Autostrada A1 z Tuszyna do Częstochowy miała być gotowa na Euro2012. Nadal nie jest. Rząd twierdzi, że znalazł nowy pomysł na jej budowę. Tyle, że - jak sprawdził money.pl - o 400 mln zł droższy od poprzedniego scenariusza.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad szacowała, że wybudowanie A1 z Tuszyna w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego do Częstochowy kosztowałoby ok. 3,672 mld zł. Ale wiadomo, że ta prognoza jest już nieaktualna. Dlaczego? Bo to nie GDDKiA będzie budowała tę drogę.
Rząd chce, by zajęła się tym tzw. drogowa spółka specjalnego przeznaczenia. Zapisano to nawet w rządowym programie budowy dróg, ogłoszonym z wielką pompą pod koniec sierpnia br. W tym samym programie nie znalazła się jednak kluczowa informacja: za ile specjalna spółka wybuduje drogę.
Kwotę znaleźliśmy w innym rządowym programie: "Śląsk 2.0". Według tego dokumentu będzie to kosztować 4,1 mld zł. Czyli ponad 400 mln zł drożej, niż szacowała drogowa dyrekcja. Skąd ta rozbieżność?
Kto wybuduje i dlaczego tak drogo?
Z pytaniem ile będzie kosztowała budowa A1 Częstochowa – Tuszyn zwróciliśmy się do Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju. - Kwota ujęta w programie Śląsk 2.0 jest jedynie szacunkiem, zaś koszt inwestycji ustalony zostanie po rozstrzygnięciu przetargu i wyłonieniu wykonawcy zadania – przekazały nam służby prasowe resortu.
A dlaczego wariant, że drogę ma budować specjalna spółka jest o kilkaset milionów droższy niż wariant, gdyby zajęła się tym GDDKiA? Na to konkretnej odpowiedzi brak. - Budowa odcinka przez drogową spółkę specjalnego przeznaczenia będzie z wielu względów, w tym ekonomicznych, korzystniejszym wariantem realizacji tej inwestycji – przekonuje tylko ministerstwo. Szczegółów nie zdradza.
Pechowa autostrada
- Ten odcinek A1 ma wyjątkowego pecha. Jak tylko zaczęło się mówić, że rząd przygotowuje nowy plan budowy dróg, to jako pierwsze pojawiało się pytanie, co z A1. Teraz ten odcinek stanowi wyrwę w samym środku Polski, szczególnie że jest w miejscu, gdzie panuje duży ruch - ocenia analityk rynku transportowego Adrian Furgalski.
Oficjalne statystyki podają, że ruch między Tuszynem a Częstochową to 30-45 tysięcy samochodów na dobę. To dużo. Rząd przyznaje, że ten fragment A1 jest wśród najpilniejszych inwestycji na terenie całej Polski. Brakująca autostrada ma spinać gotową już A1 na Pomorzu i w centralnej Polsce z S8 z Warszawy i A1 na Śląsku, a także, dzięki A4, z miastami w południowej Polsce.
Na mapie budowy dróg i autostrad zieje ponad stukilometrowa dziura. Niestety, nadal nie wiadomo, kiedy kierowcy pojadą autostradą A1 z Tuszyna do Pyrzowic.
Aż dziwne, że tak ważnej drogi nadal nie ma. Zwłaszcza, że A1 ze Strykowa do Częstochowy miała być gotowa przed Euro 2012. Ale najpierw wygasła koncesja, bo konsorcjum, które miało budować drogę nie dopięło finansowania. Autostrada miała więc być budowana w systemie tradycyjnym, z pieniędzy budżetowych.
