W Europie kroku dotrzymuje nam tylko Hiszpania. Na świecie jest niewielu lepszych od nas. To rzadkość w polskim eksporcie. W produkcji borówki amerykańskiej Polska nie ma sobie równych. 85 proc. owoców, które rosną w naszym kraju, trafia na rynki zagraniczne.
Co łączy Anglików, Niemców i Holendrów? To głównie oni zajadają się produkowanymi w Polsce borówkami amerykańskimi.
Sadownicyszacują, że rocznie zbiera się ich w naszym kraju ok. 30-40 tys. ton. To 85 proc. z tego wyjeżdża za granicę.
Wyniki robi kilkuset rolników
Ponad 100 producentów tych niebieskich owoców zrzeszonych jest w Stowarzyszeniu Plantatorów Borówki Amerykańskiej.
Największy z nich ma ponad 500-hektarową uprawę. Kilku ponad 100 hektarów. Reszta ma po kilkanaście-kilkadziesiąt. Łączna powierzchnia, którą zajmują borówki plantatorów ze stowarzyszenia, wynosi ok. 1,5 tys. hektara.
Prezes stowarzyszenia Ireneusz Komorowski szacuje, że stanowi to ok. 25-30 proc. powierzchni polskich upraw tych owoców.
Można więc liczyć, że mamy w kraju ok. 5-6 tys. hektarów pól borówki amerykańskiej w Polsce.
Pozwala to nam w zupełności zaspokoić krajowy rynek, a także zagościć na stołach w Anglii, Niemczechm czy Holandii. Polacy śmiało wkraczają też na inne rynki.
- Coraz bardziej znaczący eksport jest do krajów bałtyckich i Skandynawii. Ze względu na liczbę ludności jego skala nie może być jednak wielka - tłumaczy Komorowski.
Tak, jak w przypadku wielu innych producentów rolnych, w plantatorów borówki uderzyło rosyjskie embargo. Niewielkie ilości borówek trafiają do imperium Władimira Putina przez Białoruś, a także do samego kraju Aleksandra Łukaszenki, jednak nie są to takie transporty, jak przed 2014 r.
Polacy szukają więc rynków poza Europą - m.in. na Bliskim Wschodzie. - Producenci wyjeżdżają do Dubaju na targi. Poszukują nowych odbiorców i na pewno są jakieś sukcesy na koncie - opowiada prezes stowarzyszenia.
Polskie owoce jedzą też Japończycy. Coraz bardziej interesują się nimi również Chińczycy.
Chile liderem. Hiszpanie depczą po piętach
Niekwestionowanym liderem w światowej produkcji borówki amerykańskiej jest Chile. Z danych Chilean Blueberry Committee wynika, że w sezonie 2017/2018 z tego kraju wyjechało ponad 110 tys. ton owoców, a więc trzykrotnie więcej niż z Polski. Główne kierunki chilijskiego eksportu to kolejno: Stany Zjednoczone i Kanada, Europa i Azja.
Dla polskich producentów plantatorzy z drugiego końca świata nie stanowią jednak dużej konkurencji.
- Produkują w okresie dla nas zimowym. Później przychodzi czas na produkcję z Maroka, Portugalii, Hiszpanii. Ten czas jest również zdecydowanie wcześniejszy od okresu dojrzewania borówki w Polsce. Niewielkim problemem zaczyna być dopiero konkurencyjność borówki holenderskiej i niemieckiej - wyjaśnia Komorowski. Jednak kiedy u nas zaczyna się sezon na te owoce, u zachodnich sąsiadów powoli się kończy, dzięki czemu wygrywamy jakością.
- To naturalne, że pierwsze owoce są najbardziej dorodne i konkurencyjnie wygrywają. Wtedy polska borówka bije pozostałe na głowę - tłumaczy plantator.
Komorowski przyznaje, że w Europie kiedyś znacząco więcej od Polaków eksportowali tylko Hiszpanie.
- Teraz to już są liczby bardzo porównywalne, a nawet może się tak to kształtować, że już ich wyprzedzamy - szacuje.
Zdecydowanie większymi producentami od Polski są Chiny i Stany Zjednoczony, ale z kolei tamtejsi plantatorzy uprawiają borówkę przede wszystkim na rynek wewnętrzny.
Pod względem eksportu borówki amerykańskiej możemy więc być numerem dwa lub trzy na świecie.
Standardowe problemy z pracownikami
Ireneusz Komorowski podkreśla, że od zawsze siłą polskiej borówki była jej jakość. Ta - w jego ocenie - nie byłaby możliwa bez wykwalifikowanych pracowników.
- Zbiór borówki to w porównaniu do zbioru innych owoców wyższa skala trudności. Aby konsument potraktował borówkę jako naprawdę atrakcyjny owoc, niemal każda musi być przez pracownika oddzielnie obejrzana podczas zbioru. Wymaga to większych nakładów finansowych i odpowiednich pracowników - wyjaśnia prezes stowarzyszenia.
Według producentów do zbioru borówki potrzeba zdecydowanie większej liczby pracowników niż na innych plantacjach, czyli ok. 12-14 pracowników na hektar.
Polskie uprawy przez lata mogły się dobrze rozwijać paradoksalnie dzięki słabości gospodarki.
- Utrzymaliśmy się z powodu tego, że polska gospodarka była słaba i było stosunkowo duże bezrobocie. W związku z tym mieliśmy dostępność pracowników z polskiego i wschodniego rynku - tłumaczy Komorowski. Podkreśla przy tym, że sytuacja rozwija się na niekorzyść plantatorów.
- Nasza gospodarka zaczyna nabierać rozpędu. Zatrudnienie Polaka do pracy sezonowej nie jest teraz możliwe. To nie jest atrakcyjne miejsce do pracy. Choćby się najbardziej starał, to na koniec sezonu zostaje zwolniony, bo zima nie jest okresem pracy - przyznaje producent.
Sadownicy obawiają się, że wkrótce może być problem także z pracownikami zza granicy. Przy stałym wzroście płac plantacje borówek mogą stać się nieopłacalne.
- Jeżeli płace bardzo mocno poszybują do góry, to możemy dostać zadyszki. Możemy podnosić płace, zresztą ten proces trwa, ale niestety za tym nie idą podwyżki cen produkcji ogrodniczej - wyjaśnia z żalem producent.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl