Od ponad czterech lat jeździmy A2 na odcinku Warszawa - Łódź i ciągle za darmo, choć już od 2014 r. miał rozpocząć się pobór opłat. W tym celu zbudowano bramki pod Pruszkowem, ale najwyraźniej to pieniądze wyrzucone w błoto.
To, co cieszy kierowców, jest problemem dla państwa. Brak wpływów z opłat to jednocześnie brak pieniędzy na utrzymanie autostrad. Ale to nie koniec. Puste bramki koło Pruszkowa mogą niszczeć aż do czasu, gdy zostaną rozebrane. Unia Europejska naciska bowiem na rezygnację ze szlabanów i pobieranie opłat za autostrady innymi metodami, które nie powodują korków.
Jak się wydaje, na istotne decyzje w sprawie opłat za odcinek Warszawa - Łódź przyjdzie nam jeszcze poczekać. Pod koniec ubiegłego roku minister Infrastruktury podjął decyzję o przekazaniu poboru opłat w kompetencje Inspekcji Transportu Drogowego, która 2 listopada br. przejmie to zadanie od GDDKiA.
Jednak nawet, gdy to się stanie, nie oznacza to automatycznie wprowadzenia płatności na odcinku między Warszawą a Łodzią. Kiedy zatem może się to zmienić?
- Nie mam pojęcia. Może nawet i za 10 lat. Jedno jest pewne, nie stanie się to w najbliższym czasie. Przed nami wybory samorządowe i parlamentarne. To czas, kiedy trzeba być miłym dla kierowców. Nikt teraz nie zaryzykuje wprowadzania kolejnych opłat - mówi money.pl Adrian Furgalski, ekspert z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Niepewność związana z dalszymi losami tej inwestycji nie powinna zaskakiwać. Historia budowy tej drogi to istny dreszczowiec. Jak na dobry thriller przystało, widz obserwujący zmagania Ministerstwa Infrastruktury z betonową materią pozostawiony jest w sferze domysłów.
Od początku z problemami
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na podstawowe pytania. W filmie pewnie byłoby to: kto zabił? W tym przypadku pytamy: kiedy będziemy płacić za odcinek A2 Warszawa - Łódź i czy w ogóle to nastąpi.
Jak już pisaliśmy w money.pl, dokładnie na rok przed inauguracją Euro 2012 Najwyższa Izba Kontroli prognozowała porażkę inwestycji autostradowych.Zagrożonych było wtedy siedem kluczowych odcinków autostrad o łącznej długości prawie 320 kilometrów.
Obawy Izby dotyczyły też A2. Jednak jakoś się udało. Kluczowym słowem jest tu "jakoś". Pierwsze samochody pomknęły do Łodzi niecałe dwie doby przed inauguracją Euro na Stadionie Narodowym, ale potem jeszcze kończono prace.
Sukces ten okupiony był również licznymi i bolesnymi porażkami kolejnych odważnych biorących udział w budowlanym sprincie. Na placu padły dwie firmy. Pierwszy zszedł z budowy chiński COVEC, a tuż po nim ręcznik na ring rzuciły Dolnośląskie Surowce Skalne.
Kiedy się wydawało, że już na pewno nic nie można zrobić, rękawicę podjął czesko-niemiecki Bögl & Krysl. Rzutem na taśmę udało się, ale problem zawieszonych w próżni opłat pozostał. Jak wyjaśnia Furgalski to, co dla kierowców wydaje się powodem do radości, już za chwilę może być poważnym problemem.
Ogromne straty
- Każdego roku straty są rzędu 500 mln zł. Ruch ciągle rośnie, więc są i opracowania mówiące o 800 mln zł. Daje to sporą sumę. Wiem, że nasze państwo jest bogate, ale narzekając na ceny Kulczyka (A2 uchodzi za najdroższą autostradę), trzeba pamiętać, że to, co państwo pobiera za autostradę, nie pozwala na jej właściwe utrzymanie - mówi Furgalski.
W jego ocenie to wystarcza zaledwie na jakieś 40 proc. wydatków. Resztę państwo musi dołożyć, ale już z innych środków. - Nie z jakiś wydumanych pieniędzy, tylko z naszych podatków. Zatem tak czy inaczej za to zapłacimy, ale będzie drożej, jeżeli nie uda się utrzymać dobrego stanu autostrad. To z kolei jest niemożliwe bez pieniędzy - mówi Furgalski.
Czytaj też: Opłaty pobierane są na połowie przeznaczonych do tego dróg. Traci operator systemu i państwo
Ekspert przekonuje, że bez efektywnego systemu pobierania opłat za autostrady, w końcu drogi te "zaczną się sypać". Taki problem, jego zdaniem, mają Niemcy, którzy od lat dyskutują za co remontować autostrady oraz USA, gdzie większość dróg otrzymała najniższą kategorię D, oznaczającą konieczność natychmiastowego remontu.
- Z A2 zatrzymaliśmy się w rozkroku. Wielki plac zbudowany przy bramkach pod Pruszkowem straszy; niszczeje zainstalowany tam sprzęt, okablowanie. W skali kraju budowa bramek pochłonęła miliard złotych. To wszystko do niczego się nie przyda, bo idziemy w stronę poboru elektronicznego. Nie ma innego wyjścia. Szlabany korkują autostrady - mówi Furgalski.
Kiedy zatem na A2 zaczną pobierać myto? Czy rzeczywiście jest to decyzja polityczna, jak sugeruje Furgalski. Co oczywiste resort infrastruktury w swoim oficjalnym stanowisku terminu nie podaje, a całą rzecz umieszcza jak najdalej od polityki.
Opłaty będą, ale...
Jak przekonują w ministerstwie Infrastruktury, zgodnie z generalną zasadą, wyrażoną w ustawie o autostradach płatnych oraz o Krajowym Funduszu Drogowym, za przejazd autostradą pobierane są opłaty. Ustawa przewiduje przy tym dwa warunki: autostrada musi być dostosowana do poboru opłat oraz musi być wymieniona w rozporządzeniu Rady Ministrów w sprawie autostrad płatnych.
- Odcinek A2 Warszawa - Łódź znajduje się wprawdzie w ciągu autostrad, które w rozporządzeniu zostały wymienione jako płatne, niemniej nie została podjęta decyzja o dostosowaniu do poboru opłat. Do czasu podjęcia i wdrożenia takiej decyzji na tym odcinku nie będzie pobierana opłata za przejazd pojazdów lekkich, do 3,5 tony - mówi Szymon Huptyś, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury.
Zatem A2 jest i nie jest płatna. Jest, bo tak ją określono w rozporządzeniu, ale nie jest, bo nie ma decyzji o dostosowaniu do pobierania opłat. Słowem klasyczna gra na przeczekanie. Wiele zatem wskazuje na to, że w tej sprawie bliższy prawdy jest Adrian Furgalski, co oznacza, że na razie kierowcy mogą spać spokojnie.
Na razie, bo jak wybudowane w ostatnich latach drogi zaczną się sypać z powodu niewystarczających środków na ich utrzymanie, podróżowanie nimi może przypominać koszmar przeżywany na jawie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl