Jego zdaniem władze w Berlinie mogą znaleźć się w takiej samej sytuacji co władze Ukrainy w 2009 r.
Nord Stream 2 to gazociąg z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie. Ma być ułożony wzdłuż eksploatowanej od listopada 2011 roku magistrali Nord Stream.
Andrij Kobolew, prezes Naftohazu, w wywiadzie dla gazety "Welt am Sonntag" odniósł się do planów rozbudowy gazociągu po dnie Bałtyku. Ma on służyć do transportu surowca z Rosji do Niemiec. Do końca 2019 roku ma się zakończyć układnie dwóch kolejnych nitek tego gazociągu, co podwoi jego przepustowość.
W rozmowie z gazetą Kobolew ostrzegł, że prawdopodobnie będzie to oznaczać rezygnację Rosjan z przesyłu gazu przez Ukrainę. Jego zdaniem będzie to miało negatywne skutki dla Niemiec. Jak stwierdził, kraj ten stanie się praktycznie jedynym punktem dostaw rosyjskiego gazu do Unii Europejskiej, co uczyni Niemcy podatne na rosyjski szantaż.
Jak dodał, władze w Berlinie mogą znaleźć się w takiej samej sytuacji co władze Ukrainy w 2009 roku, kiedy Rosjanie po prostu zakręcili kurek z gazem.
Do sugestii krytyków gazociągu już wcześniej odniósł się prezydent Rosji Władimir Putin. Pod koniec ubiegłego roku powiedział: - Mamy taką pozbawioną jakichkolwiek podstaw teoryjkę, iż ten, kto kupuje nasz gaz, popada w zależność od Rosji. To absolutnie głupi, bezpodstawny argument, gdyż występuje tutaj wzajemna zależność. Jeśli nasz nabywca popada w zależność od dostawcy, to my także popadamy w zależność od nabywcy - powiedział.
Wyraził opinię, że szereg państw tranzytowych przeciwnych jest nowemu gazociągowi po dnie Bałtyku, gdyż nie chce utracić korzyści z opłat za tranzyt.
Pod koniec ubiegłego roku spółka Gazpromu Nord Stream 2 podpisała ze szwajcarską firmą Allseas umowę przedwstępną na ułożenie rur planowanego gazociągu. Szwajcarska firma ma ułożyć 1200 km rur, którymi od końca 2019 roku ma popłynąć do Niemiec rosyjski gaz. List intencyjny zobowiązuje ponadto dostawcę do zarezerwowania do końca 2017 roku mocy produkcyjnych do ułożenia drugiej nitki magistrali.