Spadek kursu funta o 90 groszy to na razie największa szkoda jaką Brytyjczykom przyniósł Brexit. Rozpoczęło go referendum, które odbyło się dokładnie rok temu. W tym czasie, wbrew opiniom analityków wieszczącym finansowy armageddon, brytyjska gospodarka radzi sobie dobrze. Optymizmem może napawać też sytuacja na giełdzie, która po wzroście w rok o prawie 20 proc., bije rekordy.
Rok temu, 23 czerwca 2016, Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z Unii Europejskiej. Niemożliwe stało się więc możliwe. Mimo sondaży wskazujących na zupełnie inny wynik, górę wzięły antyeuropejskie nastroje.
Przed ogłoszeniem wyników media ekonomiczne na całym świecie ostrzegały przed negatywnymi skutkami rozwodu Wielkiej Brytanii z UE. Przede wszystkim dla samych Brytyjczyków, którzy konsekwencje mieli odczuć na niemal wszystkich polach i to już zaraz po referendum. Inwestorzy mieli uciekać z tego rynku, a gospodarka miała zdecydowanie wyhamować. Z perspektywy czasu okazuje się, że oprócz znaczącej przeceny funta, większych szkód nie ma.
- Wielu obserwatorów oczekiwało zapaści w inwestycjach na rynku brytyjskim, a do tej pory nic takiego nie miało miejsca - przyznaje w rozmowie z money.pl Enrique Diaz, analityk Ebury. Jednocześnie podkreśla, że statystyki się pogorszyły i inwestycje są rzeczywiście mniejsze niż przed referendum.
- Wszystko przez niepewność panującą na rynku. Inwestorzy nie mogą przewidzieć, co wydarzy się za rok, dwa, kiedy skończą się negocjacje i w jakim otoczeniu gospodarczym i prawnym przyjdzie im funkcjonować. Przez to może nie rezygnują zupełnie z inwestycji, ale odkładają je w czasie - tłumaczy Diaz.
Funt - największym przegranym
Najbardziej odczuwalna przez Brytyjczyków jest jednak przecena funta. I to główny przegrany Brexitu. Jak dotychczas. Względem zarówno dolara, euro jak i polskiego złotego w ostatnich 12 miesiącach stracił na wartości około 15 proc. Rok temu był wyceniany na 5,70 zł. Teraz na 4,80 zł.
Notowania funta po referendum na Wyspach src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1466589125&de=1498082400&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=GBPPLN&colors%5B0%5D=%230082ff&fg=1&fr=1&w=605&h=284&cm=0&lp=1&rl=1"/>
Nie jest to dobra zmiana dla Polaków pracujących na Wyspach. Ich pensja w przeliczeniu na złotówki przez rok zmalała o kilkanaście procent. To duży cios szczególnie dla rodzinnych budżetów, w których to jedyne źródło dochodu.
Funt może być jeszcze tańszy? Przed referendum miliarder George Soros, który przed laty "złamał Bank Anglii", prognozował spadek wartości brytyjskiej waluty o co najmniej 20 proc. Aż tak źle nie jest i jak sugerują analitycy, w najbliższych miesiącach może być nawet lepiej.
- Wielka Brytania poczuje realny wpływ ekonomiczny Brexitu. Jestem jednak optymistą co do funta w drugiej połowie roku - przyznaje Christopher Dembik, analityk Saxo Banku. - Brexit został już wliczony w ceny i, biorąc pod uwagę parytet siły nabywczej, funt jest niedoszacowany o około 15 proc. wobec dolara. Możliwe jest więc odbicie kursu brytyjskiej waluty.
Podobnego zdania jest Enrique Diaz, który zwraca dodatkowo uwagę na to, że w tej chwili głównym rozgrywającym będzie nie tyle sam Brexit, co Bank Anglii.
- Członkowie tej instytucji są coraz bardziej podzieleni w ocenie sytuacji gospodarczej Wielkiej Brytanii i w związku z tym poważnie rozważana jest możliwość podwyżki stóp procentowych. To czynnik sprzyjający umacnianiu waluty - tłumaczy ekspert Ebury.