Następnie brakującą część autostrady między Strykowem a Pyrzowicami podzielono na dwie części. O ile fragment między Pyrzowicami a Częstochową zyskał status "w realizacji", to między Częstochową a Tuszynem nadal nic się nie dzieje. Były wiceminister transportu Radosław Stępień zakładał się nawet, że jeżeli droga nie będzie gotowa na Euro, to przejedzie tę trasę rowerem. Wiceminister dotrzymał słowa i przejechał na rowerze ponad 200 kilometrów, ale A1 nie wydłużyła się dzięki temu nawet o metr.
A co na to Bruksela?
Czy wersja rządowa będzie tańsza? Eksperci mają poważne wątpliwości. – Właściwie nie wiadomo, jaki jest sens powoływania specjalnej spółki do budowy autostrady, skoro mamy przecież Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, która przez ostatnie lata się tym zajmowała – zauważa w rozmowie z money.pl dr Łukasz Bernatowicz, ekspert Business Centre Club. - Choć na początku działała dość chaotycznie, to nabrała już doświadczenia, wykorzystuje wszystkie środki unijne, te drogi powstają też coraz sprawniej. W takiej sytuacji po co powoływać oddzielne spółki? – dodaje.
Odpowiedzią jest pewien zabieg księgowy. Cała konstrukcja ze spółką specjalnego przeznaczenia powstała, by koszty budowy nie obciążały deficytu finansów publicznych. Wiceminister infrastruktury Paweł Olszewski tłumaczył ostatnio w odpowiedzi na jedną z interpelacji poselskich, że autostrada będzie dochodowa i dlatego nie ma możliwości sfinansowania jej z pieniędzy unijnych. Spółka specjalnego przeznaczenia ma w całości należeć do Skarbu Państwa, a nadzorował ją będzie minister odpowiedzialny za transport. "Prace nad powołaniem spółki są zaawansowane" – zapewnił wiceminister.
Kilkaset milionów złotych kapitału założycielskiego dla spółki ma pochodzić z Krajowego Funduszu Drogowego. Resztę pieniędzy potrzebnych ma budowę spółka ma zebrać z rynku.
W ministerstwie dowiedzieliśmy się, że opracowywany jest wniosek prenotyfikacyjny pomocy publicznej do KE. Mówiąc prościej, resort zapyta Komisję Europejską, czy taka konstrukcja, jaką sobie wymyślił, jest zgodna z unijnymi przepisami.
- Utworzenie spółki będzie możliwe najwcześniej po aprobacie KE. Proces ten zależny jest od Komisji, zatem na tym etapie nie można określić konkretnego terminu – przekazało money.pl biuro prasowe resortu infrastruktury. Jeżeli więc Bruksela nie wyda zgody, to cały proces - a co za tym idzie samo przygotowanie administracyjne do wybudowania A1 - znów się przedłuży.
Dlaczego nie PPP
Bernatowicz uważa, że dlatego właśnie powinniśmy trzymać kciuki, by Komisja Europejska zgodziła się na rządowy pomysł ze spółką. Choć na pewno będzie to droższe rozwiązanie. - Partnerstwo publiczno-prywatne byłoby w tym wypadku tańsze od powoływania spółki. Budowanie w tym systemie nie zwiększałoby też długu publicznego – zauważa ekspert. - Ale prywatna firma będzie chciała zarobić na tej inwestycji, więc nałoży wyższe opłaty za przejazd. Kierowcy narzekaliby na drożyznę, a to zawsze stawia rząd w złym świetle – wskazuje. – Jeśli drogę wybuduje specjalna spółka, to rząd nie będzie się musiał o to martwić, bo ustali tam takie same stawki jak na autostradach zarządzanych przez GDDKiA – dodaje Furgalski.
- Najważniejsze, żeby wreszcie połączyć tę kawałki sieci dróg w spójną całość. Bo na razie jest tak, że mamy odcinki, gdzie można rzeczywiście jechać sprawnie, płynnie, ale po chwili zjeżdża się z takiej autostrady na drogę krajową i traci się cały efekt. Dlatego im szybciej ta sieć zostanie wreszcie domknięta, tym lepiej – podsumowuje Bernatowicz.