Przerwy w dostawie i obiorze prądu w przemyśle, wymuszone ograniczenia zużycia w fabrykach, biura bez klimatyzacji, centra handlowe bez świateł czy ruchomych schodów. Tak wyglądała sytuacja latem 2015 r. Przez dwa lata niewiele się zmieniło, a nasz system energetyczny wciąż jest niewydolny. W lipcu Polska ponownie staje przed widmem blackoutu.
Polska znów zagrożona jest niedoborami mocy. Raport "Summer Outlook 2017" publikowany przez European Network of Transmission System Operators (ENTSO-E)
nie pozostawia złudzeń. Zapowiadane przez synoptyków lipcowe upały ponownie doprowadzą do problemów z zapewnieniem wystarczającej rezerwy mocy w naszym systemie elektroenergetycznym.
O skutkach gospodarczych i społecznych niedoborów mocy przekonaliśmy się w sierpniu 2015 roku. Ograniczenia dotknęły ponad 1,5 tysiąca firm. Prezes Polskich Sieci Energetycznych apelował także do mieszkańców Polski, by między 11 rano a godz. 15 mniej korzystali ze zmywarek czy pralek. A i tak scenariusz sprzed dwóch był względnie niegroźny. Jednak prawdziwy blackout to poważne zagrożenie. Wystarczy wyłączyć prąd, a kraj pogrąża się w totalnym chaosie.
Wszelkie źródła zasilania padają, nie ma informacji, nie ma światła, ciepła, wody. Nie działają bankomaty, sklepy, stacje benzynowe. Ustaje transport. W końcu wyczerpują się awaryjne źródła zasilania szpitali i innych ważnych instytucji.
Ta apokaliptyczna wizja wciąż pozostaje jednak tylko czarnym scenariuszem, który ziścić może zamach terrorystyczny, atak cybernetyczny lub kataklizm - co analizowaliśmy w money.pl. Mimo tego eksperci wciąż alarmują, że jeśli Polska nie zmodernizuje i nie zdywersyfikuje źródeł zasilania naszego systemu energetycznego, czekają nas poważne problemy.
Groźne upały i mrozy
Krajowy system przeciążają upały i susza, które wpływają na działanie elektrowni węglowych wymagających dużych ilości wody. Ponad 30-stopniowe temperatury w godzinach szczytu mogą okazać się zabójcze dla wydolności systemu.
Ale eksperci twierdzą, że takie sytuacje mogą się powtórzyć także zimą. Mrozy zwiększają zapotrzebowanie na energię, a skute lodem wody uniemożliwiają pracę przegrzanych elektrowni. Taki scenariusz w praktyce ćwiczyliśmy w styczniu ubiegłego roku.
Choć brak mocy w 2015 roku był pierwszym od blisko 30 lat tak poważnym kryzysem, eksperci mają pewność, że jeśli nie podejmiemy radykalnych kroków, sytuacja będzie się powtarzać. - W Europie jesteśmy w ogonie krajów wykorzystujących energię elektryczną na mieszkańca. Wyprzedzamy tylko Rumunię i Łotwę. Jeśli chcemy dorównać Niemcom, Duńczykom czy Austriakom, czeka nas wzrost poziomu wykorzystania energii, a co za tym idzie potrzeba większej jej produkcji - tłumaczył w rozmowie z money.pl prof. Andrzej Strupczewski, przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa Jądrowego Narodowego Centrum Badań Jądrowych w Świerku.
Z analiz PSE, które przedstawialiśmy w money.pl, wynika że po 2020 r. na problemy związane z brakiem wystarczających mocy będą nagminne. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej już dwa lata temu zapowiadał, że bez środków zaradczych prawdopodobieństwo wystąpienia blackoutu w Polsce w ciągu 3-4 latwynosi nawet 80 proc.
Konieczne inwestycje
Polska energetyka wymaga remontu- jest wyeksploatowana i szybko trzeba w nią wpompować ponad 100 mld zł. Konieczna jest nie tylko dalsza modernizacja bloków energetycznych, ale i budowa nowych. Jak pisaliśmy w money.pl, według Polskich Sieci Elektroenergetycznych do 2020 r. konieczne może być wycofanie z eksploatacji bloków o łącznej mocy 7 GW, a do roku 2030 - nawet 12 GW. W budowie jest obecnie 6 GW nowych mocy. Stoimy przed koniecznością ogromnych inwestycji.
Długoterminowym rozwiązaniem dla energetyki mogłoby być wprowadzenie rynku mocy. To rodzaj pomocy publicznej polegającej na tym, że wytwórcy energii otrzymują pieniądze nie tylko za energię dostarczoną, ale też za gotowość jej dostarczenia.
Stąd też mechanizm ten jest określany również jako rynek dwutowarowy. Towarem na tym rynku będzie bowiem moc dyspozycyjna netto, którą będą oferować wytwórcy, oraz sterowane odbiory energii.
Inwestycje w OZE
Dodatkowym zabezpieczaniem dla systemu jest znaczący udział Odnawialnych Źródeł Energii w krajowym koszyku. A przypomnijmy, że nawet minimalny cel 15 proc. udziału energii z OZE w końcowym zużyciu energii brutto, narzucony nam przez Unię, stoi pod znakiem zapytania.
Tymczasem zielona energia z wiatru, a przede wszystkim ze słońca, którego nadmiar winny jest opisywanym problemom, wydaje się tu największym sprzymierzeńcem.
Problem w tym, że energia solarna to w Polsce margines. Nasz udział w europejskiej produkcji energii elektrycznej ze słońca stanowi ledwie 0,1 proc. I nie zapowiada się, aby w tym temacie coś miało ulec zmianie.
- W propozycjach rządowych nie ma mowy o fotowoltaice. To źródło zostało całkowicie pominięte przez Ministerstwo Energii - zauważa z rozczarowaniem Stanisław Pietruszko z Polskiego Towarzystwa Fotowoltaiki w rozmowie z money.pl.
W polskim systemie energetycznym energia solarna stanowi zaledwie 0,5 proc. mocy zainstalowanej i tylko 2,3 proc. mocy OZE - wynika z raportu "Rynek fotowoltaiki w Polsce 2017".
Biorąc pod uwagę moc zainstalowaną w przeliczeniu na mieszkańca, Polska jest w ogonie Europy. Według danych Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej wytwarzając zaledwie 2,6 W, zajmujemy niechlubną trzecią od końca lokatę. Dla porównania, średnia UE to 121,7 W.
Czy czeka nas w takim razie niechybna katastrofa? PSE przekonują, że dostawy energii w Polsce są zabezpieczone.