Gospodarka trzyma się mocno
Dla samych Brytyjczyków spadki na funcie oznaczają m.in. presję na ceny towarów sprowadzanych zza granicy. Ogółem widać bardzo duży skok cen w Wielkiej Brytanii. Inflacja jeszcze rok temu była na poziomie 0,5 proc., a teraz sięga 3 proc. Tak szybkich podwyżek nie było od połowy 2013 roku.
Inflacja nie jest lubiana przez konsumentów, ale na gospodarkę działa napędzająco. Jak pokazują ostatnie dane, PKB Wielkiej Brytanii rośnie w tempie 2 proc. wobec 1,6 proc. na początku 2016 roku. Takie same statystyki mają Stany Zjednoczone. Minimalnie gorsze wyniki ma cała strefa euro ogółem, z czego jej największa gospodarka, czyli Niemcy rosną o 1,7 proc. w skali roku, a Francja o 1 proc. W tyle zostaje też m.in. Szwajcaria, Belgia czy Włochy.
W tym kontekście warto przypomnieć opinie sprzed roku. Financial Times, cytując badania National Institute of Economic and Social Research pisał, że w konsekwencji Brexitu wzrost gospodarczy Wielkiej Brytanii już w 2017 roku może być niższy o 0,8 pkt proc. W dłuższej perspektywie czasowej, do 2030 roku brytyjskie PKB ma być niższe od 1,5 proc. do 7,8 proc. w stosunku do scenariusza bazowego, czyli pozostania kraju w UE.
Przypominamy też prognozy tego, co Brexit ma oznaczać dla Polaków.
Wręcz świetnie wygląda kondycja na rynku pracy. Obawy przed Brexitem nie powstrzymały spadającego bezrobocia, które w kwietniu znalazło się na poziomie 4,6 proc. Ostatni raz tak niski odsetek ludzi bez pracy był na Wyspach w 2005 roku. A w międzyczasie bezrobocie przekraczało 8 proc.
Wszystko wskazuje na to, że na razie większe wyhamowanie gospodarki nie grozi Wielkiej Brytanii. Powszechnie uznaje się, że notowania na giełdzie wyprzedzają zmiany w gospodarce z około półrocznym wyprzedzeniem. Jeśli wierzyć tej teorii, mamy optymistyczne wieści. Notowania giełdowe od roku niemal nieprzerwanie idą w górę. Ceny akcji setki największych spółek w Londynie wzrosły średnio w tym czasie o prawie 20 proc. To więcej niż w rok stracił funt. W efekcie pobity został ostatnio rekord wszech czasów, jeśli chodzi o wycenę akcji.
Giełda w Londynie w ostatnich 12 miesiącach src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1466594895&de=1498082400&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=FTSE&colors%5B0%5D=%230082ff&fg=1&fr=1&w=605&h=284&cm=0&lp=1&rl=1"/>
Brexit dopiero się zaczyna
Co czeka nas w kolejnym roku? - Skutki Brexitu, który jest procesem skomplikowanym i długim, będą odczuwalne w długi horyzoncie czasowym - podkreśla Enrique Diaz, odnosząc się do dotychczas łagodnego przebiegu tego procesu. - Ostatni rok praktycznie nic nie zmienił w temacie, a najważniejsze decyzje ciągle są przed nami. Najprawdopodobniej negocjacje będą toczyły się bardzo powoli, ale raczej nie w kierunku twardego Brexitu, po tym jak zwolenniczka takiego rozwiązania premier Theresa May straciła większość w parlamencie. To lepszy scenariusz m.in. z punktu widzenia Polaków.
W poniedziałek 19 czerwca oficjalnie ruszyły negocjacje w sprawie warunków, na jakich ma dojść do rozwodu Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej. Jak oceniają eksperci, zmienione musi zostać przynajmniej 20 tys. przepisów. Na razie porozumiano się tylko co do priorytetów i kalendarza rozmów. W poniedziałek 26 czerwca ma być opublikowany szczegółowy dokument przedstawiający założenia propozycji Brytyjczyków.
Uzgodniono, że sesje negocjacyjne będą organizowane raz w miesiącu i wyznaczono ich daty w okresie od 17 lipca do 9 października. Zgodnie z unijnym harmonogramem negocjacje powinny zakończyć się w ciągu dwóch lat od uruchomienia artykułu 50. traktatu UE, czyli do 29 marca 2019 roku.