Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Agata Kalińska
Agata Kalińska
|

Blackout w Polsce? Nasza energetyka potrzebuje 100 mld zł

0
Podziel się:

Polska energetyka jest wyeksploatowana i szybko trzeba w nią wpompować ponad 100 mld zł. Sytuacji nie poprawiają też remonty i rozbudowy naszych elektrowni - mogą one skutkować przerwami w dostawach prądu.

Na zdjęciu elektrownia Bełchatów
Na zdjęciu elektrownia Bełchatów (Piotr Kamionka/REPORTER)

Polska bez prądu? Ten wariant przećwiczyliśmy już w sierpniu tego roku, gdy wprowadzono 20. stopień zasilania. Eksperci twierdzą, że takie sytuacje mogą się powtórzyć, także zimą. Powody? Polska energetyka wymaga remontu - jest wyeksploatowana i szybko trzeba w nią wpompować ponad 100 mld zł.

- Jak tylko zbliża się zima i spadają temperatury, rośnie ryzyko mniejszych lub większych wyłączeń prądu. Tak niestety jest co roku i należy się spodziewać, że tak będzie również i teraz - mówi money.pl Paweł Nierada, ekspert Instytutu Sobieskiego.

Ryzyko jest tym większe, że infrastruktura energetyczna w Polsce jest mocno wyeksploatowana. Ostatnie inwestycje modernizacyjne i nowe bloki wytwórcze niektórych dużych elektrowni zaopatrujących nasz kraj w prąd trochę to poprawiły, ale - jak mówi Nierada - nadal stoimy przed koniecznością ogromnych inwestycji. Chodzi m.in. o wymiany bloków średniej mocy (do 200 MW) czy modernizację sieci przesyłowych.

- Blackout, czyli czasowe wyłączenia prądu, jest jak najbardziej realny i to w bliskiej przyszłości, nawet w 2016 roku - mówi nam dr Arkadiusz Sekściński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Zobacz także: Czy w nowym roku może zabraknąć nam prądu? Niestety wiele na to wskazuje

Na razie prognozy pogody są łaskawe. Grudzień jest w tym roku wyjątkowo ciepły, nawet w nocy temperatury nie spadają zwykle bardziej niż do pięciu kresek poniżej zera - i to tylko w niektórych częściach kraju. Ochłodzenie może nadejść dopiero w styczniu. A wówczas zapotrzebowanie na energię może gwałtownie podskoczyć.

Co się stało w lecie i co ma do tego zima

Przedsmak tego, co może nas czekać, mieliśmy w lecie, kiedy dwa tygodnie upałów zmusiły odpowiedzialne za przesył energii w naszym kraju Polskie Sieci Elektroenergetyczne do wprowadzenia ograniczeń w dostawie i poborze prądu na terenie całego kraju. Operator na początku sierpnia zarządził dwudziesty, najwyższy poziom zasilania - mówiąc prościej, oznaczało to ryzyko awarii systemu elektroenergetycznego na najwyższym możliwym poziomie.

Takiej sytuacji w Polsce nie mieliśmy od prawie trzydziestu lat. Jako pierwsze prąd musiały wyłączyć fabryki, ale energię oszczędzały też biurowce czy centra handlowe, m.in. wyłączały klimatyzację czy schody ruchome. Ograniczenia dotknęły ponad 1,5 tysiąca firm. Prezes PSE apelował także do mieszkańców Polski, by między 11 rano a godz. 15 mniej korzystali ze zmywarek czy pralek.

Zdaniem Sekścińskiego sytuacja w sierpniu nie była jednorazowym wypadkiem i może się powtarzać. - O tym, że można to było przewidzieć, świadczą fakty. Zapotrzebowanie na energię w Polsce niebezpiecznie zbliżyło się do poziomu produkcji już 13 i 29 czerwca. Natomiast to, że w lecie grozi nam blackout, było wiadomo co najmniej od roku - zauważa ekspert.

Zapotrzebowanie na energię w krajowym systemie energetycznym między 10 a 17 sierpnia 2015 roku

Jakie przełożenie ma sytuacja w lecie na to, co może nas czekać zimą? Otóż jedną z przyczyn deficytu mocy w sierpniu 2015 r. była susza - poziom wody w rzekach spadł i brakowało wody, używanej w elektrowniach do chłodzenia. W zimie podobny efekt mogą wywołać silne mrozy: gdy lód skuje rzeki, elektrownie znów będą miały kłopot.

