Mieszkańcy Wielkiej Brytanii wyraźnie odczuwają na własnej skórze wzrost cen, który jest efektem ubiegłorocznego głosowania w sprawie Brexitu i spadku wartości funta. Oficjalne dane wykazały, że brytyjska sprzedaż detaliczna mocno zanurkowała.
Jest to największy spadek w ujęciu kwartalnym w ciągu ostatnich siedmiu lat. Tyle wykazały liczby prezentowane przez tamtejsze Narodowe Biuro Statystyczne (ONS). Jednak doświadczeni analitycy rynkowi nie potrzebują wyliczeń brytyjskiego odpowiednika GUS, by wiedzieć, że nadciąga recesja.
Kawa się wylała...
Dla nich wystarczy rzut oka na spadające obroty sieci Costa Coffee (8 proc.), by powiedzieć, że konsumenci źle oceniają przyszłość i wolą się powstrzymać od nawet tak drobnych wydatków, jak kubek ulubionej kawy.
Kiedy jeszcze dodać do tego 15 proc. spowolnienia sprzedaży u Carpetright, największego brytyjskiego sprzedawcy wykładzin, kłopot gotowy. W tym przypadku chodzi o to, że wyniki Carpetright są ściśle powiązane z kondycją brytyjskiego rynku nieruchomości.
Od lat ta właśnie firma uważana jest za użyteczny wskaźnik ekonomiczny, ponieważ tradycyjnie była zawsze tą, która jako pierwsza szybowała w dół przed recesją i wzbijała się do góry, kiedy zbliżała się ona do końca.
W świecie ekonomii znane są też inne przykłady na to, jak na podstawie pozornie niezwiązanych z gospodarką danych, można wyciągać wnioski o jej kondycji. Tak np. jest w przypadku MUI (Men's Underwear Index), czyli indeksu męskiej bielizny. Dane o jej sprzedaży też mogą potwierdzić, że zbliża się kryzys.
Podstawą jest tu założenie, że przy prawidłowo funkcjonującej gospodarce przedstawiciele brzydszej części naszej populacji, bieliznę kupują często i regularnie. Jednak, kiedy tylko ogólne nastroje wśród konsumentów spadają, tego rodzaju zakupy zaczynają być kwestią mało istotną i odkładane są na później. Skutkuje to oczywiście spadkami sprzedaży u ich największych producentów.
Majtki i spódnice
Słysząc o takim majtkowym wskaźniku oczywiście łatwo w pierwszym odruchu szczerze się zaśmiać z całej koncepcji. Doradzamy jednak ostrożność, bo wśród tych, którzy powoływali się na to, co pokazuje MUI jest między innymi Alan Greenspan, były szef amerykańskiego banku centralnego.
Inny znany amerykański ekonomista - - George Taylor w latach 20. minionego wieku sformułował własną teorię ściśle związaną z garderobą. Obserwując stroje swoich rodaczek, doszedł do wniosku, że kondycję gospodarki można wyliczyć mierząc długość noszonych przez kobiety spódnic.
Jak przekonywał Taylor, w czasie kryzysu Amerykanki nie miały wyjścia i po prostu zmuszone były do zakładania dłuższych spódnic. Wszystko dlatego, że nie było ich stać na porządne pończochy. Skoro więc pończochy były mało reprezentacyjne, lepiej było ukryć je pod spódnicą do kostek. Współczynnik ten jednak trudno zastosować współcześnie.
Po pierwsze dlatego, że kobiety częściej niż 100 lat temu chodzą w spodniach. Ponadto dzisiejsza moda pozwala na różnego rodzaju ekstrawagancje i założenie potarganych pończoch, nie musi oznaczać braku ani smaku, ani pieniędzy.
Z wyglądem kobiet jest też związany indeks gorących kelnerek. W tym przypadku o stanie gospodarki można przekonać się odwiedzając kilka barów i restauracji. Indeks ten opiera się na założeniu, że w czasach prosperity atrakcyjne kobiety nie mają kłopotów ze znalezieniem dobrej pracy.
Kiedy jednak nastaje kryzys dobra posada nie jest już tak łatwo dostępna. Wtedy nawet najbardziej urodziwe panie muszą szukać zajęcia w gorzej płatnych profesjach i zostają kelnerkami. Zatem im więcej pięknych przedstawicielek tej profesji, tym gorzej z gospodarką.
Kryzysowi cykliści
W kierunku bardziej ponurych rozważań ruszyli twórcy indeksu śmiertelności wśród rowerzystów. Według nich w czasach recesji zdecydowanie rośnie liczba śmiertelnych wypadków z ich udziałem. Wszystko dlatego, że zła sytuacja gospodarcza skłania ludzi do oszczędzania.
Wtedy na drogi częściej zaczynają wyjeżdżać cykliści, którzy zostawili swoje auta pod domem. Potwierdzać to mają dane opublikowane przez Departament Transportu w Wielkiej Brytanii. Ich analiza pokazuje, że rzeczywiście po wejściu w życiu programu oszczędnościowego z 2011 r. liczba takich wypadków wzrosła o 12 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym.
Potwierdzać to mają również dane z bardziej odległej historii. Więcej rowerzystów ginęło również w USA w czasach recesji. Wzrost o 58 proc. dotyczył lat 1930 - 1935, a14 proc. okresu między 1980 r. a 1984 r.
Co ciekawe we wszystkich wymienionych przypadkach zaraz po odczuwalnej poprawie gospodarczej liczba śmiertelnych wypadków z udziałem rowerzystów spadała.