Procedura wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej może rozpocząć się już w przyszłym tygodniu. Eksperci nie spodziewają się jednak masowej ucieczki imigrantów zarobkowych. - W niektórych sektorach bezrobotni Brytyjczycy nie wypełnią luki po imigrantach - mówi analityk think tanku Resolution Foundation Stephen Clarke.
Początek Brexitu może nastąpić już w przyszłym tygodniu - donoszą media na Wyspach. Wszystko zależy od poniedziałkowego wyniku głosowania w Izbie Gmin.
"Daily Telegraph" pisze, że ministrowie mają naciskać na premier Theresę May, by uruchomiła artykuł 50. Traktatu Lizbońskiego tak szybko, jak to tylko możliwe. Na poniedziałek w Izbie Gmin została zaplanowana debata i głosowanie nad projektem legislacji pozwalającej premier May na formalne rozpoczęcie procedury Brexitu. Dyskusja dotyczyć będzie dwóch poprawek dopisanych do projektu przez Izbę Lordów. Jedna daje parlamentowi szersze prawo weta, druga gwarantuje prawa unijnych imigrantów.
Według brytyjskich mediów w ławach rządowych panuje coraz większa pewność, że konserwatywny gabinet zdoła usunąć modyfikacje. Jeszcze tego samego dnia projekt miałby wrócić do Izby Lordów, którzy - zgodnie z powszechnym oczekiwaniem - nie zdecydowaliby się na dalsze jego blokowanie. Izba wyższa nie pochodzi z wyborów demokratycznych, przez co w brytyjskiej kulturze politycznej jej legitymacja w procesie stanowienia sprawa jest stosunkowo niewielka.
Jeżeli rządowi uda się przeforsować projekt bez zmian narzuconych przez parlament, dziennik pisze, że historyczny moment rozpoczęcia formalnej procedury opuszczania Wspólnoty nastąpić może już we wtorek. Dwa anonimowe źródła "Guardiana" mówią o wtorku lub środzie. Ten ostatni dziennik pisze, że rządowi w Londynie zależy na tym, by zdążyć przed przyszłotygodniowymi wyborami w Holandii i przez rocznicą podpisania Traktów Rzymskich 25. marca.
Brexit jest bardzo istotnym tematem dla imigrantów pracujących na Wyspach, w tym Polaków. - Powszechnie oczekuje się, że prawa obecnych pracowników z UE zostaną zachowane. Dla wielu firm zatrudniających pracowników długookresowych, oznaczałoby to, że nie odczują utraty siły roboczej - mówi Stephen Clarke.
Zwraca jednak uwagę, że Brexit będzie wyzwaniem dla firm, które zatrudniają pracowników sezonowo. - Prawdopodobnie będą musiały zostać wprowadzone jakieś regulacje dla pracowników sezonowych i tymczasowych. Za tym pójdą zwiększone nakłady na kontrole i regulacje, które mieliśmy już wcześniej - mówi ekspert.
Według niego w niektórych sektorach gospodarki zmiany spowodowane Brexitem mogą być wyzwaniem, bo "wielu bezrobotnych Brytyjczyków, to osoby mające problemy zdrowotne, czy osoby dotknięte różnym rodzajem niepełnosprawności".
Problemem mogłaby być także wysokość pensji oferowanych brytyjskim obywatelom, którzy mieliby zastąpić imigrantów. - Z pewnością nieproporcjonalna liczba Polaków wykonuje relatywnie niskopłatne prace, ponieważ średnia płaca polskiego pracownika jest o 2 funty za godzinę niższa od przeciętnej płacy brytyjskiego pracownika - zwraca uwagę Clarke. I zauważa, że podniesienie płac, wiązałoby się z jednoczesnym podniesieniem cen.
Analityk przypomina, że w Wielkiej Brytanii jest od 850 tys. do 1 mln imigrantów z Polski. Około 700 tys. z nich pracuje. Oznacza to, że są bardziej skłonni do pracy niż Brytyjczycy. Nie jest to zaskakujące, bo są młodsi, w wieku produkcyjnym. Clarke dodał, że około 10 proc. polskich pracowników jest zatrudnionych w sektorze finansowym.
Na początku marca Izba Lordów przyjęła poprawkę do ustawy dającej zgodę premier Theresie May na rozpoczęcie rozmów o wyjściu kraju z UE. Poprawka sugeruje zagwarantowanie praw obywateli Wspólnoty mieszkających w Wielkiej Brytanii.
Premier wielokrotnie podkreślała, że jej intencją jest rozpoczęcie procesu wyjścia z Unii Europejskiej i wysłanie formalnej notyfikacji w tej sprawie przed końcem marca. We wtorek wieczorem rzecznik rządu podkreślił w rozmowie z PAP, że wynik głosowania w Izbie Lordów nie zmienia tych planów.