścicieli sieci dyskontów nie miał litości. "Jest wiele symptomów, że w Biedronkach działał zaplanowana machina niemal niewolniczej pracy" - mówił Ziobro otwarcie "Gazecie Wyborczej". "Są korporacje, których jedynym celem jest zysk, a prawa człowieka są w nich nieważne. Nie możemy pozwolić, żeby Polska była traktowana jak kraj trzeciego świata" - dodawał.
Do Ziobry szybko zaczęły trafiać wiadomości od pracowników sieci. Ministra listami bombardowało chociażby Stowarzyszenie Poszkodowanych Przez Wielkie Sieci Handlowe. Najczęściej te listy to był spis nieprawidłowości w firmie i ich przykrych konsekwencji.
"Pani Renata M., pracownica z Sanoka. Podczas umieszczania kartonu na wysokość 1,6 mera doznała ciężkiego urazu kręgosłupa".
"Pani Agnieszka Z., pracownica ze Słupska, spadła z ugniatanego pakietu makulatury i uszkodziła kręgosłup".
"Pani Iwona P., pracownica z Wrocławia. Nastąpiło u niej ciężkie uszkodzenie kręgosłupa podczas przekładania z palety na paletę opakowań zbiorczych z mlekiem". I Ziobro zareagował.
Dziś znów byli pracownicy sieci handlowej liczą na pomoc Zbigniewa Ziobry. O pieniądze za niezapłaconą nadgodzinową pracę sądzili się nieliczni w pozwach indywidualnych. Do sądu w najbliższym czasie ma trafić pozew zbiorowy. W tej chwili 9 osób domaga się ponad 200 tys. zł. I czekają na kolejnych chętnych.
Liczą też, że sprawą znów zajmie się Zbigniew Ziobro.
- Minister Ziobro lata temu zobowiązał się, że w postępowaniach karnych również pojawi się kwestia zwrotu pieniędzy za nadgodziny. Tak się nie stało, a tylko część pracowników przeniosła się na drogę cywilną. Zmieniła się władza, zmieniło się wszystko, a kilka lat później prokuratura w postępowaniach karnych nie dochodziła płacenia za nadgodziny. Pracownicy zostali pozostawieni samymi sobie - wyjaśnia Obara. - Sytuacja, gdy miliony złotych za nadgodziny się przedawniają, jest niemoralna.
Stowarzyszenie Stop Wyzyskowi "Biedronka" swego czasu szacowała kwotę za niezapłacone nadgodziny na ponad 100 mln zł. Dodatkowo zaczęło liczyć od niej oprocentowanie. Obecnie może to być nawet 300 mln zł.
Co na to resort sprawiedliwości? W piątek nie udało nam się porozmawiać z wiceministrem Patrykiem Jakim, był nieuchwytny. Sebastian Kaleta, rzecznik ministerstwa sprawiedliwości poprosił z kolei o kontakt drogą mailową. Gdy otrzymamy odpowiedź, natychmiast ją opublikujemy.