Na lotnisko w stolicy Afganistanu Kabulu spadły dwie bomby. Dwie kolejne uderzyły we wzgórze, na którym znajdują się anteny głównej telewizji. Zaatakowane zostały również lotniska w Dżalalabadzie i Kandaharze. Świadkowie w Kabulu twierdzą, że słychać było eksplozje potężniejsze niż wczoraj, z lotniska i wzgórza widoczne zaś były błyski i płomienie. Amerykański departament obrony poinformował, że w dzisiejszej akcji wykorzystane zostaną po raz pierwszy okręty wojenne. W Kabulu nie działa elektryczność. Swoją przestrzeń powietrzną udostępnił Stanom Zjednoczonym Tadżykistan - podała telewizja Sky. Minister obrony Kanady poinformował zaś, że jego kraj dostarczy okręty wojenne, samoloty oraz 2 tysiące żołnierzy. Według niego, pierwsze wsparcie dla sił amerykańsko-brytyjskich zostanie przekazane w ciągu kilku najbliższych dni. Tuż po rozpoczęciu ataków, 24 godziny po wczorajszych, rzecznik Białego Domu Ari Fleisher potwierdził, że Stany Zjednoczone mogą w obronie własnej zaatakować inne grupy terrorystyczne bądź
kraje. Fleisher dodał, że w akcji nie chodzi jedynie o Osamę bin Ladena, ale o całą zagrażającą światu sieć terroru. Wyjaśnił, że nawet gdyby bin Laden zginął jutro, akcja będzie kontynuowana. Zapewnił, że USA zrobią wszystko, by zapobiec ofiarom wśród ludności cywilnej. Oświadczenie takie przekazały dziś USA Radzie Bezpieczeństwa ONZ.