Przyspieszająca gospodarka i inflacja mają pozwolić na sfinansowanie zaplanowanych wydatków, w tym na 500+ i obniżenie wieku emerytalnego - takie są założenia projektu budżetu na 2017 rok, o którego przyjęciu poinformowała w środę premier Beata Szydło. Eksperci wskazują, że jeśli gospodarka będzie rosnąć tak, jak zamierza rząd, to nie ma się czego obawiać. Problem z tym, że zbliża się koniec dobrej koniunktury, a rząd ma coraz to nowe pomysły na wydatki.
W myśl konstytucji, rząd musi przyjąć i przesłać do Sejmu projekt budżetu najpóźniej na trzy miesiące przed początkiem roku budżetowego, czyli do końca września. Nawet gdyby pani premier Szydło coś w tym budżecie nie odpowiadało, to i tak wszystkie szczegóły były uzgadniane wcześniej i przyjęcie projektu w środę było formalnością.
Tempo wzrostu gospodarki 3,6 proc., deficyt budżetowy 2,9 proc. PKB i inflacja 1,3 proc. - takie są główne założenia w przyjętym w środę budżecie państwa na 2017 rok.
Dokument zaakceptowany wstępnie przez rząd pod koniec sierpnia zakłada, że przyszłoroczne krajowe dochody państwa wyniosą 324,1 mld zł, wydatki - 383,4 mld zł, a deficyt krajowy ma być nie większy niż 59,3 mld zł. Licząc łącznie z budżetem środków europejskich deficyt wzrośnie do 69,8 mld zł.
Wskaźniki projektu budżetu na 2017 r. nie zmieniły się - poinformowała w środę na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu premier Beata Szydło. Dodała, że tegoroczne wyniki budżetu są bardzo dobre.
- Wskaźniki się nie zmieniły; to, co jest najważniejsze, te zadania, o których mówiłam państwu, są zabezpieczone w pełni. Tegoroczne wyniki budżetowe na ten moment są bardzo dobre. Bardzo dobrze idzie realizacja dochodów - to jest oczywiście ogromna zasługa ministerstwa finansów - mówiła na konferencji po posiedzeniu rządu Szydło.
- Ale też nie ukrywamy, że mamy większe oczekiwania, jeśli chodzi o dochody budżetowe, o skalę rozwoju. M.in. dlatego powstaje Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów, bo chcemy, żeby plan odpowiedzialnego rozwoju był bezpiecznie realizowany - mówiła.
Premier zaznaczyła, że minister Mateusz Morawiecki "jest jednocześnie ministrem rozwoju i ministrem finansów". - Obydwa resorty pozostają - dodała.
Budżet państwa na 2017 r. | |||||
---|---|---|---|---|---|
kraj | proc. PKB | środki europejskie | razem | ||
2016 | dochody | 313,8 | 16,9 | 62,4 | 376,2 |
wydatki | 368,5 | 19,8 | 71,6 | 440,2 | |
deficyt | 54,7 | 2,9 | 9,2 | 64,0 | |
2017 | dochody | 324,1 | 16,6 | 60,2 | 384,3 |
wydatki | 383,4 | 19,6 | 69,8 | 453,2 | |
deficyt | 59,3 | 3,0 | 9,6 | 69,0 | |
2016/2017 (proc.) | dochody | 3,3 | -0,3 | -3,5 | 2,1 |
wydatki | 4,0 | -0,2 | -2,5 | 3,0 | |
deficyt | 8,4 | +0,1 | 4,3 | 7,8 | |
Źródło: Ministerstwo Finansów, wyliczenia własne |
Już podczas prezentacji budżetu na posiedzeniu Rady Dialogu Społecznego minister finansów Paweł Szałamacha zapewniał, że w 2017 roku nie ma żadnego zagrożenia dla Programu 500+ ani dla programu bezpłatnych leków dla seniorów powyżej 75 lat. Możliwe też będzie obniżenie wieku emerytalnego od czwartego kwartału 2017 r.
Jak wskazują ekonomiści, to jednak nie koniec planów Skarbu Państwa. W kolejce czekają kolejne wzrosty wydatków, a za tym wcale nie musi iść wzrost przychodów podatkowych. Zbyt wiele opiera się na założeniu, że gospodarka będzie rosła, a ściągalność podatków bardzo się poprawi.
Zbyt wiele zależy od ściągalności i wzrostu gospodarki
- Bardzo istotnym założeniem jest poprawa ściągalności - powiedział w rozmowie z money.pl Rafał Benecki, główny ekonomista ING Financial Markets. - Plany są sensowne, ale obawy budzi co innego. Słyszymy obietnice odnośnie kolejnych lat: wiek emerytalny, wydatki na armię, zdrowie, tanie mieszkania, czyli historia budżetowa nie kończy się z rokiem 2017 r. i wciąż jest ciche założenie, że poprawi się ściągalność.
