Matka wszystkich baniek. I jednocześnie największa bańka w historii – powiedział o bitcoinie amerykański ekonomista Nouriel Roubini. Ale polscy bitcoinowi ciułacze pozostają spokojni.
W grudniu ubiegłego roku bitcoin przeżywał swoje złote czasy. Jego kurs wywindował do - zdawałoby się - niebotycznej wartości 20 tys. dolarów za sztukę. Znów bitcoin znalazł się na ustach wszystkich. Przede wszystkim zaś rozpalał wyobraźnię inwestorów żądnych szybkiego zarobku.
Na razie te nastroje to już przeszłość. Parę dni temu okazało się, że z rynku kryptowalut wyparowało 100 mld dolarów. Bitcoin spadł poniżej 8 tys. dolarów za sztukę. Roubini mówi wręcz, że niedługo bitocin osiągnie swoją „właściwą wartość”. Według znanego ze swojego czarnowidztwa ekonomisty wynosi ona okrągłe zero.
Jednak prognozy te nie robią wrażenia na polskich inwestorach w bitcoiny. – Jeśli robi się inwestycję długoterminową, powiedzmy na 2-3 lata, to chwilowe spadki nie mają znaczenia – mówi Damian, jeden z członków facebookowej grupy, która skupia Polaków zainteresowanych kryptowalutami. Sam rynkiem interesuje się od kilku lat i na temat spadków ma swoją własną teorię. – Pod koniec zeszłego roku dało się zaobserwować napływ nowych, niedoświadczonych inwestorów. Przy korekcie kursu natychmiast zaczęli się wycofywać, co stworzyło reakcję łańcuchową – zauważa.
Pompowanie bitcoina
Jak podkreśla, na kurs kryptowaluty miały też wpływinne czynniki. – Panikę spotęgował np. fake news o tym, że Korea Południowa zakaże krytpotowalut. Tymczasem okazało się, że Seul chce tylko uregulować rynek – twierdzi. Zwraca także uwagę, że na wartość bitcoina wpływ mogło mieć wprowadzenie go na kontrakty typy futures, czyli transakcji pochodnych. – Od tego zaczął się bałagan. Do gry weszli duzi giełdowi gracze – opowiada. Jego zdaniem „pompowanie bitcoina” mogło zostać zaplanowane, aby przyciągnąć jak najwięcej mniejszych graczy.
- Kurs zaraz znowu odbije. Bitcoin umiera co roku – mówi z kolei Tomek. Chce on zachować anonimowość, bo na co dzień zajmuje wysokie stanowisko w jednym z największych banków w Polsce. Kryptowalutami zajmuje się hobbystycznie. – Co roku rynek wygląda tak, że zapowiada się rzeź niewiniątek. Tak jest od początku bitcoina. Dziś mamy dołek. Eldorado dla kupujących – podkreśla.
Mówi, że ten sektor działa jak każdy inny. – Kiedy na giełdzie jest zielono, to też przyciąga inwestorów. Osobiście nie wierzę w żadną konkretną walutę. Ale wierzę w technologię. Blockchain zmienia wszystko. Łącznie z samą bankowością. Jest bardziej ekonomiczny, stabilny i tańszy w utrzymaniu - stwierdza. Ale jednocześnie zaznacza, że nie poleciłby nikomu brania kredytu na inwestycje w kryptowaluty.
Spekulacja kryptowalutami
- To jest spekulacja w najczystszej postaci. Przypomina to giełdy w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy nie były one regulowane. To świat wolnej amerykanki, za który nikt się nie chce wziąć. A kryptowaluty desperacko potrzebują regulacji – uważa.
O czym więc powinni pamiętać potencjalni inwestorzy, których rozpala wizja wielkich zysków na kryptowalutach? - Jedyna mądra zasada takiej inwestycji to włożyć tylko tyle, ile można pozwolić sobie stracić – mówi Tomasz. I dodaje, że sam ma dobrą pracę i dlatego może sobie pozwolić na pewne ryzyko. – Głęboko wierzę, że kryptowaluty jeszcze w tym roku zaskoczą wszystkich. I to, co dzisiaj nazywamy „bańką”, okaże się marnym przedsionkiem – mówi.
Słowa Roubiniego w ogóle go nie dziwią. – Na normalnych rynkach takie wzrosty się nie zdarzają. Jakkolwiek nie patrzeć, przypomina to bańkę. Kwoty kapitalizacji przekraczają wartość większości światowych gigantów. Jednak Roubini nie bierze pod uwagę, że na dobrą sprawę bitcoin nie jest tylko dla maklerów. Każdy zwykły Kowalski może wejść na giełdę i sobie go kupić, bez żadnych licencji i pozwoleń. Wystarczą pieniądze i dowód osobisty – analizuje.
Nie oznacza to jednak, że nie ma się czego bać. – Tak samo szybko można zarobić, jak i stracić – opowiada Tomek. Bitcoin spadł z 70 tys. do 28? Owszem, ale wcześniej urósł do tej pierwszej wartości z 3 tys. Kiedyś bitcoin przestanie rosnąć, to pewne. Ale, moim zdaniem, jeszcze nie dzisiaj – kończy.