Ograniczenia w poborze i dystrybucji prądu wprowadzone w lecie na dłuższą metę nic więc nie zmieniły. - Już teraz mamy za mało mocy wytwórczych. A trzeba będzie wyłączać kolejne stare bloki pamiętające czasy PRL - zauważa dr Sekściński.

Według Polskich Sieci Elektroenergetycznych do 2020 r. konieczne może być wycofanie z eksploatacji bloków o łącznej mocy 7 GW, a do roku 2030 - nawet 12 GW. W budowie jest obecnie 6 GW nowych mocy.

Na to samo uwagę zwracała w zeszłym roku Najwyższa Izba Kontroli, wskazując, że w związku z remontami i wyłączeniem starych bloków energetycznych w 2015 i 2016 roku mogą wystąpić przerwy w dostawach prądu. - Blisko 55 proc. prądu w Polsce produkowane jest w siłowniach mających ponad 30 lat - oceniała Izba. - Ryzyko jest szczególnie duże w przypadku wystąpienia ekstremalnych warunków pogodowych, które powodują trudności z przesyłaniem energii elektrycznej - pisano w raporcie. W sierpniu już się to sprawdziło.

PSE uspokajają

Prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych Henryk Majchrzak zapewniał na początku grudnia, że poziom rezerw mocy w polskim systemie elektroenergetycznym jest bezpieczny. Rezerwa - jak zapewniają PSE - to średnio 18 proc. ponad prognozowaną wartość zapotrzebowania na moc w kraju, czyli około 4,5 tys. MW. Poza tym - zdaniem prezesa - w razie ekstremalnych sytuacji można będzie importować energię elektryczną od sąsiadów, choćby przez niedawno uruchomione połączenie Polska-Litwa.

Jednak, jak pisała na początku grudnia "Rzeczpospolita", energetycy balansują na krawędzi możliwości i to, czy prąd będzie, czy nie, zależy właściwie od pogody i tego, czy nie dojedzie do żadnej awarii w elektrowniach.

- Cały czas jesteśmy na granicy bezpieczeństwa. Każdy scenariusz jest możliwy - mówił cytowany przez gazetę prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando. W styczniu różnica między wymaganą nadwyżką mocy w systemie a jej rzeczywistym poziomem wyniesie minus 32 MW. W kolejnych dwóch miesiącach przyszłego roku różnica między dostępną a wymaganą nadwyżką mocy wyniesie nieco ponad 130 i 80 MW na plusie.

Ile trzeba wydać

Eksperci od dawna zwracają uwagę, że polska energetyka potrzebuje gigantycznych inwestycji, i to szybko. Linie i transformatory pochodzą w większości sprzed 20 czy 30 lat, a stopień zużycia części z nich sięga 90 procent. Potrzeby liczone są w dziesiątkach miliardów złotych. - Sięgając tylko do danych publikowanych w raportach rocznych polskich firm energetycznych, widzimy, że w horyzoncie roku 2020 są to pieniądze rzędu 120-130 mld zł, nie uwzględniając projektu elektrowni atomowej - zauważa Paweł Nierada.

Dr Sekściński uważa z kolei, że niezbędne są inwestycje na poziomie około 134 miliardów złotych, albo nawet i wyższym. - Z jednej strony na tę kwotę składają się nakłady, jakie planują ponieść operatorzy sieci przesyłowej i dystrybucyjnej (co najmniej 34 mld zł w latach 2015-2019) i które wynikają z planów rozwoju uzgodnionych z Urzędem Regulacji Energetyki. Dodatkowo z drugiej strony mamy szacunki mówiące o tym, że w ramach tworzenia nowych mocy wytwórczych do końca 2025 roku wartość nakładów inwestycyjnych w energetyce może przekroczyć 100 miliardów złotych - mówi ekspert. W tę sumę wliczone są zarówno inwestycje kontrolowanych przez państwo koncernów energetycznych w nowe bloki w elektrowniach, jak i innych podmiotów.

Paweł Nierada ocenia także, że poza inwestycjami, polskiej elektroenergetyce brakuje także spójnej strategii rozwoju. - Recepty na poprawę stanu polskiej elektroenergetyki są znane przynajmniej od 15-20 lat. Tyle że niestety niewiele z tego nie wynika. Mam wrażenie, że przez ostatnie 7-8 lat faworyzowaną odpowiedzią decydentów była teza, że to załatwi rynek. Ale w Polsce prawdziwie wolnego rynku energii nie było i niestety nadal nie ma. Nie ma też spójnej wizji rozwoju tego sektora, którą realizowałby właściciel - państwo - kwituje Nierada.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)