Sejm głosami posłów PiS przyjął w piątek budżet na 2017 rok. Deficyt ma wynieść blisko 60 mld zł. Poproszeni o komentarz ekonomiści mówią jednym głosem: budżet jest nierealny. - Cały sztandarowy projekt PiS jest finansowany z deficytu. Mówienie że to inwestycja w rodziny, jest po prostu bzdurą. Dziś "obdarowane" dzieci dorosną i będą musiały spłacać długi. Zapłata będzie słona – uważa prof. Marian Noga.
- To co ogromnie mnie martwi to fakt, że klimat polityczny całkowicie zepchnął dyskusję na drugi plan. Ustawa budżetowa jest najważniejsza, a tymczasem debata nad nią została całkowicie zablokowana – powiedział w rozmowie z WP money prof. Dariusz Filar, ekonomista, były członek Rady Polityki Pieniężnej.
- Co do samego budżetu, to muszę powiedzieć, że jest on oparty na bardzo optymistycznych założeniach, biorąc pod uwagę tendencje dotyczące wzrostu gospodarczego czy procesy inflacyjne. Będzie niezwykle trudno zrealizować scenariusz makroekonomiczny, który przyjęto – dodał prof. Filar.
Podobnego zdania jest prof. Robert Gwiazdowski, prawnik i ekspert ekonomiczny Centrum im. Adama Smitha. - Założenia budżetu są zbyt optymistyczne. Musiałby się wydarzyć cud, żeby zakładany poniżej 4 mld zł deficyt, okazał się realny. Ja wiem, że Świątynia Opatrzności już stoi, ale tu żadne modlitwy nie pomogą. Nie mam pewności, czy Matka Boska rozmawia ze swoim synem po polsku – komentuje ekspert i zastrzega: Kiedy PO uchwalała budżet Rostowskiego, też mówiłem że jest nierealny. W Polsce budżet jest mitologizowany.
Zdaniem Marka Borowskiego, byłego wiceministra finansów w rządzie Waldemara Pawlaka, mamy do czynienia z budżetem "bardzo napiętym", opartym na dalszym pozyskiwaniu środków z VAT-u i CIT-u.
- Rok 2017 będzie prawdopodobnie niezły, ale to „wyciskanie” VAT-u ma swoje granice. Deficyt w granicach 3 proc. jest krańcowy. Wszelkie niepowodzenia będą powodowały cięcia jakichś wydatków – uważa Marek Borowski.
Według niego także założenie wzrostu gospodarczego nie wydaje się być realne. - Czwarty kwartał, zgodnie z prognozami wicepremiera Morawieckiego, skończy się poniżej 2 proc. dynamiki. Odbudowa tego tempa będzie stopniowa i osiągniecie 3,4 proc. wzrostu wydaje się nierealne. To oczywiście będzie miało przełożenie na dochody – dodaje senator niezależny.
Także krytycznie wobec przyjętego budżetu wypowiada się prof. Marian Noga, były członek Rady Polityki Pieniężnej. - Prawda jest taka, że cały sztandarowy program PiS, czyli 500 +, jest finansowany z deficytu . Opowiada się, że to pomoc dla rodzin, że to inwestycja w polskie rodziny, dzieci. Te dzieci, kiedy dorosną, będą musiały spłacić ten „prezent”. Zapłata będzie słona – dodaje.
Z kolei Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC uważa, że deficyt przyszłorocznego budżetu uda się utrzymać, bez dokonywania korekty. - Po pierwsze ten budżet zakładał dochody z racji uszczelnienia systemu podatkowego w wysokości 10 mld zł i tempo wzrostu gospodarczego wyższe, niż się oczekuje. Z drugiej strony teraz oczekujemy, że wpłata z zysków NBP będzie dużo wyższa, niż założenia w budżecie – tłumaczy główny ekonomista BCC.
- Różnica in plus to może być ok. 10 mld zł. Dzięki temu założony deficyt będzie się dało utrzymać, bez potrzeby dokonywania korekty – dodaje prof. Gomułka. Według niego zbyt optymistyczne są same złożenia dotyczące wzrostu PKB.
