Do prawnego absurdu doprowadziła w Bułgarii ustawa liberalizująca zakaz palenia w miejscach publicznych - rodzicom nie wolno zabierać ze sobą dzieci np. do cukierni i pizzerii, jeżeli wolno tam palić.
Zgodnie z przyjętą przez posłów rządzącej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) nowelą ustawy o zdrowiu, w restauracjach, kawiarniach, cukierniach i innych lokalach gastronomicznych o powierzchni do 50 metrów kwadratowych ewentualne wprowadzenie zakazu palenia jest decyzją właściciela. Lecz jeśli w lokalu wolno palić, to zgodnie z ustawą o ochronie dzieci niepełnoletnim nie wolno tam wchodzić.
Nowelizacja ustawy, skrytykowana już przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), wywołała oburzenie rodziców, którzy obawiają się, że właściciele, w dążeniu do przyciągania liczniejszej klienteli, nagminne będą zezwalać na palenie i w konsekwencji nie będzie dokąd pójść z dzieckiem na lody lub pizzę.
Biznes bułgarski, zwłaszcza branża turystyczna, zawsze przeciwstawiały się zakazowi palenia. Bułgarskie media wskazują, że właśnie lobby turystyczne i branża tytoniowa stoją za nowelą, która w praktyce znosi zakaz.
Według opozycji, zamiast zakazywać dzieciom i młodzieży wejścia do miejsc publicznych, trzeba było zrezygnować z liberalizacji ustawy o paleniu. Pełny zakaz palenia miał wejść w życie od 1 czerwca, lecz ostatecznie wiele restrykcji zniesiono. W większości miejsc publicznych nadal będzie wolno palić.
Rządząca większość parlamentarna motywowała zniesienie zakazu palenia tradycjami narodowymi, kryzysem gospodarczym, który powoduje konieczność wsparcia małego biznesu, a ostatnio również koniecznością wypłacenia producentom dopłat za uprawę tytoniu w wys. 116 mln lewów (58 mln euro).
Oprócz tego, według autorów noweli, przestrzeganie restrykcyjnej ustawy i wyegzekwowanie należnych za jej naruszenie grzywien byłoby bardzo trudne. Powołano się na przykład Grecji, gdzie nie powiodły się próby wprowadzenia zakazu palenia w miejscach publicznych.