Legalni bukmacherzy wchodzą w twardy hazard. Po co czekać na spotkanie z Messim czy mecz Radwańskiej, skoro można zagrać w wirtualną grę widoczną na ekranie telewizora czy komputera przez całą dobę? Pełen automatyzm gry może przyciągnąć osoby, które dotąd pociągały za wajchę jednorękiego bandyty. Pewne jest jedno - bukmacherzy mogą na tym sporo zarobić.
Dotąd praktycznie nieznaną w Polsce grę uruchomiły już Totolotek oraz Fortuna. Spóźniony jest STS, ale zapewne i on niedługo przedstawi swoją ofertę. Kiedy? To raczej kwestia tygodni niż miesięcy, tym bardziej że już kiedyś z takimi grami eksperymentował. Podobnie zrobią zapewne też inne legalne firmy - LV Bet, Milenium czy Forbet, przewiduje Konrad Komarczuk z Fortuny.
- Jeśli ustawodawca w nowej ustawie hazardowej dopuścił taką ofertę, to moim zdaniem wszyscy w to wejdą - mówi prezes bukmachera.
Wirtualne sporty mają bowiem szansę stać się alternatywą dla osób, które dotąd grały na jednorękich bandytach.
- To nie jest to samo, bo tam głównie chodziło o fizyczny kontakt z maszyną, piwko i papieros w ciemnym lokalu. Jednak dziura po automatach będzie tak duża, że dla bukmacherów to bardzo łakomy kąsek. A wirtualne sporty ze względu na swoją szybkość i hazard w czystej postaci są pewną alternatywą - mówi money.pl Komarczuk. Dodaje, że bukmacherzy podgryzą też Keno, czyli grę Totalizatora Sportowego, w której losowanie także odbywa się co kilka minut.
Rynek do zagospodarowania jest ogromny, bo do automatów rok rocznie wpadało nawet kilka miliardów złotych. Od 1 kwietnia nielegalnych punktów jednak ubywa. I tu z ofertą pojawiają się bukmacherzy.
Na przykład Totolotek umożliwia obstawianie wirtualnych spotkań piłki nożnej, wyścigów psów i koni. Cała rozgrywka trwa zaledwie kilka minut i można ją obserwować na ekranach umieszczonych w lokalach. Do drużyny czy zawodnika przypisany jest kurs, a także krótka charakterystyka. Przykład? Nazwy drużyn piłkarskich to np. Czerwoni Łódź, Wojskowi Warszawa, Śledzie Gdynia - choć mogą kojarzyć się z Widzewem, Legią czy Arką, to są to wyłącznie komputerowe kopie.
Wirtualne sporty jak gra komputerowa
Gracz może zagrać agresywnie, czyli obstawić kogoś, kto może dać mu dużą wygraną, ale jest małe prawdopodobieństwo zwycięstwa albo na odwrót, czyli nieduża wygrana za większe szanse na jej osiągnięcie. O tym, czy w wirtualnym wyścigu zwycięża zawodnik 1, 2 czy 3 decyduje tylko komputer. Wiedzy na temat piłkarzy, koni czy psów nie trzeba mieć żadnej.
- Mam wrażenie, że wiele spotkań piłkarskich też ma charakter czysto losowy. Wiele się więc nie zmieni - żartuje Komarczuk.
Co ważne zawody rozgrywane są permanentnie. Gracze nie muszą więc czekać do 20.45, kiedy zacznie się prawdziwy mecz Ligi Mistrzów i na murawę wybiegnie Lewandowski. Zdarzenia odbywają się co pięć, czy nawet co trzy minuty, a mecz piłki nożnej skrócono do trzech minut - wszystko przypomina więc komputerową "Fifę".
"Szybka gra, szybka kasa" - tak wprost reklamuje swoją ofertę Fortuna. Podkreśla też, że "gracz nie musi posiadać specjalistycznej wiedzy. To gra dla każdego, kto liczy na wielkie emocje i szybką wygraną - nawet do 200 000 zł co pięć minut".
Oprócz bycia substytutem dla jednorękich bandytów, dla bukmacherów wirtualne sporty mają jeszcze jeden wielki plus - brak kosztów. Aby oferować zwyczajne zakłady, drużynom piłkarskim przyglądać musi się sztab ludzi sprawdzających: kto i w jakiej jest formie, który piłkarz ostatniej nocy nie wylewał za kołnierz i czy przypadkiem na treningu gwiazda drużyny nie złapała kontuzji. I nawet jeśli bukmacher nie robi tego sam, to musi słono płacić za kursy wyspecjalizowanym firmom. W przypadku wirtualnych sportów trzeba zapłacić raz za stworzenie odpowiedniego algorytmu. I czekać na graczy.
- Wierzymy, że ten rodzaj rozgrywek będzie cieszył się dużym zainteresowaniem naszych klientów. Są szybkie i dużo bardziej dostępne niż zakłady na realne rozgrywki. Włożyliśmy bardzo wiele pracy w to, aby symulacje były jak najbardziej rzeczywiste, rozbudowane i posiadały maksymalnie dużo danych, pozwalających dokonać analizy możliwych wyników - mówi Adam Lamentowicz, prezes Totolotka.
Bukmacherów przybywa, państwo zarobi?
Przypomnijmy, że dla bukmacherów szykują się złote czasy. Ustawa hazardowa, która weszła w życie 1 kwietnia tego roku, okazała się nad wyraz skuteczna. Jak informowaliśmy już w marcu, wiele zagranicznych nielegalnych serwisów bukmacherskich skierowanych do Polaków wycofało się z naszego rynku. A to spowodowało, że gracze zaczęli przenosić się do legalnych bukmacherów.
- W dzień wycofania się bet365 mieliśmy wyraźny pik. To był dosłownie moment. Informacja poszła, a do nas przyszli klienci. Od tego czasu mamy dwukrotnie więcej nowych rejestracji i trzykrotnie większe wpłaty - mówił money.pl Konrad Komarczuk w połowie kwietnia.
Do zagospodarowania jest rynek on-line wyceniany nawet na 5-6 mld zł, z czego dziś ten legalny to zaledwie kilka procent. Na dodatek nowa ustawa pozwala się reklamować - pod wieloma restrykcjami, ale jednak. To sprawia, że na rynku pojawia się coraz więcej firm. Najlepszy przykład to LV Bet - wcześniej marka LV była jedynie marką napoju energetycznego. O licencję Ministerstwa Finansów stara się też rumuński Superbet.
A to oznacza, że państwo zarobi. Bukmacherzy wprawdzie narzekają na 12-procentową stawkę podatku od zakładów wzajemnych, ale wolą zapłacić nawet tak dużo i móc działać w Polsce, niż trafić do rejestru stron zakazanych. Ten działa na razie testowo. Od 1 lipca tego roku nielegalne serwisy będą na terenie naszego kraju blokowane i wejście na ich strony będzie mocno utrudnione.