- Wynik III kw. był niespodzianką, rząd zaakceptował, że wynik IV kw. jest jeszcze gorszy. Kluczowa sprawa dotyczy inwestycji, w szczególności inwestycji publicznych. Ministrowie od rozwoju gospodarczego mówili, że odbicie w inwestycjach nastąpi w drugiej połowie tego roku, teraz wicepremier Morawiecki uważa, że to przesunie się na przyszły rok – tłumaczy główny ekonomista BCC.
- Ważniejsze od samego budżetu jest to, czy został on legalnie przyjęty – powiedział prof. Marek Góra, współtwórca reformy polskiego systemu emerytalnego, który nie chciał szerzej komentować przyjętego przez Sejm budżetu na 2017 rok.
Legalnie przyjęty budżet?
Przypomnijmy, że piątkowe głosowanie odbyło się w chaotycznych warunkach w Sali Kolumnowej. W tym czasie opozycja blokowała Salę Plenarną. Budżet uchwalali więc głównie posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Głosowanie odbyło się bez obecności kamer i dziennikarzy.
Senator niezależny Marek Borowski za winnego całej sytuacji uważa marszałka Sejmu. - Marszałek Kuchciński nie sprostał całej sytuacji. Mógł zadysponować głosowanie imienne, które polega na tym, że odczytywani posłowie wstają i głosują, a sekretarz to zaznacza – wyjaśnia senator Borowski. - W tym przypadku, bez urządzeń do elektronicznego głosowania powstaje pytanie, czy na stali byli wyłącznie posłowie oraz czy prawidłowo policzono obecnych – dodaje.
- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, czy głosowanie w sprawie przyjęcia budżetu było wiążące - mówi dr. Ryszard Balicki, konstytucjonalista UWr. - Z punktu widzenia regulaminu i kompetencji marszałka Sejmu - jeżeli podpisze, że to była prawidłowo podpisana ustawa, a nie mamy innej możliwości zweryfikowania – to odpowiedź powinna brzmieć: tak, mamy uchwalony budżet przez Sejm. Jednak do samego głosowania mamy zbyt dużo wątpliwości – dodaje.
Według dr Balickiego niezbędna będzie kontrola i zbadanie legalności przyjęcia ustawy budżetowej przez Trybunał Konstytucyjny. – Ustawa budżetowa jest jedną z najważniejszych. Myślę, że ta sprawa trafi do Trybunału. Posłowie skorzystają z prawa, które mają. Dużo lepiej byłoby, gdyby prezydent skorzystał ze swoich kompetencji. Nie wiadomo kiedy i jak orzeknie trybunał. Mam nadzieję, że będzie on prawidłowo funkcjonować – dodaje dr Balicki.
O możliwości zbadania legalności głosowania mówi także prof. Stanisław Gomułka. Główny ekonomista BCC podkreśla, że to kwestia prawna, ale – jak dodaje - nie decyduje teraz prawo czy konstytucja, a rząd, który ma większość. - Jeżeliby zastosować tę logikę do sytuacji budżetu, to wczorajsze głosowanie będzie uznane za poprawne. Zbadać to może Trybunał Konstytucyjny. Wydaje mi się, że tutaj nie będzie żadnych zagrożeń. Ostatecznie rząd może głosować raz jeszcze, ale prawdopodobnie nie zrobi tego ze względów politycznych i prestiżowych – ocenia prof. Gomułka.
Marek Borowski, senator niezależny, były wicepremier i minister finansów w rządzie Waldemara Pawlaka, nie wierzy w skuteczność zakwestionowania głosowania przez Trybunał Konstytucyjny. - Dla mnie to głosowanie mogłoby być bardzo łatwo podważone. Tylko przed kim? Normalnie przed trybunałem, ale teraz Trybunał Konstytucyjny jest traktowany przez PiS jako ciało nieistniejące, więc praktycznie nie ma możliwości zakwestionowania tego skutecznie – mówi Borowski. - Można to podważać politycznie i pokazywać, że zostały popełnione poważne błędy, ale o skuteczność działań będzie trudno – dodaje.
W głosowaniu nad budżetem na 2017 rok w piątek wieczorem udział wzięło 236 posłów. Za jego uchwaleniem było 234, przeciw 2, nikt się nie wstrzymał - podał marszałek Sejmu Marek Kuchciński po głosowaniu. Opozycja domaga się zwołania dodatkowego posiedzenia Sejmu 20 grudnia i ponownego głosowania nad ustawą budżetową.