Jak wskazuje ekonomista, tak długo, jak politycy czekają z nowymi wydatkami na rzeczywistą poprawę ściągalności, rynki i agencje ratingowe pozostaną cierpliwe. - Co jeśli okaże się, że gospodarka ma niższe tempo niż zakładano, a postęp w poprawie ściągalności jest wolniejszy, zaś oczekiwania polityków rosną? Wówczas może być bardziej nerwowo - zauważa Benecki.
To wszystko grozi nie tylko naruszeniem progu deficytu budżetowego, czyli przekroczeniem bariery 3 proc. PKB, ale i podwyższeniem oprocentowania polskich obligacji, czyli wzrostem kosztów obsługi długu przez rząd.
Dotychczasowe efekty zacieśniania luk podatkowych są na szczęście dla budżetu już widoczne. W efekcie wprowadzenia tzw. "pakietu paliwowego" wzrosły wpływy budżetu z tytułu akcyzy i VAT. Po wstępnych danych za sierpień Ministerstwo Finansów oceniło, że wpływy te mogą być wyższe o co najmniej 200 mln zł miesięcznie na samych tylko paliwach płynnych, co oznacza około 2,4 mld zł rocznie. Łącznie efekty pakietu rozwiązań uszczelniających VAT szacowane są na około 3,4 mld zł więcej dla dochodów państwa w skali roku.
- Poprawa ściągalności, jaką obserwujemy, postępuje znacznie wolniej niż była mowa w czasie kampanii wyborczej. Wówczas mówiono nawet o 20 mld zł w ciągu 1,5 roku - wskazuje Benecki. Od sierpnia wszedł w życie pakiet paliwowy. Widać że zaplecze polityczne zaczyna się niepokoić tempem uzyskiwanych efektów - dodaje.
Problemy mogą też być z dość optymistycznymi założeniami odnośnie wzrostu gospodarczego i inflacji, od której zależą wpływy z VAT - im wyższe ceny, tym więcej wydają konsumenci i tym więcej VAT wpływa do budżetu.
- Myślę, że trudno będzie uzyskać taki wzrost gospodarczy, jak założono - mówi Piotr Bielski, starszy ekonomista banku BZ WBK. - Nie ma też pewności, czy inflacja wzrośnie tak bardzo, jak się zakłada, ale z drugiej strony nie można powiedzieć, że budżet przyszłoroczny jest nie do zrealizowania. Wiadomo, że wydatki będą wyższe, bo przecież będzie to pierwszy pełny rok funkcjonowania programu 500+. Jest też tam element uwzględniający obniżenie wieku emerytalnego. Ale biorąc pod uwagę rozwiązania programowe, pozostałe wydatki rosną nie tak mocno, w rezultacie relacja całkowitych wydatków do PKB nawet się obniża - dodaje.
- Widzimy parę słabych założeń w budżecie, ale utrzymanie w ramach 3 proc. deficytu nie jest skazane na porażkę - wskazuje Rafał Benecki z ING. - Niepokojące jest to, że deficyt blisko 3 proc. PKB jest planowany w roku, kiedy jesteśmy blisko szczytu koniunktury.
W prognozach ING wzrost PKB ma być nieco niższy, tj. ma wynieść 3,3 proc.
- Gdyby nastąpiło większe negatywne zaskoczenie wzrostem, to deficyt może wymknąć się spod kontroli i znacznie przekroczyć 3 proc. PKB - ostrzega Benecki. - Mamy obawy o budżety samorządów. Gdy ruszają inwestycje unijne, wymaga to zadłużania samorządów, ale Ministerstwo Finansów jest w tym względzie zbyt optymistyczne.
Oszczędności na edukacji? „To tylko chwilowa ulga dla budżetu”
Budżet zakłada też wolniejszy wzrost wydatków, niż dynamika PKB, tj. o ile gospodarka ma rosnąć w tempie 3,6-procentowym, to wydatki mają się zwiększyć o „tylko” 3 proc., jeśli liczyć łącznie budżet krajowy z budżetem środków europejskich.
- To wyjaśnia się m.in. spadkiem wydatków na edukację - informuje Benecki. - Być może odroczenie pierwszaków do wieku 7 lat może dać takie oszczędności, ale w kolejnym roku dzieci będzie dwa razy więcej, więc to ulga chwilowa, podważająca wiarygodność takich założeń.
W kolejnych latach dojdzie pewnie oszczędność na likwidacji gimnazjów, ale z pewnością nie będą to kwoty, które pozwolą budżetowi na oddech.