Brytyjsko-holenderski Shell, siódma największa na świecie spółka pod względem przychodów, nie będzie miał łatwego życia po Brexicie.
Rzecznik już zadeklarował, że firma będzie współpracowała zarówno z europejskimi instytucjami, jak i rządem Wielkiej Brytanii, na temat wszelkich konsekwencji, jakie niesie za sobą wyjście Wyspiarzy ze Wspólnoty - podaje Reuters.
W czasie kampanii przedreferendalnej w Wielkiej Brytanii Shell opowiadał się za pozostaniem Królestwa w Unii. Teraz, ustami rzecznika, zapowiada, że jego priorytetem będzie dalsze zaopatrywanie w energię klientów w Europie i na Wyspach.
Teraz, kiedy Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z Unii, niepewny jest los złóż ropy na Morzu Północnym - pisze biznesalert.pl. Tereny roponośne leżą bowiem głównie w granicach prowincji Szkocji, której większość mieszkańców opowiedziała się w referendum za pozostaniem we Wspólnocie.
Od lat z Edynburga słychać głosy nawołujące do secesji od Zjednoczonego Królestwa. Gdyby do niej doszło, nie wiadomo, jak potoczyłaby się współpraca na wpół brytyjskiego Shella, który na Morzu Północnym ma szereg platform wiertniczych, ze szkockimi władzami.
Royal Dutch Shell, bo tak brzmi pełna nazwa firmy, jest obecny w 90 krajach na świecie i ma łącznie 44 tysiące stacji paliw. Jest notowana na giełdach w Londynie, Amsterdamie i Nowym Jorku.