Ustawa antyterrorystyczna umożliwi blokowanie stron internetowych bez zgody sądu - wynika z projektu przepisów. - To są propozycje wyjęte z kosmosu - mówi money.pl Piotr Waglowski. A fundacja Panoptykon już zaczęła zbierać podpisy pod petycją o odrzucenie proponowanych zmian w prawie.
Projekt ustawy wyciekł w zeszłym tygodniu. Najpierw opublikowała go Fundacja Panoptykon, a dzień później zawisł on już na oficjalnych stronach rządowych. Ustawa przewiduje, że szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego za pisemną zgodą Prokuratora Generalnego, czyli także ministra sprawiedliwości, może „zarządzić zablokowanie albo zażądać od administratora systemu teleinformatycznego zablokowania dostępności określonych danych informatycznych”. W skrócie - wyłączyć strony czy całe serwisy internetowe.
- Projektowane rozwiązanie ma szczególne znaczenie w kontekście przeciwdziałania działalności organizacji terrorystycznych, które wykorzystują internet do promowania swojej ideologii, zamieszczania instruktarzu w zakresie sposobu przeprowadzania zamachów terrorystycznych oraz komunikowania się ze swoimi zwolennikami – czytamy w uzasadnieniu. Same przepisy o blokowaniu stron znaleźć mają się w znowelizowanej ustawie o ABW.
Projektowane zmiany prawa zakładają, że blokada może trwać maksymalnie 30 dni, ale może zostać wydłużona o dodatkowe 3 miesiące. Co jednak budzi największe kontrowersje, to fakt, że pierwotne zablokowanie danej witryny może odbyć się całkowicie bez udziału sądu. Szef Agencji musi jednocześnie zwrócić się o rozpatrzenie zgody na blokadę do sądu. ABW ma obowiązek zaprzestać blokady, jeśli nie dostanie pozwolenia sądowego w ciągu 5 dni lub sąd odrzuci wniosek.
- Jestem w stanie zaakceptować w niektórych sytuacjach blokowanie stron, ale musi istnieć sądowy nadzór nad tego typu działaniami. Tu go nie ma. To propozycje wzięte wprost z kosmosu – mówi money.pl prawnik Piotr Waglowski, który od lat walczy z podobnymi zakusami władzy.
Jak tłumaczy, projekt ustawy antyterrorystycznej nie jest poparty żadnymi rzetelnymi badaniami, nie daje też żadnych dowodów na przymus blokowania stron. A jego największą wadą jest brak odpowiednich zabezpieczeń.
- Czytał pan ustawę? No to pan wie, że szeroko traktuje się tam działania terrorystyczne. To od szefa ABW do spółki z Prokuratorem Generalnym będzie zależało czy panowie w maskach Guy'a Fawkesa z popularnego filmu, organizujący manifestację, będą traktowani jak terroryści czy nie. Tylko ci dwaj panowie będą o tym decydować - oburza się ekspert.
Jak dodaje, obecnie prawo telekomunikacyjne umożliwia już wyłączenie stron uważanych za łamiące prawo (np. z pornografią dziecięcą), ale dzieje się to pod kontrolą społeczną. Po pierwsze obywatele sami mogą ocenić czy dana witryna łamie prawo, zawiadomić o tym media i prokuraturę, a sąd zdecyduje czy odciąć stronę od sieci. - Tu takich zabezpieczeń nie ma - tłumaczy.
Krytycznie do pomysłu blokowania stron odnosi się też Wojciech Klicki z fundacji Panoptykon.
- Przede wszystkim boję się pewnej fikcyjności tych przepisów. Bo jak wymagać od kogoś, kto ma serwery poza naszym krajem, zablokowania takich treści? - pyta prawnik.- A dlaczego tylko ABW ma zwracać się do sądu w sprawie zgody na blokowanie? Czemu organizacja, do której należy dana strona nie ma mieć możliwości zwrócenia się do sądu w celu sprawdzenia czy dane blokowanie strony jest zgodne z prawem? - dodaje.
Jak stwierdza, sama definicja zdarzenia terrorystycznego jest tak szeroka, że można podczepić pod nią bardzo wiele rzeczy. Przypomina, że gdy parę lat temu Polacy masowo zaczęli protestować przeciwko porozumienia ACTA, doszło do ataków hakerów na strony rządowe.
- To oczywiście przestępstwo, ale można by je zdefiniować jako działania terrorystyczne. W dalszej kolejności wprowadzić wyższy stopień zagrożenia i zakazać zgromadzeń publicznych. W ten sposób manifestacje przeciw ACTA mogłyby się nigdy nie odbyć - mówi Klicki.
Spytaliśmy go także o hipotetyczną sytuację z zabawnym filmikiem pokazującym jak skonstruować bombę. Założyliśmy, że błyskawicznie rozprzestrzenia się on po dużym portalu społecznościowym. Czy w takich okolicznościach szef ABW ma prawo do zablokowania dostępu do całego serwisu? Klicki nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo jak tłumaczy, ustawa jest nieprecyzyjna.
- Boję się, że to będzie otwarcie puszki Pandory. Zrobimy jeden wyłom pod hasłem blokowania stron terrorystycznych, a skończy się na kolejnych pomysłach związany z ograniczaniem dostępu do internetu - dodaje Wojciech Klicki.
Co ciekawe nie tylko zapisy ustawy antyterrorystycznej dają możliwości blokowania stron internetowych. Wiceminister finansów Wiesław Janczyk pytany niedawno o kwestię nowego prawa hazardowego, także nie wykluczył, że rząd będzie chciał pokusić się o specjalne uprawnienia.
- Funkcjonujące aktualnie regulacje w zakresie gier hazardowych, także w zakresie możliwości blokowania stron oferujących nielegalne gry hazardowe są monitorowane i podlegają bieżącej analizie - czytamy w odpowiedzi na interpelację posłów. Tu konkretnych projektów prawa jednak nadal nie ma.
Ustawa antyterrorystyczna budzi też inne kontrowersje. Panoptykon zwraca uwagę, że dyskryminuje ona cudzoziemców - podsłuchy zakładać będzie można im bez zgody sądu. Poza tym ustawa zakazuje używania przedpłaconych kart płatniczych - każda będzie musiała zostać zarejestrowana na podstawie numeru PESEL.
Dlatego fundacja postanowiła zbierać podpisy pod apelem o nieuchwalenie przepisów, które jeśli zostaną przegłosowane i podpisane przez prezydenta - miałby zacząć obowiązywać już od 1 czerwca tego roku. Pod petycją "Ustawa antyterrorystyczna: NIE dla ograniczania naszych praw i wolności!" w poniedziałek podpisało się niemal tysiąc osób. Podpisy będą nadal zbierane.
_ W poprzedniej wersji tekstu błędnie przypisaliśmy Piotrowi Waglowskiemu tytuł doktora. _