W wywiadzie dla agencji Bloomberga saudyjski książę Muhammad ibn Salman - wicenastępca tronu i drugi wicepremier - poinformował, że naftowa monarchia wdroży program reform, który do 2020 r. ma przynieść państwowej kasie wpływy rzędu 100 mld USD.
Istotą programu ma być nawet trzykrotne zwiększenie przychodów ze źródeł innych niż przetwórstwo i handel ropą, a także zbilansowanie budżetu królestwa. Receptą na ekonomiczne bolączki Rijadu mają być m.in. wpływy z podatku VAT, podatku dla ekspatriantów mieszkających w Arabii Saudyjskiej, a także podatku od... słodzonych napojów.
W 2015 r. deficyt w budżecie Arabii Saudyjskiej rozrósł się do 15 proc. PKB. To efekt załamania na rynku ropy, na skutek którego dochody królestwa z eksploatacji, przerobu i handlu tym surowcem zmniejszyły się o 23 proc. W odpowiedzi na kryzys Rijad już w grudniu ub. r. zadecydował o zmniejszeniu hojnych rządowych dotacji na wodę, energię elektryczną i paliwa. Zapowiedziano też ograniczenie wydatków na inwestycje.
Jak szacuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy, ceny ropy naftowej na światowych rynkach musiałyby sięgnąć 106 USD za baryłkę, by Arabia Saudyjska mogła pokrywać swoje bieżące wydatki dzięki wpływom z handlu tym surowcem. Tymczasem cena baryłki ropy oscyluje obecnie wokół poziomu 38 USD.