Największy na świecie fundusz hedgingowy, który zarządza 160 mld dol., tworzy tajny algorytm do kierowania firmą z mózgów swoich pracowników. Wszystko po to, żeby po odejściu właściciela wszystko działało jak w zegarku. Miliarder, który w ubiegłym roku zarobił 1,4 mld dol., chce niejako przenieść swój mózg do komputera. Dla pracowników to jednak nienajlepsza informacja. Dziś co piąty nie wytrzymuje presji i odchodzi w ciągu pierwszego roku pracy. Ci, którzy zostają, płaczą po kątach w łazience.
Bridgwater to największy fundusz hedgingowy na świecie. I chyba jeden z najbardziej kontrowersyjnych pracodawców przy okazji, jak udowadnia dziennik "The Wall Street Journall".
67-letni właściciel firmy, Ray Dalio, tworzy tajny projekt o nazwie "Książka przyszłości". To technologia, która ma wyeliminować w przyszłości ludzi na stanowiskach kierowniczych w jego funduszu. Chodzi o to, by Bridgewater mógł nadal działać tak samo, kiedy w firmie zabraknie już twórcy i szefa. Jeden z niewielu wtajemniczonych w projekt pracowników zdradza "WSJ", że programiści pracują tak, jakby mieli przenieść mózg Dalio do komputera.
Wizjonerstwo? A może raczej szaleństwo? Pracownicy Bridgewater raczej nie są zadowoleni, że firma używa również ich mózgów przy tym tajnym projekcie, traktując ich jak króliki doświadczalne.
Człowiek to maszyna, tylko ułomna
Dalio uważa, że ludzie pracują jak maszyny. To słowo zresztą pojawia się aż 84 razy w 123- stronicowym zbiorze zasad, które mówią, jak ma zachowywać się każdy z pracowników firmy. Problem polega na tym, że ludzie mają emocje, które powodują zakłócenia i ograniczają pracowników w osiąganiu wyższej wydajności.
Dlatego właśnie właściciel firmy stara się je wyeliminować i sterować zachowaniem pracowników, a pomóc w zarządzaniu firmą ma właśnie tajemniczy algorytm.
Firma Dalio ma długa historię. Manager zaczął w 1975 roku, zakładając na Manhattanie wówczas jeszcze firmę badawczą. Sukcesy zaczął osiągać dzięki temu, że doskonale przewidywał trendy makroekonomiczne.
Dziś idzie w swoich analizach dużo dalej. Jeden z byłych pracowników, którego zadaniem oficjalnie było analizowanie trendów na rynkach finansowych, przyznaje, że w rzeczywistości analizował strumienie danych na temat pracowników Bridgewater. Przyglądał się m.in. tzw. kropkom, które przyznają sobie nawzajem pracownicy. To element aplikacji nazwanej "zbieracz kropek", która towarzyszy pracownikom przez cały dzień. Podczas spotkań oceniają się oni wzajemnie, odpowiadając na serię pytań, również nie dotyczących bezpośrednio tematyki zebrania, jak np.: "czy bieżące spotkanie jest stratą czasu?".
"Zbieracz kropek" to jeden z projektów prowadzonych w ramach Intelligence Lab. Tym dziwacznym laboratorium kieruje David Ferrucci, człowiek, który - zanim dołączył do Bridgewater w 2013 roku - rozwijał system sztucznej inteligencji w IBM Watson.
Innym projektem Intelligence Lab jest aplikacja o nazwie "umowa", którą ma każdy pracownik na swoim iPadzie. Oprogramowanie na bieżąco instruuje pracowników, jakie mają aktualnie cele i jednocześnie śledzi, jak w miarę upływu czasu są one realizowane. Z kolei system "Coach" pomaga pracownikom podejmować decyzje w trakcie wykonywania zadań.
To jednak ciągle dopiero początki zastosowania oprogramowania, które ma zastąpić managerów w funduszu Brigdewater. W przyszłości to właśnie ten system ma selekcjonować pracowników, by wyłuskać tych najbardziej utalentowanych lub posiadających odpowiednie cechy do wykonania konkretnego zadania.
System ma też przewidywać wyniki firmowych spotkań, zanim jeszcze zostaną one zakończone, i prowadzić ludzi krok po kroku przez wszystkie podejmowane przez nich zadania tak, by doprowadzić do podjęcia odpowiednich decyzji.
Skanowanie fal mózgowych pracownika
Ray Dalio w swojej wizji zabrnął nawet tak daleko, że w celu pozyskania nowych danych do analizowania chciał śledzić przebieg fal mózgowych swoich pracowników, jak twierdzi jeden z byłych pracowników funduszu. To jednak było za dużo i pomysł nie został wdrożony.
Codziennością w Bridgewater jest jednak nagrywanie spotkań, a od pracowników oczekuje się, że będą zarzucali sobie wzajemnie popełniane błędy, wskazywali na słabości i oceniali wydajność.
Nie każdy to wytrzymuje. Jedna piąta ludzi rezygnuje z pracy w ciągu pierwszego roku. Ci, którzy zostają, widywani są w łazience, jak płaczą po kątach. Presja jest zbyt duża jak na ludzi, którzy jednak maszynami nie są.